Nie rób!
Ostatnie tygodnie obfitowały w moim życiu w nadmiar obowiązków, które praktycznie zabrały mi wolne weekendy. Ten ciągły wysiłek oznaczał bezustanną jazdę na 5. biegu. Wreszcie mam chwilę, by złapać oddech i zanim wyłączę tryb pracy chcę pokazać Tobie, co robię, by wykorzystywać takie chwile jak najlepiej.
Feministka czy nie, z obowiązków domowych nie zrezygnuję. Pewną ich część oddelegowałam Szanownemu (wyrzucanie śmieci, opróżnianie i ładowanie zmywarki, karmienie kota i mycie łazienki chemią, bo u mnie skończyłoby się to zapaleniem oskrzeli). Do mnie należą bieżące zakupy, bieżące porządkowanie, odkurzanie i mycie podłóg, pranie i składanie ubrań, a czasem prasowanie (ograniczam to do pościeli i ciuchów, które bez żelazka wyglądają jak psu z gardła wyjęte; poza tym prasowanie doprowadza mnie do szewskiej pasji).
Dlaczego piszę o domowych obowiązkach, gdy miało być o odpoczynku? Bo odnoszę wrażenie, że pierwszą rzeczą, za którą chwytają kobiety mając szansę na chwilę oddechu od pracy są właśnie obowiązki domowe. Nam się wydaje, że to jest dla nas oaza spokoju, że nas to relaksuje, że sprawia przyjemność. OK – nie mówię, że tak nie jest; ja też nie znoszę syfu i nie mogłabym się relaksować w zagraconym mieszkaniu oblepionym kurzem. Ale nawet jeśli to nas relaksuje i odstresowuje, nie róbmy tego, gdy mamy ładować swoje baterie.
Chodzi o to, aby zrobić sobie dzień naprawdę wolny od wszelkich zajęć. Jeśli oznacza to doprowadzenie się na skraj możliwości w przededniu odpoczynku – zróbmy to, odhaczmy wszystko ze swojej "to-do list" i rozpocznijmy tę wolną sobotę czy niedzielę nie mając absolutnie nic do zrobienia (długofalowe projekty nie ucierpią, jeśli weźmiesz od nich urlop na dzień czy dwa).
Żeby to miało ręce i nogi, jeśli jesteś maniaczką kontroli, jak ja, powyższe oznacza niestety zaplanowanie tego dnia naprawdę wolnego zawczasu.
Jestem przeciwna walczenia ze swoją naturą, więc muszę się czasem nieźle nagimnastykować, aby oszukać własny mózg. Co prawda, jeszcze nie opracowuję złożonych strategii na wykonanie dnia wolnego (to zdecydowanie gwarantowałoby mi pobyt w Tworkach), ale nie zdołam wyłączyć trybu pracy nie mając pewności, że pewne warunki nie zostały spełnione. Muszę mieć w domu zapas wody, kawy, jedzenia dla nas i dla kota, ogólny porządek i żadnych zobowiązań. Jeśli pojawi się choćby cień czegoś do zrobienia, mój mózg odrazu powędruje w stronę planowania, a chodzi o to, by w dzień naprawdę wolny nie mieć co planować.
Każda pracoholiczka wie, jak ciężko jest "nie mieć zajęcia". Masz wrażenie, że czas przepływa Ci przez palce, że go tracisz, że marnujesz swoje moce przerobowe, które mogłabyś wykorzystać na tysiąc sposobów. Mogłabyś odpalić maila i sprawdzić, czy coś się ruszyło w aktualnym projekcie. Mogłabyś zrobić od dawna planowany porządek w szafie. Mogłabyś wreszcie zabrać się za tę cholerną szufladę, która jest w każdym domu goszcząc przedmioty bliżej niezidentyfikowane.
Nie, nie i jeszcze raz NIE! Nie wolno! Ja stanowczo zabraniam!
Na początek trochę Cię postraszę. Wiesz, co dzieje się z Twoim zdrowiem psychicznym i fizycznym, gdy stres zaczyna dominować w Twoim życiu? Nie chodzi tylko o to, że zaczynasz bardzo potrzebować chwili samotności na bezludnej wyspie ;) Organizm ludzki składa się z naczyń połączonych, więc wszystko, co się w nim dzieje, wpływa na całokształt jego funkcjonowania. Pisałam już o tym, ale warto takie treści przypominać i powtarzać, więc poniżej przedstawiam krótkie podsumowanie konsekwencji długotrwałego stresu.
Stres wpływa niekorzystnie na zdrowie psychiczne (przyczynia się do występowania depresji, stanów lękowych, zaburzeń osobowościowych), układ krążenia (m.in. zwiększa ryzyko zawału), przyczynia się do otyłości i zaburzeń dietetycznych, odbija się na cyklach miesiączkowych, libido, powoduje problemy ze skórą i włosami oraz powoduje zaburzenia po stronie przewodu pokarmowego.
Ale my to wszystko wiemy, prawda? Nie odkrywam tu przed Wami Ameryki, nie zdradzam żadnych tajemnic ani sekretów. Od lat media i naukowcy tłuką nam do głów, że stres jest naszym największym zagrożeniem i musimy odpoczywać. Mimo to niewiele z nas rzeczywiście coś z tym robi. A szkoda! Korzyści, jakie płyną z odpoczynku są nieocenione. O tym zresztą też już pisałam ;)
My, kobiety, jesteśmy uzależnione od robienia i zapracowujemy się jak oszalałe; wciąż coś dopinamy, realizujemy, dokądś pędzimy. Może to presja otoczenia, a może to presja nas samych nakazuje nam ciągle zapierdalać. Ale czasem warto się zatrzymać i odpocząć, bo potrzebujemy tego dnia naprawdę wolnego; potrzebujemy czasem po prostu nie robić.
Pomyśl o swoim dniu naprawdę wolnym, jak o detoksie od wszystkich obowiązków i odpowiedzialności. Czy na detoksie dietetycznym szukałabyś przekąsek do podjedzenia? Raczej nie. Wiedziałabyś, po co to robisz i ile to potrwa. Dlaczego więc dzień naprawdę wolny wydaje się nierealny i nieosiągalny? Pomyśl o tym tak: to jeden, góra dwa dni, w których jesteś amebą – świat się od tego nie zawali, a Ty możesz na tym tylko skorzystać.
Żeby przekonać Cię do wyłączenia trybu pracy sięgnę do badań, dzięki którym udowodniono, co dzieje się z naszym organizmem, gdy głęboko się relaksujemy. Wykorzystując technikę medytacji 16 badanych poddano próbie trwającej 8 tygodni, w ramach której przedstawiono im program mindfullness i poproszono, by codziennie przez 45 minut wykonywali określone ćwiczenie relaksacyjne (średnio wykonywali je przez 27 minut dziennie). Wyniki badań wykazały, że podczas relaksu mózg przetwarza mniej informacji, co ma znaczenie w ujęciu poszczególnych jego partii:
– wyłącza się obszar mózgu odpowiedzialny za planowanie, racjonalne myślenie, emocje oraz samoświadomość,
– tempo pracy zwalnia obszar odpowiadający za przetwarzanie informacji sensorycznych o otaczającym nas świecie, który warunkuje naszą świadomość czasu i miejsca,
– wyłącza się przyjmowanie zewnętrznych bodźców, które odpowiadają za stawanie mózgu na baczności.
Wszystko fajnie, ale co to oznacza w przełożeniu na codzienność? Otóż oznacza to między innymi:
Choć ten wpis dedykowany jest znalezieniu czasu na jeden dzień naprawdę wolny, który ma moc sprawczą po długotrwałym wysiłku, najlepsze owoce relaksu zbierzesz znajdując chwilę offline każdego dnia. Dziś zachęcam Cię do dnia naprawdę wolnego, bo jego efekty udowodnią Ci, że warto – a dzięki temu znajdziesz motywację, by nauczyć się odpoczywać każdego dnia.
Feministka czy nie, z obowiązków domowych nie zrezygnuję. Pewną ich część oddelegowałam Szanownemu (wyrzucanie śmieci, opróżnianie i ładowanie zmywarki, karmienie kota i mycie łazienki chemią, bo u mnie skończyłoby się to zapaleniem oskrzeli). Do mnie należą bieżące zakupy, bieżące porządkowanie, odkurzanie i mycie podłóg, pranie i składanie ubrań, a czasem prasowanie (ograniczam to do pościeli i ciuchów, które bez żelazka wyglądają jak psu z gardła wyjęte; poza tym prasowanie doprowadza mnie do szewskiej pasji).
Dlaczego piszę o domowych obowiązkach, gdy miało być o odpoczynku? Bo odnoszę wrażenie, że pierwszą rzeczą, za którą chwytają kobiety mając szansę na chwilę oddechu od pracy są właśnie obowiązki domowe. Nam się wydaje, że to jest dla nas oaza spokoju, że nas to relaksuje, że sprawia przyjemność. OK – nie mówię, że tak nie jest; ja też nie znoszę syfu i nie mogłabym się relaksować w zagraconym mieszkaniu oblepionym kurzem. Ale nawet jeśli to nas relaksuje i odstresowuje, nie róbmy tego, gdy mamy ładować swoje baterie.
Chodzi o to, aby zrobić sobie dzień naprawdę wolny od wszelkich zajęć. Jeśli oznacza to doprowadzenie się na skraj możliwości w przededniu odpoczynku – zróbmy to, odhaczmy wszystko ze swojej "to-do list" i rozpocznijmy tę wolną sobotę czy niedzielę nie mając absolutnie nic do zrobienia (długofalowe projekty nie ucierpią, jeśli weźmiesz od nich urlop na dzień czy dwa).
Żeby to miało ręce i nogi, jeśli jesteś maniaczką kontroli, jak ja, powyższe oznacza niestety zaplanowanie tego dnia naprawdę wolnego zawczasu.
Jestem przeciwna walczenia ze swoją naturą, więc muszę się czasem nieźle nagimnastykować, aby oszukać własny mózg. Co prawda, jeszcze nie opracowuję złożonych strategii na wykonanie dnia wolnego (to zdecydowanie gwarantowałoby mi pobyt w Tworkach), ale nie zdołam wyłączyć trybu pracy nie mając pewności, że pewne warunki nie zostały spełnione. Muszę mieć w domu zapas wody, kawy, jedzenia dla nas i dla kota, ogólny porządek i żadnych zobowiązań. Jeśli pojawi się choćby cień czegoś do zrobienia, mój mózg odrazu powędruje w stronę planowania, a chodzi o to, by w dzień naprawdę wolny nie mieć co planować.
Każda pracoholiczka wie, jak ciężko jest "nie mieć zajęcia". Masz wrażenie, że czas przepływa Ci przez palce, że go tracisz, że marnujesz swoje moce przerobowe, które mogłabyś wykorzystać na tysiąc sposobów. Mogłabyś odpalić maila i sprawdzić, czy coś się ruszyło w aktualnym projekcie. Mogłabyś zrobić od dawna planowany porządek w szafie. Mogłabyś wreszcie zabrać się za tę cholerną szufladę, która jest w każdym domu goszcząc przedmioty bliżej niezidentyfikowane.
Nie, nie i jeszcze raz NIE! Nie wolno! Ja stanowczo zabraniam!
Na początek trochę Cię postraszę. Wiesz, co dzieje się z Twoim zdrowiem psychicznym i fizycznym, gdy stres zaczyna dominować w Twoim życiu? Nie chodzi tylko o to, że zaczynasz bardzo potrzebować chwili samotności na bezludnej wyspie ;) Organizm ludzki składa się z naczyń połączonych, więc wszystko, co się w nim dzieje, wpływa na całokształt jego funkcjonowania. Pisałam już o tym, ale warto takie treści przypominać i powtarzać, więc poniżej przedstawiam krótkie podsumowanie konsekwencji długotrwałego stresu.
- Emocjonalne symptomy stresu to łatwe uleganie złości, frustracji, zmienność nastrojów, uczucie przytłoczenia i utraty kontroli (lub wzrastająca potrzeba kontroli), trudność z uspokojeniem się, negatywne postrzeganie własnej osoby i niska samoocena, uczucie samotności, niska wartość samej siebie, unikanie ludzi czy depresja.
- Fizyczne objawy obejmują spadek energii, bóle głowy, problemy z przewodem pokarmowym (biegunki, zatwardzenia, nudności), bóle i napięcie mięśni, ból w klatce piersiowej, przyspieszona akcja serca, bezsenność, częste przeziębienia i infekcje, spadek libido, nerwowość i roztrzęsienie, dudnienie w uszach, chłodne lub potliwe dłonie i stopy, suchość w ustach, problemy z przełykaniem, szczękościsk i zgrzytanie zębami.
- Objawy kognitywne to, między innymi, ciągłe zamartwianie się, gonitwa myśli, zapominalstwo i dezorganizacja, nieumiejętność koncentracji, słabe zdolności oceny rzeczywistości czy pesymizm.
- Oznaki behawioralne to zmiany apetytu (zajadanie stresu lub głodzenie się), prokrastynacja i unikanie odpowiedzialności, nadużywanie alkoholu, leków i narkotyków oraz nikotyny, wykazywanie więcej zachowań nerwicowych, takich jak obgryzanie paznokci, wyrywanie włosów czy wiercenie się.
Stres wpływa niekorzystnie na zdrowie psychiczne (przyczynia się do występowania depresji, stanów lękowych, zaburzeń osobowościowych), układ krążenia (m.in. zwiększa ryzyko zawału), przyczynia się do otyłości i zaburzeń dietetycznych, odbija się na cyklach miesiączkowych, libido, powoduje problemy ze skórą i włosami oraz powoduje zaburzenia po stronie przewodu pokarmowego.
Ale my to wszystko wiemy, prawda? Nie odkrywam tu przed Wami Ameryki, nie zdradzam żadnych tajemnic ani sekretów. Od lat media i naukowcy tłuką nam do głów, że stres jest naszym największym zagrożeniem i musimy odpoczywać. Mimo to niewiele z nas rzeczywiście coś z tym robi. A szkoda! Korzyści, jakie płyną z odpoczynku są nieocenione. O tym zresztą też już pisałam ;)
My, kobiety, jesteśmy uzależnione od robienia i zapracowujemy się jak oszalałe; wciąż coś dopinamy, realizujemy, dokądś pędzimy. Może to presja otoczenia, a może to presja nas samych nakazuje nam ciągle zapierdalać. Ale czasem warto się zatrzymać i odpocząć, bo potrzebujemy tego dnia naprawdę wolnego; potrzebujemy czasem po prostu nie robić.
Pomyśl o swoim dniu naprawdę wolnym, jak o detoksie od wszystkich obowiązków i odpowiedzialności. Czy na detoksie dietetycznym szukałabyś przekąsek do podjedzenia? Raczej nie. Wiedziałabyś, po co to robisz i ile to potrwa. Dlaczego więc dzień naprawdę wolny wydaje się nierealny i nieosiągalny? Pomyśl o tym tak: to jeden, góra dwa dni, w których jesteś amebą – świat się od tego nie zawali, a Ty możesz na tym tylko skorzystać.
Żeby przekonać Cię do wyłączenia trybu pracy sięgnę do badań, dzięki którym udowodniono, co dzieje się z naszym organizmem, gdy głęboko się relaksujemy. Wykorzystując technikę medytacji 16 badanych poddano próbie trwającej 8 tygodni, w ramach której przedstawiono im program mindfullness i poproszono, by codziennie przez 45 minut wykonywali określone ćwiczenie relaksacyjne (średnio wykonywali je przez 27 minut dziennie). Wyniki badań wykazały, że podczas relaksu mózg przetwarza mniej informacji, co ma znaczenie w ujęciu poszczególnych jego partii:
– wyłącza się obszar mózgu odpowiedzialny za planowanie, racjonalne myślenie, emocje oraz samoświadomość,
– tempo pracy zwalnia obszar odpowiadający za przetwarzanie informacji sensorycznych o otaczającym nas świecie, który warunkuje naszą świadomość czasu i miejsca,
– wyłącza się przyjmowanie zewnętrznych bodźców, które odpowiadają za stawanie mózgu na baczności.
Wszystko fajnie, ale co to oznacza w przełożeniu na codzienność? Otóż oznacza to między innymi:
- większą kontrolę nad stresem (nasz organizm wie, co robi, posługując się stresem, ale – jak wszystko – jest on przydatny tylko w określonych ilościach),
- lepszej jakości sen (podstawowy składnik relaksacyjny dla organizmu, który jak nic potrafi regenerować ciało i umysł; im lepiej śpimy, tym lepiej żyjemy!),
- poprawę samopoczucia,
- poprawę pamięci i umiejętności koncentracji,
- ograniczenie prawdopodobieństwa zachorowań,
- czerpanie większej przyjemności z życia! YAY!
Choć ten wpis dedykowany jest znalezieniu czasu na jeden dzień naprawdę wolny, który ma moc sprawczą po długotrwałym wysiłku, najlepsze owoce relaksu zbierzesz znajdując chwilę offline każdego dnia. Dziś zachęcam Cię do dnia naprawdę wolnego, bo jego efekty udowodnią Ci, że warto – a dzięki temu znajdziesz motywację, by nauczyć się odpoczywać każdego dnia.
Tydzień temu w niedzielę po przebudzeniu, podczas porannej rutyny, jak zwykle spojrzałam w lustro. Czułam się umordowana i tak też wyglądałam. Moja cera wyglądała gorzej niż twarz nastolatka z trądzikiem. Oczy oplatały fioletowe sińce. Włosy wyglądały jak gniazdo czekające na powrót mieszkańców. Poczułam do siebie odrazę. Byłam zła, bo poczułam się jak hipokrytka; co z tego, że przyjęłam zasadę porządkowania i opanowałam swoją złość, skoro wyglądałam, jak wrak. Coś ewidentnie robiłam nie tak.
Na fali książki "Food Pharmacy" zaczęłam szukać wytłumaczenia w tym, co jem. Uświadomiłam sobie, że w minionym tygodniu uległam wielu pokusom; choć takie sytuacje zdarzają mi się rzadko, gdy już zacznę to nie mogę przestać. Ze względu na swoje wymagania żywieniowe, na co dzień odmawiam sobie wielu dań, dlatego czasem mam dość i daję się złamać. Tłusty czwartek rozpoczął weekend pełen zakazanych produktów – pączki, faworki, pizza, ciasto, tony słodyczy, czipsów. Mój mąż wkurza się, gdy od niego wymagam, ale nie ma pojęcia, jak wiele wymagam od samej siebie; ta własna niesubordynacja i uleganie durnym pokusom stały się motywacją, by zakończyć intensywny romans z junk foodem. Pokażę Wam efekt ich odstawienia za jakiś czas, gdy zdjęcia najlepiej oddadzą różnice przed i po :)
Ta wzmianka o diecie ma na celu pokazać Tobie, jak bardzo to, co jesz wpływa na to, jak się czujesz. Wewnętrznie i zewnętrznie. To, jak wyglądamy, czy się sobie podobamy, czy akceptujemy siebie, przekłada się na naszą samoocenę, a dzięki temu na naszą efektywność. A to, jak wyglądamy i jak się czujemy, wynika z tego, co jemy i jak pożytkujemy swój czas – co robimy i czego nie robimy. Dlatego zachęcam Was do znalezienia czasu na chwilę relaksu każdego dnia i wyznaczenie w kalendarzu dnia naprawdę wolnego przynajmniej raz w miesiącu.
____
photo: unsplash.com
____
photo: unsplash.com
Komentarze
Prześlij komentarz