Gniew.
Złość, wzburzenie, wściekłość, irytacja, zdenerwowanie, furia, amok, żółć – zjednoczone stany gniewu, które cholernie warto jest w sobie kontrolować.
Jako nastolatka wyróżniałam się niewyczerpanymi pokładami agresji. Złość była dla mnie szlagierową emocją, przez pryzmat której wyrażałam swoje samopoczucie. Możesz szukać przyczyny w hormonach, ale uwierz – to był mój niezawodny system obronny, swoista forteca z aligatorami w fosie i murem na 20 metrów wysokości.
Ludzie się mnie bali.
Przyjaciele po czasie przyznawali, że ich pierwsze wrażenie na temat mojej osoby wiązało się z lękiem i niechęcią. Nie chciałam budzić w innych postrachu. W pewnym momencie, już w doroślejszym życiu, pochyliłam się nad tym problemem. Dziś chciałabym pokazać, jak nauczyłam się lepiej panować nad własną złością, bo może to komuś pomoże?
Na wstępie dodam, że nauka trwa bezustannie - mimo większej stabilności emocjonalnej, nadal nie wyzbyłam się swojej agresji całkowicie. Wciąż zdarzają się sytuacje, gdy szlag mnie trafia, oczy robią się czarne jak węgiel, a ciało gotuje się od nadmiaru zła i aż mnie nosi.
Agresja jest częścią mojej osoby, nie pokonam jej nigdy – ale uczę się ją kontrolować i wykorzystywać w słusznym celu. Bo złość sama w sobie jest genialnym motywatorem, paliwem do działania; tyle że czasem uleje się bokiem zalewając kwasem nie te obszary, które powinna. I właśnie dlatego, by oszczędzić to, co jest cenne, musimy mieć nad swoim gniewem kontrolę.
Zaczęłam od rozpoznania okoliczności, które mnie szczególnie wkurwiają (w tym poście może się mnożyć od wulgaryzmów, bo mówienie o czarnych emocjach bez stosowania wulgaryzmów jest jak oglądanie porno bez dźwięku; czegoś brakuje).
1. CO
Można sobie stworzyć listę sytuacji, w których puszczają Ci nerwy. Ja nie musiałam tego zapisywać bo pamiętam każdy raz, gdy przekształcałam się w Hulka. Ale może Tobie rozpisanie ich jeden po drugim pozwoli objąć problem wizualnie, więc zachęcam.
Mając ten zestaw okoliczności, trzeba poszukać w nich cech wspólnych – co dokładnie w danej sytuacji Cię rozzłościło; co sprawiło, że przelała się czara goryczy. Jeśli masz taką listę, obok niej zrób kolumnę, w której choćby hasłowo zapiszesz ten kluczowy element.
2. DLACZEGO
Mając tę listę i wymuskane z niej kluczowe elementy wkurwu, sięgnij pamięcią do sytuacji w swoim życiu, które w przypadku danej cechy były najgorsze. Przykład: koleżanka wystawia Cię do wiatru na 5 minut przed umówionym spotkaniem; jesteś wściekła, ale nie tak wściekła, gdy, w podobnych okolicznościach… I tu powinien pojawić się ten pierwszy raz, gdy takie zachowanie doprowadziło Cię na skraj wytrzymałości.
Studium przypadku mojej własnej osoby pokazało mi, że szczególnie drażnią mnie: gołosłowność, pijaństwo i kokieteryjność. Drążąc temat, odszukałam w swoim życiu sytuacje, które zapoczątkowały mojego wewnętrznego psa Pavlova. Wyglądało to mniej więcej tak:
Jako nastolatka wyróżniałam się niewyczerpanymi pokładami agresji. Złość była dla mnie szlagierową emocją, przez pryzmat której wyrażałam swoje samopoczucie. Możesz szukać przyczyny w hormonach, ale uwierz – to był mój niezawodny system obronny, swoista forteca z aligatorami w fosie i murem na 20 metrów wysokości.
Ludzie się mnie bali.
Przyjaciele po czasie przyznawali, że ich pierwsze wrażenie na temat mojej osoby wiązało się z lękiem i niechęcią. Nie chciałam budzić w innych postrachu. W pewnym momencie, już w doroślejszym życiu, pochyliłam się nad tym problemem. Dziś chciałabym pokazać, jak nauczyłam się lepiej panować nad własną złością, bo może to komuś pomoże?
Na wstępie dodam, że nauka trwa bezustannie - mimo większej stabilności emocjonalnej, nadal nie wyzbyłam się swojej agresji całkowicie. Wciąż zdarzają się sytuacje, gdy szlag mnie trafia, oczy robią się czarne jak węgiel, a ciało gotuje się od nadmiaru zła i aż mnie nosi.
Agresja jest częścią mojej osoby, nie pokonam jej nigdy – ale uczę się ją kontrolować i wykorzystywać w słusznym celu. Bo złość sama w sobie jest genialnym motywatorem, paliwem do działania; tyle że czasem uleje się bokiem zalewając kwasem nie te obszary, które powinna. I właśnie dlatego, by oszczędzić to, co jest cenne, musimy mieć nad swoim gniewem kontrolę.
Zaczęłam od rozpoznania okoliczności, które mnie szczególnie wkurwiają (w tym poście może się mnożyć od wulgaryzmów, bo mówienie o czarnych emocjach bez stosowania wulgaryzmów jest jak oglądanie porno bez dźwięku; czegoś brakuje).
1. CO
Można sobie stworzyć listę sytuacji, w których puszczają Ci nerwy. Ja nie musiałam tego zapisywać bo pamiętam każdy raz, gdy przekształcałam się w Hulka. Ale może Tobie rozpisanie ich jeden po drugim pozwoli objąć problem wizualnie, więc zachęcam.
Mając ten zestaw okoliczności, trzeba poszukać w nich cech wspólnych – co dokładnie w danej sytuacji Cię rozzłościło; co sprawiło, że przelała się czara goryczy. Jeśli masz taką listę, obok niej zrób kolumnę, w której choćby hasłowo zapiszesz ten kluczowy element.
2. DLACZEGO
Mając tę listę i wymuskane z niej kluczowe elementy wkurwu, sięgnij pamięcią do sytuacji w swoim życiu, które w przypadku danej cechy były najgorsze. Przykład: koleżanka wystawia Cię do wiatru na 5 minut przed umówionym spotkaniem; jesteś wściekła, ale nie tak wściekła, gdy, w podobnych okolicznościach… I tu powinien pojawić się ten pierwszy raz, gdy takie zachowanie doprowadziło Cię na skraj wytrzymałości.
Studium przypadku mojej własnej osoby pokazało mi, że szczególnie drażnią mnie: gołosłowność, pijaństwo i kokieteryjność. Drążąc temat, odszukałam w swoim życiu sytuacje, które zapoczątkowały mojego wewnętrznego psa Pavlova. Wyglądało to mniej więcej tak:
- gołosłowność: moja matka tak wiele razy wystawiała mnie do wiatru, nie robiła czegoś, do czego się zobowiązała, nie przestrzegała ustalonych reguł, nie spełniała oczekiwań, że stałam się przewrażliwiona na punkcie bycia słownym; większość przypadków gołosłowności przypomina mi więc tę traumę z dzieciństwa, bycie olewanym, brak szacunku do mojej osoby, niezważanie na moje potrzeby, nie zaspokajanie moich potrzeb
- pijaństwo: powtarzam mojemu mężowi jak mantrę, że nienawidzę, gdy zdarzy mu się wypić i przesadzić, bo wtedy z domu wyszedł mąż, ale wrócił obcy mi człowiek, którego nie lubię, którego się brzydzę; pijani ludzie kojarzą mi się z okresem, w którym matka bywała w domu coraz rzadziej, a gdy musiała być, bo tato wyjeżdżał w delegacje, zapraszała swoje koleżanki, upijały się i mówiły rzeczy, których nie powinno się mówić w obecności dzieci; matka nie powinna być dla dziecka "koleżanką", powinna być dla niego oparciem, domem, dawać poczucie bezpieczeństwa; więc pijaństwo kojarzy mi się z jednej strony z nieobecnością taty (który pełnił w moim życiu rolę wspomnianej ostoi, bezpiecznej przystani) z jednoczesnym zaburzaniem roli matki
- kokieteryjność: bezpośrednio uwodzące kobiety od zawsze mnie irytowały; było kilka sytuacji, w których swoje wdzięki przed facetami niebędącymi moim ojcem roztaczała moja matka; zdarzyła się też sytuacji, w której bliska przyjaciółka mojej matki na pewnej imprezie zaczęła siadać na kolanach mojego ojca, przez co zarobiła ode mnie wiązankę różnych synonimów hasła "szmata"; taka postawa budzi mój lęk – sygnalizuje zagrożenie dla domu, rodziny; przez to, raz uderzyłam w twarz koleżankę, która na ognisku całowała się z przypadkowym kolegą; oberwała ode mnie i usłyszała "ty szmato" nim zdążyłam pomyśleć
Gdy już rozpoznałam te sytuacje doprowadzające mnie do białej gorączki, zaczęłam rozumieć swoje zachowanie w tych nieprzewidywalnych uniesieniach – jak choćby wtedy, gdy uderzyłam koleżankę w twarz, bo ta całowała się na ognisku z obcym chłopakiem. Przeanalizowałam je, znalazłam powód. To pozwoliło mi zrozumieć to, co już miało miejsce. Ale w stawaniu się lepszym człowiekiem, osobą bardziej samoświadomą, stabilną emocjonalnie, chodzi o to, aby dzięki analizie w przyszłości nie powtarzać, a wręcz unikać negatywnych zachowań.
3. JAK
Przy agresji największym utrapieniem jest intensywność emocji. Zaburzony nimi umysł ciężko jest opanować; to przypomina próbę dosiadania dzikiego konia, który rwie się w szaleństwie i wierzga na wszystkie strony. Jedyny sposób to opanować się, uspokoić. Wziąć oddech, drugi, trzeci. Znaleźć zen, grunt pod nogami i poczucie bezpieczeństwa, bo jeśli agresja z czegoś wynika to właśnie z braku poczucia bezpieczeństwa.
Aby ją kontrolować, trzeba wiedzieć, co dzieje się z naszym organizmem, by nauczyć się odnajdywać w sobie tę bezpieczną przystań, gdzie można przycumować i poczekać aż wzburzone morze ucichnie.
To jest drugi najtrudniejszy etap nauki kontrolowania własnej złości. Liczenie do 10 wsadź sobie w kieszeń – to gówno warta metoda. Badania dowiodły, że organizm potrzebuje 20 minut, aby się opanować; tyle trwa cykl regulujący hormony, które przełączają nasz organizm na tryb surwiwalowy: nie myśl – działaj; walcz albo uciekaj. Agresorzy nie uciekają – ludzie uciekają z konfrontacji z przeciwnikiem, który budzi w nich strach, a strach jest emocją inną niż złość. W gniewie mózg pracuje inaczej – wyłącza się obszar odpowiedzialny za myślenie logiczne, racjonalne.
Dlaczego warto przeciwdziałać swojej agresji?
Bo to miecz obusieczny skażony trucizną – tak jak skutecznie pokonuje wrogów, tak samo niszczy to, co cenne. Odbija się na relacjach z innymi. Sprawia, że ludzie się nas boją – jedni będą nas przez to unikać, inni będą z nami walczyć, a wojna jest zawsze wyczerpująca i kosztowna.
W panowaniu nad złością nieoceniona jest pomoc innych. Ci inni muszą być wyrozumiali i zaangażowani w proces leczenia. Muszą być cierpliwi. Muszą sami nauczyć się reagować na naszą agresję i odpowiednio ją tonować – dawać przestrzeń do jej strawienia, pożar gasić, a nie wzniecać jego ogień. Patrząc z perspektywy agresora na postawę mojego męża, który jest nieinwazyjny jak miś koala, jego spokój pomaga mi się opanować, przywrócić racjonalne myślenie. Gdy to on coś przeskrobie i staje się moją ofiarą, jego postawa jest kluczowa, bo potrafi mnie jeszcze bardziej nakręcać. Najgorsze, co może wtedy zrobić to rezonować z moją agresją – buntować się przeciwko niej, próbować wygrać. A najlepsze, co może zrobić to odpuścić, zostawić mnie na chwilę samą. Pozwolić mi utopić moje własne demony.
Jeśli potrzebujesz jeszcze argumentu, dlaczego warto nad sobą panować – wyobraź sobie, że dla ludzi ze swojego otoczenia jesteś kotem. Możesz być kotem, który wszystkich drapie, wszystko niszczy, zaszczywa i drze japę o 3 nad ranem – komuś będzie przykro, gdy taki kot w końcu nie wróci do domu? Ale możesz też być przyjemnym towarzyszem codzienności, pełnym uroku i radości, do którego aż spieszno jest wracać po pracy :)
___
photo: unsplash.com
___
photo: unsplash.com
Komentarze
Prześlij komentarz