Silna babka w świecie mężczyzn.

Postrzeganie kobiet przez mężczyzn jest kwestią indywidualną, warunkowaną przede wszystkim obrazem płci przeciwnej zaczerpniętym z domu. Współczesne kobiety zmieniły się w ciągu ostatnich dekad, ale ich obraz w głowach mężczyzn nie nadąża za zamianą – facetom trudno jest uwierzyć w niezależność kobiet, bo mężczyźni definiują swoją męskość poprzez kobiety. Gdy więc płeć piękna i słaba przestaje się na taką kreować, co się dzieje z mężczyzną dotychczas określanym jako silny i niezależny?


Cofnijmy się nieco wstecz. Rolą kobiety przez ostatnie tysiące lat było dbanie o ciepło domowego ogniska, troska nad rodziną (i dziećmi, i mężem), trwanie na posterunku, jakby był to bezpieczny azyl, do którego mężczyzna może swobodnie wracać – zmęczony codzienną walką o przetrwanie. Kobiety nie mogły się buntować, bo uczone konkretnych funkcji miały wpajaną zależność od mężczyzny. Ten miał zaś zapewnić opał do rozpalania wspomnianego ogniska, zabezpieczać tyły dla siebie, dzieci i żony. W skrócie – miał po prostu być, bo czy umiejętność zorganizowania bytu dla swojej rodziny jest zadaniem trudnym? Współczesność wskazuje, że nie. To jest naturalna kolej rzeczy, a nie wymagająca jakichś specjalnych umiejętności misja. Potrafią tego dokonać młodzi, starzy, samotni, samotnie wychowujący dzieci, niepełnosprawni, ludzie z problemami, pesymiści, optymiści, realiści. To nie jest żadna sztuka, bez względu na płeć.

Spójrz na swój przykład – skoro to czytasz to znaczy, że Twoi przodkowie podołali biologicznemu zadaniu przekazywania genów i ich ród przetrwał do dziś. Tylko Ty wiesz, ile w tym było zasługi Twoich dziadków, a ile babć – pewnie oni sami nie potrafili by tego stwierdzić. Jednak wsłuchując się w rodzinne historie można ocenić, kto się bardziej nagimnastykował, żebyś Ty dziś miała gdzie mieszkać, co jeść. Nie ma jednak sensu przypisywać wszystkich zasług jednej z płci – skoro Twoi dziadkowie decydowali się wspólnie coś tworzyć, to prawdopodobnie nawet ten dziadek alkoholik czy rozrabiaka coś tej zapracowanej, wiecznie zmęczonej babce od siebie dawał. A jeśli dziadka nigdy nie było, to sprawa jest chyba jasna na wejściu… I taki system funkcjonował przez wieki, mimo pewnych pojedynczych przypadków kobiet, które niekoniecznie zgadzały się poddawać patriarchatowi i często spędzały życie w samotności, nierozumiane i nieakceptowane przez społeczeństwo, którego zasad świadomie nie chciały przyjąć.

Dziś kobiecości nie określa już mężczyzna u boku. Kobieta nie potrzebuje go, aby wieść życie swoich marzeń, wybudować dom czy kupić mieszkanie, zostać matką. Więcej! Ona nie musi zostawać matką, jeśli tego nie chce i to też nie ujmuje jej przecież kobiecości. Może swobodnie podejmować decyzje o swoim losie i świadomie ponosić ich konsekwencje. Nie potrzebuje silnego ramienia, na którym mogłaby się oprzeć w trudnych chwilach, bo pewnego dnia zrozumiała, że swoją głowę w odpowiedniej i zdrowej pozycji utrzyma opierając ją na własnych ramionach. Kilka odważnych i silnych kobiet musiało przetrzeć dla nas szlaki i stoczyć niejedną bitwę o suwerenność. Udało się, choć nie wszędzie; w mediach, szczególnie teraz, nadal widać ograniczanie kobiet przez kulturę, religię, tradycję.

Wydawać by się mogło, że przez wszystkie te lata to kobieta polegała na mężczyźnie i od niego uzależniała swoje przetrwanie, ale wystarczy spojrzeć na reakcje mężczyzn, gdy kobiety mówią hej, ja ciebie nie potrzebuję; ja mogę z tobą być, ale nie muszę, bo sama też sobie poradzę. Co na to facet? Jest przerażony! Co on ma teraz zrobić? Gdzie jest on w tym wszystkim? Jaka jest jego rola?

Wchodząc poziom głębiej w tę relacje zależności dochodzimy do etapu, na którym widać, że w gruncie rzeczy to mężczyźni zależni byli od kobiet. To kobiety definiowały mężczyzn, a nie odwrotnie. Teraz, gdy kobieta może powiedzieć nie potrzebuję ciebie – mężczyzny, aby przetrwać, widać to dokładnie.

To nie jest tak, że silna babka potrzebuje silniejszego od siebie mężczyzny – samica alfa i samiec alfa, te sprawy. Silna babka potrzebuje równie silnego faceta, bo tylko on będzie w stanie odnaleźć się w jej świecie. Gdy już się tacy spotkają, wejdą w ten związek z pełną świadomością samych siebie, pewni siebie i znający wartość po pierwsze siebie, ale po drugie (co równie istotne) swojego partnera.

Mówimy wtedy o power couple.

W takich związkach 1+1≠2.
Wtedy 1+1=3 lub 1+1=4, albo 1+1=5
i nie mówię tu o potomstwie, które razem płodzą.

Powstająca między ludźmi energia przeradza się w synergię.

Chodzi o zdolność tworzenia nowego, powstającego tylko w połączeniu tych dwóch osobowości. To nie jest rywalizacja-walka, ale rywalizacja-motywacja. Twój sukces jest moim sukcesem, nie świadczy o mnie jako kimś gorszym. Nasze wzajemne odkrywanie się nie jest szansą na atak, nie świadczy o naszych słabościach, ale o sile naszej bliskości, dzięki której możemy sobie zaufać i na sobie polegać. To, co z Tobą tworzę mogę tworzyć takim, jakie jest tylko z Tobą.

Prawdopodobnie większość związków w początkowej fazie rozwoju uważa się za power couple. Zakochując się szukamy w swoim partnerze podobieństw, a różnice po prostu puszczamy mimo uszu, oczu, serca. Sami również chcemy się wtedy jak najbardziej przypodobać swoim partnerom, nieświadomie maskując swoje przywary i pokazując się z tej jak najlepszej strony. Dopiero z czasem mamy wystarczająco dużo odwagi, by odkryć się przed kimś, a zmieniająca się w naszym organizmie chemia z czasem odkrywa i przed nami prawdę o naszym partnerze. Jest to etap, którego 80% związków nie przechodzi. Wtedy słyszymy boże, dałam/-em się tak zwieźć, on/-a był/-a kiedyś zupełnie inny/-a albo byłam taka naiwna.

Cóż, to prawda. Jeśli całą swoją wiedzę o drugim człowieku czerpiemy z jego słów i gestów, nie zaś z obserwacji jego świata, obraz powstający w naszej głowie będzie bazował na pewnej wizji samego siebie tego człowieka. W ciekawej książce Katarzyny Miller i Miłosza Brzezińskiego padają mądre słowa, by o swoim partnerze czy partnerce myśleć w kontekście jego / jej zachowań wobec płci przeciwnej. I tak rozpatrując swojego mężczyznę powinnyśmy przeanalizować jego relacje z innymi kobietami w jego życiu – matką, poprzednimi partnerkami, kobietami w ogóle. Jeśli mężczyzna w ogóle nie traktuje kobiet jako równych sobie, nie będzie traktował tak nas samych. Jeśli kobieta oczekuje od mężczyzn w swoim otoczeniu – ojca, brata, szefa – opieki, troski i wyrozumiałości, tego samego będzie oczekiwała od swojego partnera. Jeśli zaś będzie otwarcie wyrażała samodzielność, zaradność i niezależność, zainteresowany nią mężczyzna nie może spodziewać się, że pewnego dnia zostanie ona klasyczną kurą domową zależną od swojego faceta (och, głupi przykład, ale ile to razy musiałam tłumaczyć, że sama poniosę swoje zakupy! a jeśli jednak będę potrzebowała pomocy to sama się po nią zgłoszę…).

Współczesne kobiety nie ukrywają tego, że chcą być niezależne. To jest dla nich bardzo ważne; ich przodkinie ciężko pracowały na to, aby one dziś mogły tak funkcjonować. Dlaczego więc mężczyźni nadal trwają przy swoim i sądzą, że to nienaturalne i że właściwe miejsce kobiety jest przy garach? Dlaczego nawet mojemu tacie trudno jest zrozumieć, że naprawdę pracuję, że moja codzienność nie różni się od jego codzienności, że to nie jest zabawa, ale życie – wypadkowa moich decyzji i działań? Z drugiej strony przecież od zawsze oczekiwał ode mnie tej samodzielności, uczył mnie wielu typowo męskich umiejętności, które pozwalają kobiecie istnieć autonomicznie.

Moim zdaniem winna jest stagnacja przekonań i postaw mężczyzn, którzy zwyczajnie nie nadążają za kobietami. Niewielu jest naprawdę mądrych mężczyzn akceptujących siebie i swoje silne kobiety. Większość nie wierzy w zdolność kobiet do dbania o samą siebie, usiłując ją złamać, obnażyć, wygrać z nią. Nie rozumieją nawet tego, że kobieta nie chce z nimi walczyć; ona w dupie ma tego mężczyznę, który nie pojmuje, że jej nie chodzi o to, aby zajmować jego rolę, tylko żeby móc swobodnie odgrywać swoją własną nową rolę i fajnie, gdyby on to akceptował zamiast rzucać jej pod nogi kłody.

Mężczyznom zrobiło się bardzo wygodnie w tradycyjnym schemacie rodzinnym. Dodajmy do tego powszechną niegdyś, a dziś na szczęście odchodzącą do lamusa idealizację mężczyzny, któremu wszystko wolno. A niby dlaczego ja mam przymykać oko na zachowania i postawy, które godzą w moje poczucie własnej wartości, które uważam za niemoralne, krzywdzące, poniżające? Kim on jest a kim ja jestem, żebym miała akceptować niewłaściwe mnie traktowanie? Wolnego, kolego. Jeśli oczekujesz ode mnie szacunku, musisz i ty mnie szanować.

Chciałabym wierzyć, że polscy mężczyźni są w stanie przystosować się do życia ze współczesną polską kobietą, zaakceptować ją taką, jaka jest. Przecież ta machina już ruszyła – kobiety nagle nie przyjmą wartości i celów przyświecających kobietom kiedyś. Zapłaciłyśmy już cenę za możliwość bycia sobą, nie zapłacimy podwójnie za rezygnację z tych osiągnięć – wyszłybyśmy na bandę idiotek.

Dlaczego więc mężczyźni usiłują z tym walczyć, zamiast się do tego dostosować?

Kraje skandynawskie, w których rola kobiety i mężczyzny wygląda już inaczej, podawane są często za przykład, że wzajemna akceptacja płci jest możliwa i że niesie ona korzyść dla szerszego ogółu spraw. W efekcie, zmienia się komunikacja między ludźmi, co na pewno ma wpływ na stabilność gospodarczą i większe zadowolenie z życia – cechy charakterystyczne dla Skandynawii. Nie są to oczywiście utopie – gdy jedne potrzeby zostaną zaspokojone, w ich miejsce pojawią się kolejne; na tym polega przecież życie. Ale stając w obliczu dzisiejszych lokalnych nieporozumień między kobietami i mężczyznami chciałabym wierzyć, że mężczyźni znajdą w sobie mądrość, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości i dostrzec długoterminową korzyść dla wszystkich.

Na koniec powinnam chyba pomóc mężczyznom w zrozumieniu nas, silnych babek, które już wyruszyły w swoją podróż. Powinnam wskazać im kierunki, które pomogą im nas lepiej zrozumieć.

To, że nie potrzebujemy Was do opiekowania się nami i dbania o nas nie znaczy, że nie potrzebujemy Was wcale. Chcemy mieć u swojego boku nie bohatera, ale partnera i przyjaciela. Kogoś, z kim będziemy w stanie tworzyć swój świat jeszcze fajniejszym, ciekawszym, lepszym. Kogoś, kto będzie nas inspirował i motywował i kogo my będziemy wspierać swoją wiedzą, doświadczeniem, wyjątkowym patrzeniem na życie i wszystko, co z nim związane. Kogoś, dla kogo będziemy najważniejszymi, najbardziej cennymi ludźmi na świecie i kogoś, dzięki komu my będziemy stawać się lepszymi wersjami samych siebie. Potrzebujemy wspomnianej już synergii. Pragniemy wejść na kolejny etap nie tyle bycia kobietą, co po prostu bycia człowiekiem.


Na samo zakończenie polecam lekturę wpisu na Blog Mężczyzny. Bardziej się to przyda panom, by zrozumieli zawiłość tych kompilacji pisaną z męskiego punktu widzenia, bo nas – babki – w tym tekście niewiele zadziwi. My na to powiemy NO WŁAŚNIE! MĄDRZE GADA, POLAĆ MU! 

Komentarze

Popularne