Czy warto być w związku?

Czy chęć bycia w związku jest pragnieniem, czy potrzebą? A może jest po prostu normą narzucaną przez społeczeństwo? Czy warto być w związku? Co nam to daje?

Kiedy byłam nastolatką i moi rówieśnicy zaczynali swoje pierwsze miłosne podchody, patrzyłam na ten taniec godowy z pewnym obrzydzeniem, a już na pewno z niezrozumieniem. Zastanawiało mnie, czego taka 14-, 15-latka może oczekiwać od posiadania chłopaka – przecież wszystkie życiowe potrzeby w tym wieku zapewniają ci rodzice – dom, wyżywienie, ubranie. Odpowiedzi wahały się między "bo to fajne mieć chłopaka", "bo to znaczy, że komuś się podobasz" po "bo to znaczy, że ktoś cię chce". Takie uzasadnienie totalnie kłóciło się z moim rozumieniem własnej wartości, niezależności czy wolności.

Była jednak pewna sytuacja, gdy miałam te 14 czy 15 lat. Były takie 24 godziny, gdy można było pokusić się o stwierdzenie, że mam chłopaka; spędzanie wspólnie czasu na mieście z Nim, jego kolegą oraz moim psem i pierwsze łapanie się za rękę… Prawda była taka, że wszystko to było niczym więcej jak odwróceniem uwagi tego Chłopca od jego dopiero-co-byłej dziewczyny, w której na zabój zadurzył się mój przyjaciel. Dałam przyjacielowi klucze do swojego domu (bo ani on, ani wybranka jego serca nie mieszkali w tej miejscowości, gdzie chodziliśmy do szkoły i nie mieszkali też w tej samej miejscowości, więc ciężko im było spotkać się gdzieś w ukryciu), dając mu szansę na rozmowę z tamtą dziewczyną, gdy tymczasem na mnie spadło zadanie wyprowadzenia Tamtego jak najdalej od mojego domu, żeby nie nakrył nowych zakochanych, bo jeszcze ktoś mógłby zginąć :D

Tak więc mój pierwszy "chłopak" był przykrywką dla romansu mojego przyjaciela. Ale ile mnie to kosztowało udawania, że jestem nim zainteresowana, ile musiałam się nagimnastykować, żeby tamten tego dnia chciał ze mną spędzić jak najwięcej czasu – to moje :D Nie mogło się wydać, że to wszystko tylko gra, bo domyśliłby się, co się święci. Zatem musiałam przez 24 godziny udawać, ale sama nie wiem co udawałam. Gdy następnego dnia po tych spacerach ten chłopiec mnie w szkole zaczął przytulać i próbował skraść mi buziaka, musiałam to jak najszybciej zakończyć. To było zbyt ohydne, ten jego dziewiczy wąs zbliżający się do mojej twarzy – odwracałam głowę to w lewo, to w prawo. Ten do mnie mówi, że mnie kocha, a ja w szoku, bo jak można takie słowa mówić komuś, kogo się dopiero poznaje, ale odpowiadam mu, że ja też, byle tylko dał mi spokój i pozwolił wrócić na lekcję. Tego samego dnia powiedziałam przyjacielowi, że pomogłam jak mogłam, ale cała reszta jest w rękach jego i jego nowej dziewczyny. Chodzili ze sobą przez kilka tygodni, a może i miesięcy, a potem – jak większość gimnazjalnych romansów – zerwali ze sobą i już.

Chyba w tym wszystkim zgodziłam się poudawać, że na jakimś chłopcu tak mi zależy, nie tylko ze względu na kumpla, ale i z ciekawości czy chęci zrozumienia, co takiego bycie z kimś ludziom daje. No i nadal nie rozumiałam – to nadal były dziewicze wąsy, cuchnące nastolatki i spotykanie się na przerwie w szkole. Ani się to opłacało, ani miało sens. Ci chłopcy rzadko mieli jakieś pasje, które mnie by imponowały. Rzadko mogłam z nimi rozmawiać o muzyce, której słuchałam, bo metale zwykle bujali się sami ze swoimi kostkami upstrzonymi w nazwy deathmetalowych bandów na klapie. A jeśli już podobał mi się parę lat starszy skater, który niczym kalifornijski surfer przemierzał naszą mieścinę na swojej deskorolce, to był to efekt społecznego uwielbienia motywowanego pewnie kliszami z amerykańskich filmów – wszystkie się w nim kochałyśmy, on nigdy nic nie mówił i był taki tajemniczy, wyzwolony na tej swojej deskorolce :D

Z wiekiem zmienia się jednak motywacja w potrzebie "posiadania" chłopaka czy partnera. Czy na pewno? Wciąż dla wielu kobiet bycie w związku potwierdza te same założenia – że komuś się podobamy, że ktoś nas chce. Do tego dochodzą oczekiwania społeczeństwa i rodziny – kiedy w końcu się ustatkujesz, kiedy doczekamy się wnucząt. Od tego chłopaka zaczynamy oczekiwać już nie tylko trzymania nas za rękę, mówienia "kocham cię" i zabierania nas do kina; przypisujemy mu potencjał przyszłego męża, ojca naszych dzieci i opiekuna rodziny. Ale współczesne kobiety coraz częściej potrafią się obejść bez takiego męskiego opiekuna, a współcześni mężczyźni coraz rzadziej są tak gotowi, jak ich poprzednicy, by wchodzić w tę rolę męża i ojca. Coraz trudniej jest zacząć związek, coraz trudniej jest go pielęgnować i utrzymywać. Media i kultura konsumpcyjna na każdym kroku powtarzają nam wszystkim wartość indywidualizmu i wskazują nam nasze prawo wyboru – my nie jesteśmy już skazane na czyjąś wolę; możemy same o sobie decydować.

















Czy warto być w związku?

Co nam to daje – niezależnie od naszego wieku? O wiele bardziej przemawiają do mnie argumenty, że bycie w związku to deklarowana chęć poznawania kogoś, spędzania z tą osobą przeróżnych sytuacji. To dawanie komuś kawałka siebie, sprawianie, że jego życie jest przyjemniejsze, weselsze, bogatsze. I chyba o to właśnie chodzi, że bycie w związku wzbogaca nasze życie. Zawsze i niezależnie od wieku, niezależnie od kondycji związku. Nawet jeśli to udawany związek, by uchronić tyłek przyjaciela, to w związku dzieje się więcej niż w pojedynkę. To są dwa światy, które spotykają się na wspólnej płaszczyźnie, gdzie naprzeciw stają bodźce w innej sytuacji nieosiągalne. Zbędne jest więc pytanie "czy warto być w związku" – za to dobrze byłoby upewniać się "czy warto być W TYM związku".

_____
Photo by Timo Stern on Unsplash

Komentarze

Popularne