Wołanie w milczeniu.

Która z nas choć raz nie poczuła się rozczarowana przez własne oczekiwania, niech pierwsza rzuci kamieniem! Lubimy się ponakręcać, wyobrażać niewiadomo co, widzieć swoje życie, jak gdyby scenariusz do niego pisali autorzy Love Actually czy Notting Hill. W milczeniu czekamy aż On zaprosi nas na randkę / zaproponuje wspólne mieszkanie / wyzna nam miłość / oświadczy się / zgodzi się kupić wspólne lokum lub wybudować razem dom / zechce też mieć dzieci...
Choć dreszczyk niewiadomej bywa emocjonujący, pewniej czujemy się wiedząc na czym stoimy, prawda? Dziecko, które płacze, sygnalizuje w ten sposób, że gdzieś jest jakiś problem, jakaś potrzeba –  a to głód, zęby się wyrzynają albo kupa czeka w majtkach... Dlaczego więc, gdy dorastamy i stajemy się kobietami, wolimy w milczeniu chodzić z kupą w majtkach zamiast powiedzieć wprost, że trzeba nam tę pieluchę wymienić? Być może dlatego, że się wstydzimy. Boimy się, że ktoś nas oceni. Albo gorzej – wprost przyzna, że się nigdy na taką zmianę pieluch nie umawiał. To my już od odtrącenia wolimy tę niewiadomą; nawet, gdy frustracja, jaką powoduje ta stagnacja, doprowadza nas do szału, wolimy to od zmierzenia się z odpowiedzią i potem tak sobie trwamy, wołając w milczeniu.















Każdy ma prawo chcieć mieszkać ze swoją drugą połówką, brać ślub, mieć dzieci – tak samo ma prawo chcieć mieszkać sam, być przeciwnikiem formalizowania związków, nie lubić dzieci i nie chcieć ich mieć. Choć stanowisko to czasem się zmienia, bo dorastamy, bo nasze potrzeby się zmieniają, bo nasze pragnienia kształtujemy nie tylko my sami, ale i (jeśli nie przede wszystkim) nasze otoczenie – nadal każdy ma prawo decydować o swoim życiu i żyć tak, jak chce. Schody zaczynają się wtedy, gdy rodzi się perspektywa łączenia dwóch jednostek w jedną jednostkę społeczną – rodzinę. Bo przecież rodzina jest także wtedy, gdy nie ma ślubu, dzieci ani kredytu na wspólne mieszkanie. Rodzina w tym sensie to więź, zwierzęca bliskość, ciepło i bezpieczeństwo. Niekażda formalna, szeroko pojęta rodzina to daje, prawda? A może właśnie te problemy czy patologie wynikają z mijających się oczekiwań, nieumiejętności ich komunikowania albo poczucia ciągłego niedowartościowania jednej czy drugiej ze stron?

A gdybyśmy tak sobie wsadziły obawę przed upokorzeniem w kieszeń i zaczęły jasno mówić, czego chcemy, co jest dla nas ważne i bez czego nasze życie po prostu nie będzie miało sensu? Co stracimy wtedy? Pewnie tę wspomnianą, nieco romantyczną niepewność, która w jakimś stopniu przypomina nam tę niepewność z pierwszych tygodni bycia razem. Być może stracimy tę przypisywaną kobietom nieśmiałość, delikatność – ale czy na co dzień te cechy nam się do czegoś przydają? Można być wrażliwym, empatycznym, a jednocześnie zdeterminowanym i pewnym swego – one się absolutnie nie wykluczają. 

Wypada jeszcze pokazać sytuację, w której trwamy w tych niewypowiedzianych oczekiwaniach. Mijają miesiące, a nawet lata, gdy (według nas samych) wciąż udowadniamy, że byłybyśmy świetnymi żonami, matkami, a klucz do wspólnego mieszkania czy pierścionek wcale nie nadchodzą. Nasza frustracja rośnie, ale przecież nie powiemy wprost, jakie mamy żądania (bo wtedy te oczekiwania naprawdę urastają do rangi żądań). Zamiast tego robimy awantury o mnóstwo mniejszych spraw. Spraw, które nie miałyby żadnego znaczenia, gdyby ON się domyślił, gdzie naprawdę jest pies pogrzebany, odkopał go i byśmy miały sprawę jasno postawioną.

Co gorsza, często po latach bycia z kimś, nie przyjmujemy nawet do wiadomości, gdy on mówi "po co ta presja na ślub / dziecko", że może on nie chce. Myślimy sobie – jeszcze zmieni zdanie, ja poczekam, będzie dobrze, musi być.

A przecież można inaczej. Można rozmawiać. Można poznawać oczekiwania tej drugiej strony, poznać powody takiej, a nie innej postawy. No zastanówmy się – dlaczego mężczyźni dzisiaj są przeciwnikami ślubów? Wiecie? Ja nie wiem. Może boją się, że wtedy staną się psami na smyczach uwięzionymi przy żonach, dzieciach i domach. Ale skąd takie wyobrażenie? Może ich rodzicom nie wyszło, może się rozstawali w bólu i cierpieniu, które tych mężczyzn jako dzieci nie ominęło? A może uwierzyli w jakąś miejską legendę? Albo może im się wydaje, że są bad boyami albo innymi nieposkromionymi indianami jonesami, którymi wizerunkowo nie przystoi brać ślubu?

To może od drugiej strony – dlaczego kobiety wciąż, nawet jest ich coraz mniej, chcą wychodzić za mąż? Dlaczego dla kobiet udane małżeństwo nadal jest jednym z kryteriów spełnienia w życiu?

Jak przy większości różnic damsko-męskich, tu też można by spojrzeć choćby na wychowanie i edukację. Dziewczynkom kupujemy laleczki, one się bawią w dom, rozwijają swoją emocjonalną stronę o wiele intensywniej niż chłopcy, którzy powinni bawić się samochodami i budować z klocków – bardziej inżynieryjne, techniczne zajęcia to definicja aktywności dla chłopca. Chłopcom pokoje malujemy na niebiesko, dziewczynkom na różowo i już w tym wyborze stawiamy między płciami kontrast. I nie mówię tego dlatego, że w myśl gender każdy może sam decydować o swojej płci (choć i tak myślę, że może, bo co mi do tego), ale raczej chcę zwrócić Waszą i swoją uwagę na to, jak podświadomie manipulujemy i kształtujemy osobowość małego człowieka. A więc czy te różowe pokoje, lalki udające niemowlęta i zabawy w dom wpajają dziewczynkom, a potem kobietom, ich rolę społeczną, która jest niczym więcej jak rolą biologiczną?

Mogłabym teraz napisać, że chłopców do roli ojców i mężów raczej się nie zachęca, ale w świetle niedawnej reformy edukacji i misji niektórych z przedmiotów szkolnych pisałabym nieprawdę. Wcześniej się im tego nie wpajało jakoś szczególnie, ale teraz wygląda to już zgoła inaczej. Oczywiście, w tym tradycyjnym modelu rodziny od chłopców nadal nie będzie się oczekiwać, by karmili dzieci czy szli na tacierzyński, gdy mama chce wrócić do pracy, no ale jednak PiS mocno promuje ślubowanie i familiowania. Co prawda, nie takie zadanie powinny pełnić zajęcia tłumaczące maluchom, skąd się biorą dzieci i jakie są tego konsekwencje, ale może to pokolenie, poddane teraz edukacji z rządu PiS, nie będzie miało takich problemów z zawieraniem małżeństw? A może, gdy oni dorosną, to mężczyźni chętniej niż kobiety będą chcieli ślubów i zakładania rodzin? Przekonamy się o tym za 15-20 lat, a teraz skupmy się na teraz.

No więc mamy tę kupę w majtkach i co? Mówimy o niej czy jednak nie? Dziecko płacze, bo samo się z tym nie upora – nawet nie ma takiej motoryki w rękach, żeby sobie samemu pieluchę zmieniać. A dorosła kobieta nie ma odwagi powiedzieć wprost, że czegoś potrzebuje? Nie potrafi zadbać o to, żeby mieć w życiu to, czego chce? Jeśli posiadanie rodziny jest dla Ciebie ważne, a Twój partner niespecjalnie wyraża chęć uczestniczenia w takich planach – czy na pewno chcesz zakładać rodzinę z kimś takim? Czy na pewno o to chodzi, żebyś potem zostawała sama w domu, gdy on będzie z premedytacją późno wracał z pracy, żeby jak najmniej męczyć się z dziećmi i Tobą umordowaną po całym dniu? Czy jesteś pewna, że właśnie tak wygląda ta rodzina, o której marzysz?

Na szczęście są jeszcze faceci, którzy chcą i żenić się, i mieć dzieci, i kupować/budować, a nawet sadzić drzewo, którzy są dla swoich kobiet partnerami i dzielą się z nimi obowiązkami po równo. Są i nie kryją się z tym, ale to nas też trochę odstrasza, nie? Bo oprócz tych lalek i różowych dekoracji nam też mówili, że kobiety są wolne i mogą o sobie decydować. Że nie potrzebują mężczyzny, same też dadzą radę, a bycie singlem to czas na poznawanie siebie. Tylko że jeśli ktoś postrzega związek jako przeszkodę w poznawaniu siebie to moim zdaniem coś tutaj jest nie w porządku. Decydując się na związek i rodzinę nie rezygnujesz z siebie, ale po prostu stajesz w innej sytuacji, nadal będąc sobą. Związek powinien Cię umacniać, być oparciem, bezpiecznym gniazdem, do którego możesz wrócić, by świętować sukces i by podnieść się po porażce. I nie wiem już sama, czy piszę to jeszcze do kobiet, czy może już jednak do mężczyzn.

Jeśli człowiek – czy to kobieta, czy mężczyzna – z którym planujesz spędzić resztę życia, nie chce dać Tobie tego, czego chcesz/potrzebujesz/o czym marzysz, odpowiedz sobie na pytanie, czy na pewno to właśnie z tą osobą chcesz spędzić życie? Przestań wołać w milczeniu i zacznij mówić. Mów, czego chcesz, miej sprawę jasną. Im szybciej, tym lepiej.

_____
Photo by Bryan Minear on Unsplash

Komentarze

Popularne