Nieważne, co krzyczycie; oni mają się bać.
Wczoraj minęły dokładnie 634 dni od wyborów w 2015 roku, dających zwycięstwo i niezależną większość głosów w Sejmie partii politycznej, której już sama nazwa wskazuje obszary zagrożone owej ekipy rządami – prawo oraz sprawiedliwość. Jeśli wciąż nie rozumiesz, dlaczego te sprawy są ważne dla Ciebie – czytaj dalej; ten artykuł jest właśnie dla Ciebie.
Wszelkie idee zostały stworzone przez człowieka – w tym Bóg, honor i ojczyzna. Żadnej z tych idei nie dotkniesz ani jej nie posmakujesz, ale możesz je poczuć. Masz na ich temat własne wyobrażenie i własne definicje (albo ich nie masz, jeśli Twoje otoczenie akurat nie pozwala Ci ich mieć). Masz prawo mieć to wyobrażenie i te definicje, a także wygłaszać je na forum, przy czym to prawo również jest ideą, a Ty, przestrzegając prawa, akceptujesz tę ideę. To wszystko, co Cię otacza – firma, w której pracujesz, pieniądze, za które kupujesz, czy państwo, w którym mieszkasz – to zbiór idei, które tworzą tzw. rzeczywistość wyobrażoną.
Zgodność co do postrzegania konkretnych idei, wyrażanych hasłami czy symbolami, pozwoliła na tworzenie się języków, religii czy kultur. Pozwoliła na komunikację, współpracę i rozwój. Pozwoliła na powstawanie instytucji, które bez zgodności co do tych idei, bez wierzenia w nie – nie istniałyby.
Czasem jednak bywa, że tym samym hasłom przypisywane są różne idee. Bywa, że są one rozumiane na różne sposoby. Bywa także, że są wykorzystywane do osiągania jakichś celów – np. jedną z idei stojących za tworzeniem się państw była potrzeba ochrony ludzi (jako bardziej korzystnej), która motywowała działania odbierające ludziom ich "naturalne prawo", znane ze stanu natury, do zabijania innych ludzi. Gdy idea generuje reakcję, dotychczasowy stan rzeczy ulega zmianie. Każda religia rozpoczęła się od idei – ludzie, słuchając opowieści np. o powstaniu świata, wierzyli w nie i opowiadali dalej, szerząc ideę. Każda rewolucja rozpoczęła się od idei – coraz więcej ludzi zaczynało wierzyć, że może być inaczej.
Lecz wszystkie one pozostają ideami, a idee można podważać. Ktoś może opowiadać historię zupełnie inaczej (stąd np. wiele odmian i odnóg w religiach) lub różnie definiować kojarzone z nimi hasła (np. rodzina, która niekoniecznie oznacza płodzenie kolejnych pokoleń) i dopóki odmienna percepcja rzeczywistości nie krzywdzi innych, nie ma w tym nic złego. Ale to, co dzieje się obecnie w Polsce, krzywdzi naszą wyobrażoną rzeczywistość, a tym samym krzywdzi nas – naród.
W myśl powyższego rozumowania, naród oznacza zbiór ludności zgodnej co do pewnych konkretnych idei – niektóre z nich wyrażone są literą prawa (np. jeżdżenie po prawej stronie ulicy), inne wynikają z naszej kultury (np. ubieranie choinki na święta). O ile idee kulturowe kształtują naszą tożsamość i w gruncie rzeczy nikt nie może na nas, w wolnym kraju, wymusić ich przestrzegania, bo swoją tożsamość możemy kształtować sami, o tyle idee prawne czynią ludzi równymi, redukują chaos i chronią – wyobraźmy sobie, co działoby się w sytuacji nieokreślenia, po której stronie jezdni powinniśmy się przemieszczać – CHAOS.
Idea prawa generuje jednak nową ideę – sprawiedliwość, czyli zgodność do przyjętych i zaakceptowanych zasad. Sprawiedliwość nie może być rozpatrywana przez pryzmat osób, których sprawy dotyczą, lecz pod kątem przyjętych idei. Nie bez powodu Temida, symbol sprawiedliwości, ma przysłonięte oczy – sprawiedliwość powinna być ślepa na sprawy materialne i fizyczne, a orzekać w oparciu o idee.
Jednocześnie, ani idea, ani przedstawiające ją symbole nie mogą podejmować działań. Idea sprawiedliwości nie ma swojego umysłu ani ciała, przez które jej głos mógłby być słyszany. Dlatego ludzkość stworzyła ideę sędziów – wybranych i zaakceptowanych drogą egzaminów i praktyk osób, których głos ma stać się głosem sprawiedliwości.
Aby jednak idea sprawiedliwości mogła funkcjonować w społeczeństwie i współtworzyć rzeczywistość wyobrażoną, społeczeństwo musi wierzyć w ideę sędziów słuchających głosu sprawiedliwości. Aby społeczeństwo mogło wierzyć w takich sędziów, nie mogą być oni wybierani przez grupę osób uprzywilejowanych. Powodów, dla których tak się dzieje, jest co najmniej kilka. Jednym z nich jest choćby aspekt finansowy – sędziowie to wciąż ludzie i wciąż potrzebują oni pracy, by zarabiać, by mieć, co do garnka włożyć. Zatrudnieni do pełnienia konkretnych ról za konkretne, z pewnością nie małe pieniądze ludzie będą wypełniać polecenia swojego pracodawcy, bo w przeciwnym wypadku stracą pracę -> wypłatę -> możliwość zdobywania jedzenia i dachu nad głową. Zawsze znajdą się tacy, którzy tę pracę podejmą. Innym powodem jest aspekt psychologiczny – zgodnie z Robertem Cialdinim i jego regułami wywierania wpływu, człowiek, któremu coś dano, czuje się zobowiązany oddać przysługę. Chodzi więc nie tylko o materialne pobudki, lecz również wewnętrzne motywacje.
W sytuacji tak wielu sygnałów wskazujących na zależność sędziego od woli pewnej grupy osób (lub wręcz jednego człowieka), nie może być mowy o sprawiedliwości. Sądy nie mogą być wówczas sprawiedliwe. Gdy sędzia, orzekając w jakiejś sprawie, bierze pod uwagę oczekiwania tej grupy osób (lub jednego człowieka), oczy Temidy nie są już przysłonięte; są zwrócone na tę grupę (lub tego człowieka). Prawo staje się narzędziem w rękach pewnej grupy ludzi, nie zaś społeczności. Prawo nie czyni już ludzi równymi.
Demokracja to system rządów, który każdemu pełnoletniemu obywatelowi daje równe prawo do wybierania większością głosów grupy ludzi mających sprawować władzę, czyli decydować. Jednocześnie, demokracja – jak każda inna skuteczna idea – nie może zawierać cech autodestrukcji; jej założenia powinny umożliwiać jej dalsze przetrwanie w umysłach ludzi. A to, co odróżnia demokrację od innych reżimów politycznych, jest idea równego prawa pomiędzy ludźmi – gdy tego zabraknie, nie może być mowy o demokracji.
W październiku 2015 roku prawo do głosowania miało ok. 30 500 000 ludzi. Niewiele ponad połowa z nich zdecydowała się ujawnić swoje wyobrażenie o partii nadającej się do rządzenia – czyli poszła na wybory. Spośród 15 595 335 oddanych głosów, 394 664 z nich było nieważna. A zatem po zapoznaniu się z opinią 15 200 671 osób ogłoszono wyniki wyborów i nakreślono przyszłość blisko 38,5 mln Polaków. Uzyskując 5 711 687 głosów Prawo i Sprawiedliwość zdobyło (z wybranym rok wcześniej Prezydentem) możliwość rządzenia po swojemu. I jasne, 37,58% głosów w wyborach może dać zwycięstwo, ale gdyby spojrzeć na to w ujęciu ogólnokrajowym, to była decyzja ok. 18% wszystkich uprawnionych do głosowania. Choć demokracja nie jest idealna, do dziś nie wymyślono lepszego od niej ustroju, który pozwalałby na zrównoważony rozwój, dawałby ludziom równe szanse i cyklicznie poddawał ekipę rządzącą wymianie. Jednocześnie istotą demokracji jest zgodność większości, a nie wszystkich.
Dopatrywanie się wad w demokracji to ślepa uliczka. Problemem nie jest sama demokracja, lecz naród niepotrafiący z niej korzystać (lub niezgodny co do jej idei). To z kolei wynika z niewłaściwej, niekorzystnej z punktu widzenia demokracji edukacji; opowieść o demokracji nie została opowiedziana wystarczająco dobrze, by lud w nią zawierzył. Ale ten lud dopiero od 20-kilku lat ma szansę poznawać ją bliżej. I nie ufa jej. Przez pokolenia ten lud żył w opresji, walił głową w mur, walczył z wiatrakami. Lecz opowieść o innym świecie, o wolności, równości i demokracji, zaczęła w pewnym momencie stawać się coraz bardziej realna. Im więcej ludzi zaczynało w nią wierzyć, tym bardziej krystalizowała się idea solidarności, wspólnego niegodzenia się na opresyjny system ówczesnych rządów. Punktem zapalnym sukcesu solidarności i późniejszej Solidarności była wiara ludzi w ich moc sprawczą – w to, że jesteśmy w stanie kształtować naszą rzeczywistość wyobrażoną. Uświadomienie sobie było początkiem zmian. Uświadomienie sobie, że mamy prawo decydować. Jednak nie odrobiliśmy lekcji z uświadomienia sobie ponoszenia konsekwencji naszych decyzji.
Wczoraj poszliśmy pod Sejm wyrazić nasz sprzeciw. Atmosfera była niezwykle przyjazna, choć widok otaczających budynek policjantów budził pewien niepokój. Nie w ujęciu potencjalnego zagrożenia (napięcia między stronami narastają, ale teraz żadna z nich nie rzuci pierwsza kamieniem). Myślałam o tym, co czują policjanci, którzy stojąc tam mogą mieć przecież poglądy zupełnie odmienne od swych przełożonych i szczerze im współczułam. Zapadły mi w pamięć też słowa jednego z "animatorów" demonstracji, który odpowiadając koleżance na pytanie, co ta powinna krzyczeć, odparł: "nieważne, co krzyczycie; oni mają się bać", które do teraz rozbrzmiewają w mojej głowie jako myśl przewodnia wyrażania sprzeciwu w sytuacji kryzysowej. Po wszystkim zamówiliśmy Ubera. Nasz kierowca, zupełnie przypadkiem, wpisał się w scenariusz wydarzeń, o których tu piszę, służąc mi dziś za przykład nieświadomości konsekwencji własnych decyzji.
Nasz kierowca zaczął od tego, że sądy nie są sprawiedliwe, bo jego była żona puściła z torbami. A zanim go puściła z torbami, dorabiała mu rogi, gdy on był w wojsku. Ale go owinęła wokół palca, on kupił mieszkanie i na nią przepisał, dawał jej, co ona chciała. Potem opowiedział, że z tego wojska wyszedł, by ją upilnować i chronić, bo wpadło dziewczę w narkotyki, bo w pracy ją klienci częstowali, a ona pracowała w Sogo. I że ona złożyła pozew o rozwód, a teraz ona jeszcze chce alimentów (nie mieli dzieci), choć mieszka teraz w Anglii, a wakacje spędza w kurortach. Ratuje go w pewnym sensie to, że on już płaci alimenty – na dziecko ze swojego pierwszego małżeństwa. A teraz, gdy ta druga żona chce alimentów, on już prawie nie ma nic, a musi jeszcze utrzymać swoją nową kobietę, z którą ma 13-miesięczne dziecko i za chwilę biorą ślub.
Myślicie, że podczas naszej podróży ten facet choć raz powiedziałby cokolwiek, co wskazywałoby na jakikolwiek jego udział w jego nieszczęsnym życiorysie? Skądże! Winne były "złe kobiety", a potem "niesprawiedliwe sądy". Tak samo dziś, w Polsce, gdy sytuacja staje się coraz bardziej podbramkowa dla naszej wolności, równości i demokracji, ciężko jest spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć – to my spierdoliliśmy. To my zawiedliśmy. To, co się dzieje, jest konsekwencją naszych decyzji i naszych działań. Cały świat patrzy na nas i to widzi, ale nie my. My jesteśmy gotującą się żabą, której było przed chwilą ciepło i rozkosznie, gdy woda się podgrzewała, ale nie dostrzegamy, że już zaczyna wokół nas wrzeć, że za chwilę będzie po nas – po naszej wolności, równości i demokracji.
Dlatego apeluję do Was – nieważne, co krzyczycie; oni mają się bać.
Komentarze
Prześlij komentarz