Szczęście.

Wszyscy pragniemy szczęścia. Ale czy jesteśmy szczęśliwi?

Jeśli porównamy nasze współczesne życie z żywotem zbieraczy-łowców, moglibyśmy odnieść wrażenie, że dziś ludziom żyje się świetnie. Jeśli mamy pracę i dach nad głową, to czym tu się właściwie przejmować? W przeciwieństwie do naszych praojców i pramatek, którzy bezustannie musieli czuwać, polować, zbierać i rozmnażać się w niebezpiecznym i niepewnym świecie, my możemy spokojnie przespać noc, rano obudzić się wypoczęci, napić się szklanki czystej wody, uzupełnić niedobory mineralne suplementami, a potem spędzić swój dzień dokładnie tak, jak to sobie zaplanujemy. Co prawda, nie posiadamy żadnych informacji na ten temat tego, czy nasi praprzodkowie byli szczęśliwi czy nie, lecz mimo to żywimy przekonanie, że jesteśmy od nich szczęśliwsi, prawda?


Gdybyśmy szczęście definiowali jako poczucie bezpieczeństwa to oczywistym jest, że dziś jest nam lepiej. Lecz jeśli spojrzymy na współczesny świat jako konstrukt polityków i korporacji, w którym jesteśmy zobligowani do płacenia podatków czy przestrzegania norm społecznych i etycznych, okaże się, że jesteśmy cywilizacją zniewoloną i podporządkowaną sile, której nie pokonamy. Jeśli więc szczęściem byłaby wolność, zbieracze-łowcy mieli go więcej. (Oczywiście, można wyjechać w Bieszczady albo na Bali, ale tam również trzeba podporządkować się obowiązującym standardom, jeśli chce się przeżyć.)




Arystoteles powiedział, że
szczęście zależne jest od nas samych.

Skoro więc zależy od nas, to dlaczego polegamy na innych próbując je definiować? Skoro w naszych rękach spoczywa jego definicja, dlaczego prosimy innych, by nam te ręce układali? Bo tak bywa łatwiej, a na pewno tak jest najłatwiej na początku. Polegając na 4 poziomach szczęścia, możemy gdzieś zacząć rozważania na temat szczęścia.

Pierwszy z poziomów warunkowany jest dobrami materialnymi, związany jest z gratyfikacją wyrażaną w przedmiotach zewnętrznych. Pracujesz, więc zarabiasz, więc możesz sobie pozwolić na to czy tamto. Te przedmioty w pewnym sensie określają Cię i są namacalnymi dowodami na Twoje osiągnięcia. Lecz spocznij na tym etapie, a z czasem okaże się, że Twoje życie jest próżne, pozbawione głębszego znaczenia i sensu, skąd już jeden oddech dzieli Cię od poczucia pustki.

Poziom 2. wiąże się z ego. To względne poczucie szczęścia mierzone skalą satysfakcji z życia, kwestia bardzo indywidualna, ale może działa? To współczynnik planów do osiągnięć. Spoglądając wstecz łatwo wspomnimy znajomych z młodości, którym coś w życiu nie wyszło, którzy z naszego punktu widzenia nie wykorzystali swojej szansy. Od tych czujemy się lepsi. A jednocześnie każdy z nas ma w swoim otoczeniu tzw. ludzi sukcesu, którzy przekuwają pasje w pracę, zakładają własne firmy i wyglądają na takich, którym niczego nie brakuje. Od tych czujemy się gorsi. Lecz gdyby i tych "lepszych" od siebie spytać, czy sami znają innych ludzi, którzy ich inspirują, którzy ich zdaniem osiągnęli więcej, zwykle potrafią wskazać kogoś, kto jest dla nich swego rodzaju idolem, a nierzadko wręcz wrogiem, którego muszą pokonać, przebić, muszą od niego być lepsi. I ci lepsi od nas czują się gorsi od tamtych.

Porównywanie siebie do innych to właściwie igranie z własnym ego, które może i motywować, i malować nasz świat w szarych tonach. Ego domaga się takich porównań, bo takie jest – próżne, skupione na sobie, egoistyczne. Wytłumacz sobie, że takie porównania nie do końca mają sens, bo zawsze będzie od Ciebie większa ryba; bo zawsze Ty jesteś jednocześnie mniejszą i większą rybą. Jeśli tego nie pojmiesz, możesz paść ofiarą samouwielbienia, zazdrości czy cynizmu. Dlatego nie patrzmy na innych, ale wgłąb siebie. Żeby osiągnąć szczęście nie musimy wiedzieć, co daje szczęście naszym sąsiadom, ale musimy wiedzieć, co uszczęśliwia nas, co daje szczęście nam, nie innym. Musimy poznawać siebie, uczyć się o sobie i nie oceniać płynących z tej nauki wniosków, tylko je akceptować.

Na 3. poziomie pojawia się warstwa czynienia dobra już nie dla siebie, ale dla otoczenia. Tu do czynienia mamy z pomaganiem, które przekłada się na poczucie dobra, współczucia, jedności, znaczenia nas w świecie, przyjaźni. Niektórzy określają ten poziom po prostu miłością. Ale miłość, jak i każda inna emocja, nie ugnie się przed nieuniknioną zmianą, dlatego w końcu pojawiają się rozczarowania, zazdrość, zawód. Bo nikt nie jest idealny. Na tym poziomie dobrze jest cenić to, co jest tego warte, co jest. Nie ma sensu roztrząsać tego, co utracone, zastanawiać się jak wygląda dziś ziemia po drugiej stronie spalonego mostu. Niektórych mostów nie da się odbudować, ale można stawiać inne, stabilniejsze i pewniejsze, które przetrwają próbę czasu.

Poziom 4. to zaś szczęście absolutne. Opisanie go nie jest łatwe, bo dla każdego będzie rozumiane inaczej. Wiąże się z poczuciem spełnienia, pełności, kompletności. Życie, czy raczej świadomość życia to pojęcie wielowymiarowe, dlatego warto poświęcać uwagę w miarę możliwości wszystkim zachodzącym na tych licznych płaszczyznach zjawiskom. Pod warstwą świadomości kryje się podświadomość, a jeszcze głębiej nieświadomość. Profetycznie ujmowana przyszłość stanie się w końcu trwającą teraźniejszością, by przemienić się w retrospekcyjną przeszłość. Odległy górski szczyt po wielogodzinnej wędrówce znajdzie się wreszcie pod naszymi stopami. Najpiękniejszy nawet kwiat kiedyś przekwitnie, przeminie jego woń, a płatki opadną i niesione wiatrem spoczną gdzieś nim zamienią się w pył.

Osiągnięcie szczęścia absolutnego jest możliwe dzięki znalezieniu swojego sposobu na wyważenie wszystkich tych poziomów. Każda decyzja i każdy krok to inwestycja, a te zawsze związane są z kosztem. Coś wybierając, z czegoś innego rezygnujemy. Szczęściem jest zrozumienie, że ta cena jest zasadna, że ma sens, że coś przyniesie, a niechby to była li nauka na przyszłość. Możesz zarabiać mniej od swoich znajomych, ale mieć, w przeciwieństwie do nich, mnóstwo czasu wolnego dla siebie, swojej rodziny, swoich pasji. Dążąc do szczęścia absolutnego musisz poznać siebie i wiedzieć, co dla Ciebie jest ważne – co TOBIE daje poczucie spełnienia i szczęście.

W życiu przychodzi taki moment, w zależności od racjonalności i bagażu doświadczeń przychodzi on prędzej lub później, w którym zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko to, co zakładaliśmy w dzieciństwie, dojdzie do skutku. W końcu okazuje się, że pewne cele już zawsze będą dla nas nieosiągalne. Nie każdy z nas zostanie kolejnym wielkim politykiem, naukowcem, gwiazdą muzyki czy artystą. Nie każdy będzie podróżował po świecie. Nie każdy zostanie prezesem czy dyrektorem. Nie każdy będzie miał dom z ogródkiem. Nie każdy założy rodzinę. Nie każdy będzie szczupły i piękny. Ale każdy ma równe szanse w byciu szczęśliwym.

Dla mnie szczęściem jest komfort, a szczęście jest moim komfortem.

W komforcie fizycznym ważne są dla mnie przestrzenie, dlatego planuję wybudować własny dom, gdzie stado kotów będzie mogło sobie biegać, mąż będzie miał miejsce do pracy, rysowania, gry na basie i cokolwiek sobie zapragnie, przyjaciele i rodzina będą mieli gdzie nocować, a ja będę miała gdzie się zaszyć w ciszy i samotności, gdy najdzie mnie taka ochota. To też wygodne ubrania i buty, dlatego wybieram trampki i raczej luźne ciuchy, które mnie nie krępują. To również wygląd zewnętrzny spójny z moim "ja", dlatego maluję twarz i koloruję włosy, bo taka się sobie podobam.

W komforcie psychicznym potrzebuję mieć czas i miejsce na oczyszczenie swojej głowy ze śmieci, paranoi, kompleksów i lęków. Potrzebuję mieć swoje nisze regeneracyjne, by ładować baterie. Dlatego piszę bloga, czytam książki popularno-naukowe, gram w Civilization V albo Merged. Komfort psychiczny daje mi zdrowe podejście do siebie, a zdrowe podejście do siebie daje mi komfort psychiczny. Biorę długie kąpiele w wannie słuchając Jazz FM, piję rumianek albo szukam sobie nowych zainteresowań odpowiadających mojej introwertycznej osobowości (szydełkowanie, robienie na drutach). To też unikanie sytuacji stresujących, w dużej mierze polegające na redukowaniu ryzyka. Dlatego na przykład nie pędzę samochodem jak na złamanie karku. Nie biorę narkotyków, bo jeszcze mogłabym dać się wciągnąć w nałóg. Nie czekam na ostatnią chwilę ze złożeniem PIT-u, opłaceniem faktury za telefon czy wysłaniem raportu do klienta. Poczucie kontroli nad sprawami do załatwienia daje mi komfort psychiczny.

W komforcie społecznym liczy się dla mnie najbliższa rodzina, przyjaciele i bliscy znajomi. Nie potrzebuję cotygodniowych spotkań towarzyskich, licznych znajomości czy bycia popularną osobistością. Komfort daje mi świadomość, że moi bliscy, choć jest ich niewielu i są daleko, są dla mnie dostępni i są mi bliscy. Raczej chodzi o to, żeby wiedzieć, że oni są i będą. Tych kilka osób.

Ten komfort zaburzają jednak racjonalne myśli. Chcąc wybudować dom, będziemy musieli podpisać cyrograf z bankiem, który zechce udzielić nam kredytu na co najmniej 20 lat. Pisząc bloga i publikując treści mam świadomość, że przynajmniej jedna osoba poza mną to przeczyta i oceni ten tekst, oceni efekt mojej pracy i zrobi to subiektywnie, bo może. Nie angażując się w spotkania towarzyskie wiem, że moje umiejętności społeczne zawsze będą nieco ułomne, że zawsze będę raczej samotnikiem, a tym, we współczesnym świecie, jest po prostu trudniej. Ale te myśli nie przysłaniają mi oceny, że mam dobre życie. Że lubię to życie, ten czas, że czuję się szczęśliwa. Ten komfort to moja wolność, a ta wolność to mój komfort - to moje szczęście.

Dlaczego warto dążyć do szczęścia? Wydaje mi się, że dla ludzkiej psychiki jest ono tym, czym słońce jest dla roślin – energią dającą życie, bez której nie jest możliwy rozwój, rozkwitanie i dawanie światu owoców swojej pracy. Bez szczęścia stoimy w ciemnym miejscu, a takie stanie w miejscu nie ma sensu.

A jakie jest Twoje szczęście? Znasz odpowiedź?

____
photo: unsplash.com

Komentarze

Popularne