Wysokofunkcjonujący.
Nałogi… Uważa się, że każdy jakieś ma. Podobno można się uzależnić od wszystkiego i podobno każdy nałóg można pokonać. Niektóre uzależnienia wydają się powszechne, inne powodują zdziwienie. Jedne są nieszkodliwe, drugie przysparzają uzależnionym i ich bliskim problemów. Lecz co jeśli nałóg nie daje się łatwo rozpoznać? Co jeśli uzależniony jest świadom problemu i właśnie dlatego zrobi wszystko, by go zataić? Kim są wysokofunkcjonujący alkoholicy i czy są wśród nas?
Zanim przejdę do sedna sprawy, postaram się przedstawić krótkowzroczność Polaków względem problemu z alkoholizmem. Dopóki nie uświadomimy sobie, że to zjawisko jest problemem, nie będziemy traktować go jako takiego; nie będziemy mogli go rozpoznać, leczyć ani mu przeciwdziałać.
W Polsce panuje pewien niepisany podział na skalę uzależnienia od alkoholu. Na szczycie hierarchii ofiar tego nałogu są z pewnością żule. "Żul" to ten brudny i śmierdzący delikwent, zwykle bezdomny, z czerwoną czy fioletową mordą, spuchniętymi paluchami, będący bohaterem występów wielkomiejskich komików-standuperów ("gdy żul jedzie tramwajem to potem tramwaj jedzie żulem") czy specyficznych opisów charakteru ("pies żula" jako osoba, która mimo złego traktowania pozostaje w toksycznej relacji). Uznaje się ich za największe ofiary uzależnienia, bo przez alkohol stracili wszystko.
Później są "lubiący wypić", "nieszkodliwi alkoholicy". Kojarzą się zwykle z mężczyzną w średnim wieku, na rencie czy emeryturze lub wykonującym małe prace zarobkowe, mającym gdzie mieszkać i prowadzącym z pozoru normalne życie. Mają rodzinę, jakieś hobby; jeżdżą na ryby, grają w brydża. Ich uzależnienie, choć może być nie w smak ich otoczeniu, nie jest przez nie uznawane za powód do zmartwień. Mało kto powie takim ludziom "musisz się leczyć", bo – mimo wyniszczającego dla zdrowia zamiłowania do gorzały – alkohol nie wydaje się rujnować im życia. Są w stanie mimo uzależnienia funkcjonować w społeczeństwie.
Obok żula i nieszkodliwego alkoholika są osoby, które odniosły w życiu sukces, ale alkohol zaczął w ich życiu dominować. U tych uzależnionych nałóg przeistacza się z warunkowanego psychologicznie do warunkowanego fizycznie – osoba zaczyna sięgać po alkohol, by uśmierzyć ból, cierpienie, tensję psychiczną, a w miarę większego spożycia wzrasta jego odporność na działanie alkoholu, więc uzależniony zaczyna pić coraz więcej. W końcu traci zdolność do wykonywania swych codziennych obowiązków. To na przykład bohater "Pod Mocnym Aniołem" czy osobistości znane z pierwszych stron gazet.
Są jeszcze agresywni alkoholicy – zdecydowanie najczęściej mężczyźni, którzy, gdy się napiją, wylewają na zewnątrz swoje żale, kompleksy, uprzedzenia, paranoje. A piją, żeby się ze swoimi demonami zmierzyć. Wyładowują nadmiar negatywnych emocji najczęściej w formie przemocy domowej, bo tu sobie mogą przykozaczyć; często cała rodzina jest na ich utrzymaniu, stąd pewnie wrażenie władzy i kontroli, jak u rasowego tyrana. Zadając ból swoim bliskim podbudowują swoje na co dzień niepewne ego, więc kółko się zamyka.
Powyższe stereotypy czynią z uzależnienia od alkoholu zjawisko zwykle jawne, którego skala zależy od poszczególnych przypadków, ale generalnie wydaje się, że jeśli ktoś pije za dużo i ma to wpływ na jego codzienne funkcjonowanie, to tego się ukryć po prostu nie da.
Zerwane relacje, kłopoty finansowe, utrata pracy, wyniszczony organizm to niektóre z popularnych konsekwencji uzależnienia od alkoholu. Jeśli więc picie prowadzi do którychś z powyższych zjawisk, mówimy o problemie, a problem należy zaadresować i leczyć. Ale czy picie alkoholu staje się problemem dopiero, gdy wpływa na funkcjonowanie pijącego? Z najnowszych badań wynika, że 20% (a w niektórych źródłach nawet 75 do 90%!) osób zmagających się z uzależnieniem od alkoholu nie wpisuje się w żaden z powyższych schematów.
Wysokofunkcjonujący alkoholicy to zupełnie inna kategoria uzależnionych, którzy wydają się świetnie sobie ze wszystkim radzić. Są sprytni i przebiegli. Nie pozwolą niczemu zaprzepaścić ich szansy, a już na pewno nie pozwolą na to sobie samym. Pną się po szczeblach kariery, osiągają świetne wyniki w pracy, prowadzą "szczęśliwy dom"; mają tzw. "udane życie". Nie brakuje im sukcesów, pieniędzy, przyjaciół; mają wszystko, łącznie ze skrzętnie ukrywaną tajemnicą. Potrafią latami zatajać swoje uzależnienie, wypierać fakt, że w ogóle mają problem – no bo jak, w tym idealnym życiu jakaś przysłowiowa rysa na szkle? Niedopuszczalne. Dodatkowo, ich bliscy często nieświadomie wspierają ich w tym maskowaniu i fałszowaniu, pomagając im unikać konsekwencji nałogowego picia. Skoro wydaje się, że problemu nie ma, to w czym tkwi problem?
Długotrwałe uzależnienie od alkoholu w przypadku alkoholików wysokofunkcjonujących wiąże się z konsekwencjami nie w wymiarze materialnym, lecz na płaszczyźnie psychologicznej i emocjonalnej. Aby nie narażać swojego pełnego sukcesów życia zawodowego czy prywatnego zaczynają prowadzić nowe życie – życie alkoholowe, które oddzielają od pracy i rodziny. Potrafią wykonywać swoje obowiązki, a na koniec dnia wychylić butelkę albo dwie. Nie muszą pić codziennie; mogą to robić co kilka dni, ale intensywnie.
Określenie "alkoholik wysokofunkcjonujący" często jest zresztą wykorzystywane przez osoby świadome tego problemu jako usprawiedliwienie niepodejmowania prób zmierzenia się z nim. "Skoro picie nie odbija się na pracy i rodzinie, dlaczego miałbym cokolwiek z tym robić?", zdają się mówić lub choćby myśleć uzależnieni i ich bliscy. Pozwala im to także zdystansować się od poruszonych wyżej stereotypów alkoholika; przecież daleko im do żuli, bohatera Pod Mocnym Aniołem czy wyżywających się na rodzinie pijanych agresorach, prawda? Nieprawda; wszyscy oni są alkoholikami. Nie ma znaczenia ich status społeczny, sytuacja materialna, wiek, płeć, poglądy polityczne, wyznawana wiara, zainteresowania, hobby, wyuczony zawód, wykonywana praca.
Pamiętacie, jakim szokiem było samobójstwo Robina Williamsa kilka lat temu? Ten słynący z rozbawiających do łez i pogodnych ról aktor przez lata zmagał się z ciężką depresją. Dziś jego rodzina próbuje zrozumieć, co pchnęło go do podjęcia tej nieodwracalnej decyzji. Prawdopodobnie, choć już nigdy się tego nie dowiemy, Williams odczuwał pierwsze objawy demencji; zaczynał tracić kontrolę nad swoim życiem, nad sobą, więc odbierając sobie życie bezdyskusyjnie podjął ostateczne kroki w walce o swoją i tak w dużej mierze straconą autonomię. Jego żona mówi dziś, że depresja nie była jedynym jego problemem, ale jej samej ciężko było rozpoznać faktyczny stan jego umysłu. Nie wiemy, na ile jego rodzina próbowała mu pomóc, na ile on pozwalał sobie pomóc, na ile ze sobą rozmawiali, na ile adresowali problemy.
Przytaczam tę pozornie niezwiązaną z alkoholizmem historię, by pokazać, że można całymi latami żyć obok kogoś, a nawet z kimś, i nigdy nie poznać prawdy o nim. Można przeczuwać, podejrzewać, można nawet wiedzieć, ale czasem brakuje odwagi, by coś zrobić. Mówię o tym, aby podkreślić istotę prawdy w zmierzaniu się z rzeczywistością. Prawda ma to do siebie, że jest daleka od ideału – jest jaka jest, czasem dobra, czasem zła, ale zawsze autentyczna. Dopiero rozpoznając prawdziwe problemy można je naprawdę zacząć zwalczać, można im przeciwdziałać. Choć można mieć udaną karierę, super rodzinę, wspaniałych przyjaciół i pasmo sukcesów na koncie w banku, dopóki musimy polegać na używkach, by znieść codzienność, żadne z tych osiągnięć nie jest warte podziwu, żadne z nich nie jest powodem do dumy.
Czasem łatwiej jest sięgnąć po używki, by zakłócić negatywne emocje, znieść porażkę (lub choćby jej widmo), zaakceptować samego siebie, ponieść konsekwencje swoich decyzji zawodowych czy prywatnych. Ale czy alkohol sprawi, że te problemy znikną? Na chwilę być może zniknie ich świadomość, ale one nadal tam będą. Nikt nie rozwiąże ich za nas; musimy stawić im czoła. Wspaniała praca, idealna rodzina czy paczka bliskich przyjaciół są wynikiem naszej pracy, są dowodem na to, że potrafimy osiągnąć, co chcemy. Dlaczego więc trzeźwość nie miałaby dołączyć do grona naszych sukcesów?
Jeśli Ty albo osoba z Twojego otoczenia potrzebuje alkoholu, uświadom sobie i innym ten problem. Zrozum, że to jest problem. Alkoholizm odbiera Ci autonomię działania. Jak każde uzależnienie, uniemożliwia swobodne życie, odbiera Ci wolność. Być może wydaje Ci się, że to kontrolujesz – spróbuj nie pić przez tydzień, miesiąc, spróbuj nie pić przez rok. Jeśli nie będziesz w stanie bez niego żyć – uświadom to sobie i zacznij działać. Być może wydaje Ci się, że to nie problem, bo alkohol nie wpływa na Twoje życie. Sam fakt, że musisz się napić świadczy o tym, że alkohol wpływa na Twoje życie.
Problemy z piciem nie stają się problemem dopiero, gdy tracisz wszystko.
Zaczynają się już na etapie braku umiejętności ograniczenia spożycia alkoholu – po pierwszym drinku tracisz kontrolę nad ilością? Alkohol jest pierwszym, co przychodzi Ci na myśl w sytuacjach stresowych? Nie umiesz w pełni się zrelaksować bez alkoholu? Pijąc doprowadzasz się do stanu, w którym urywa Ci się film? Zdarza Ci się pić samej, w samotności lub w tajemnicy przed innymi? Planujesz swój dzień przewidując czas na wychylenie szklanki czy flaszki alkoholu? Usprawiedliwiasz swoje picie lub postrzegasz alkohol jako nagrodę? W chwilach dłuższej trzeźwości stajesz się podirytowana, rozdrażniona, masz problemy ze snem, pobudzeniem albo wahania nastrojów? Po wypiciu często podejmujesz niebezpieczne działania, jak prowadzenie samochodu pod wpływem lub przypadkowy seks?
Uświadom to sobie. Reaguj.
Wysokofunkcjonujący alkoholicy (highly functional alcoholics, HFA) dają się wbrew pozorom rozpoznać. Być może ten problem dotyczy i Ciebie – pośrednio lub bezpośrednio. Istnieje kilka zjawisk pozwalających wskazać ten problem, wśród których wymienić można:
- picie o wybranych porach, w kontekście specyficznych okoliczności, picie konkretnych rodzajów alkoholi (HFA często narzucają sobie własne ograniczenia np. "nie piję w weekendy", "piję tylko piwo"),
- proszenie znajomych o alibi,
- izolowanie się od innych w poszukiwaniu "prywatności",
- łamanie obietnic danych bliskim,
- uciekanie do alkoholu celem zamaskowania ukrytych zaburzeń psychicznych, takich jak depresja, fobia społeczna czy zaburzenia związane z jedzeniem; lęki związane z poczuciem posiadania niedostatecznych kompetencji lub obawą przed stratami materialnymi;
Ten artykuł napisałam nie dlatego, że problem HFA jest znanym problemem, ale właśnie dlatego, że wciąż jest za mało znanym problemem. Musimy przestać postrzegać alkoholizm jako zjawisko stające się chorobą dopiero, gdy chory nie ma już nic; musimy zacząć reagować na nie zanim będzie za późno.
____
photo: unsplash.com
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawy artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdzięki
OdpowiedzUsuń