Charakter.

W swojej książce "Ciszej proszę…" Susan Cain analizuje introwertyzm w świecie zdominowanym przez ekstrawersję. W pierwszych, wprowadzających rozdziałach autorka zwraca uwagę na przełomową zmianę, która zaszła w USA na przełomie XIX i XX wieku, gdy kulturę charakteru zastąpiła kultura osobowości. Warto zrozumieć, jak wpłynęło to na naszą współczesność i to, gdzie wszyscy znajdujemy się dzisiaj.




Spójrz na tytuły poradników w pierwszej lepszej księgarni, co chwilę zmieniające się trendy, system oceny pracy uczniów i pracowników. To wszystko bazuje na konkretnych założeniach, odpowiada pewnym kluczom. Chodzi o to, aby wciąż się rozwijać, poprawiać. Uznając coś za słabość, mankament czy wadę, na ile same uznajemy te cechy za niepożądane, a na ile przyjmujemy narzucony nam światopogląd?

We wspomnianej na wstępie kulturze charakteru ceniło się charakter, czyli zbiór pewnych indywidualnych cech wyróżniających daną osobę od innych. Dzięki temu zauważano czyjś wnikliwy umysł czy spokojny temperament, które czyniły z niego opanowanego przywódcę czy ojca narodu. W kulturze osobowości mniej istotne stało się to, jacy jesteśmy, a ważniejsze to, jacy powinniśmy być. Zamiast doceniać unikatowość jednostki i to, co dany człowiek wnosi do świata, zaczęliśmy analizować się pod kątem ideału, do którego każdy powinien urosnąć. Zaczęliśmy projektować osobowość wpisującą się w konkretny schemat; we współczesnym rywalizującym świecie stawia się więc na ludzi widocznych, wręcz głośnych, bo oni wydają się nam pewniejsi siebie i inteligentniejsi. Każdy chce być przebojowy, mieć wielu przyjaciół, być zapraszanym na ważne wydarzenia, być cenionym i rozpoznawalnym, odnosić sukcesy na stopie zawodowej – przewodzić. Ale nie każdemu osiąganie tego przychodzi z łatwością, co?

Z pomocą przybyli więc coache i trenerzy personalni – dziś określani już mianem life coachów. Susan Cain opisuje w swej książce doświadczenie uczestniczenia w seminarium amerykańskiego guru rozwoju osobistego, life coacha Tony'ego Robbinsa. My nad Wisłą też stworzyliśmy już swojego Robbinsa, którym jest Mateusz Grzesiak. Patrząc na niemalejącą popularność tego drugiego można więc stwierdzić, że płyniemy z Amerykanami w tej samej łodzi, choć ekonomicznie, mentalnie i kulturowo nadal się różnimy. Doganiamy jednak zachód pod względem potrzeb bycia i posiadania, więc również gramy w tę konsumencką grę zaspokajania potrzeb. Bo przecież aby korzystanie z pomocy coachów personalnych stało się trendem, w ludziach musiało pojawić się zapotrzebowanie na ich usługi.

W zrozumieniu istoty potrzeb pomaga Hierarchia Potrzeb (Piramida Potrzeb Maslova) i o ile podstawowe potrzeby rozumieją się same przez się, bo każdy chce chodzić syty i czuć się bezpiecznie, o tyle w tych potrzebach wyższego szczebla (miłości i przynależności, szacunku i uznania, samorealizacji) zaczynają się schody. Nie każdy przecież wie, jak zaspokoić swoją potrzebę przynależności czy miłości, stąd choćby nieustająca popularność wszelkiego rodzaju tinderów mających znaleźć dla nas partnera. I choć część tych potrzeb, a raczej im pochodnych, jest kreowana przez speców od marketingu, aby marketing był skuteczny, musi odnosić się do już istniejących przekonań czy zjawisk, z którymi grupa docelowa może się utożsamiać. To, co sprzedaje ci coaching to przekonanie, że zmieniając swoją osobowość, zmienisz swoje życie – znajdziesz miłość i przyjaciół, osiągniesz sukces w pracy i w życiu, będziesz osobą spełnioną. I nikt nie spyta cię, czy to nadal będziesz ty, bo przecież to już nie będziesz ty. Jeśli rzeczywiście potrzebujesz pomocy – korzystaj z niej; ale zastanów się, czy na pewno potrzebujesz.

Tym, o czym zapominamy podążając za modą – również tą na coaching – jesteśmy my sami. Skupiamy się na tym, czego oczekują od nas inni (otoczenie, rodzina, przyjaciele, przełożeni, partnerzy biznesowi), bo niby tam mieszczą się pytania i odpowiedzi na nasze życiowe problemy. Tymczasem swoje własne potrzeby traktujemy drugorzędnie. Choć marzymy o spokojnym piątkowym wieczorze na kanapie, "musimy" spotkać się ze znajomymi, bo inaczej przestaną nas lubić – czy jakoś tak. A może wcale nie potrzebujemy znajomych, którzy nie dają nam przestrzeni dla naszych potrzeb? Bo co nam samym dają tacy znajomi? Czy wchodząc w związki wchodzimy w nie, by nie być samotni, czy może dlatego, że bez tej drugiej osoby nasze życie ubożeje? Czy w wykonywanej przez siebie pracy możemy wykorzystywać swój potencjał i pracować w zgodzie z własną naturą, czy musimy udawać kogoś kim nie jesteśmy?

Zdarza mi się czasem pojawić w pewnej znanej globalnie firmie na spotkaniach dotyczących kampanii marketingowych. Nad tym projektem pracuję z koleżanką, która – jak ja – nie należy do osób zbyt przebojowych. Ponieważ zwykle jesteśmy na tych spotkaniach słuchaczami, którzy mają za zadanie poznać koncepcję innej agencji, a później wdrożyć ją w obsługiwanych przez nas kanałach, okoliczności i nasza rola czynią z nas niejako obserwatorów, milczących uczestników. Ku memu zdziwieniu okazało się jednak, że klient mimo to oczekuje od nas aktywnego uczestniczenia w spotkaniach. Mentalność korporacyjna tej firmy stawia na osoby widoczne, gadatliwe i aktywne – być może uznaje się je za osoby mogące lepiej wypromować markę na zewnątrz. Umiejętności i wiedza stają się drugorzędne – liczy się autoprezentacja. Co z tego, że na wspomnianych spotkaniach uczestnicy przebijają się łokciami, byle tylko zostać zauważonymi. Często takiemu zachowaniu nie towarzyszy nawet chęć wniesienia czegokolwiek do samej pracy i projektu; często uczestnicy ograniczają się do wielokrotnego pytania "czy dobrze rozumiem, że…", byle tylko mieć powód dla zwrócenia uwagi uczestników na swoją osobę. Już to gdzieś widziałam… w szkole i na uczelni, gdzie uczniowie zwracali na siebie uwagę nauczyciela prosząc o rozwinięcie tematu czy doprecyzowanie zagadnienia, by tym samym wykreować się na osoby aktywne, które – jak wiadomo – później są rzadziej odpytywane? Mhm.

Widocznie firma ta widzi dla siebie korzyść w promowaniu zachowań ekstrawertycznych. Jednak ja wybieram środowiska pracy, w których mogę cieszyć się większą swobodą i komfortem psychicznym, który daje mi brak konieczności udawania. Są ludzie, którzy świetnie odnajdą się w środowiskach nastawionych na przebojowość i towarzyskość, ale nie wszyscy tacy jesteśmy. Choć mogę raz na jakiś czas poudawać ekstrawertyka, kosztuje mnie to ogromną ilość energii. Gdybym miała każdego dnia odnajdywać się w świecie niezgodnym z moimi potrzebami nie byłabym usatysfakcjonowana swoim życiem. I nie pomógłby mi żaden coach, bo nikt ani nic nie zmieni natury człowieka.

Nie każdy musi być przebojowym, wygadanym i rozpychającym się przez życie ekstrawertykiem; czasem dopiero w chwili samotności możesz usłyszeć swoje myśli i wpaść na genialny pomysł, który zrewolucjonizuje świat (jak np. Steve Wozniak). Czasem wystarczy spotkać na swej drodze ekstrawertyka, którego rolą będzie już sprzedanie tej koncepcji światu (jak np. Steve Jobs). Ale mało kto jest jednocześnie Wozniakiem i Jobsem.

Zastanów się, czy rzeczywiście większą satysfakcję z życia da ci maskowanie swojego charakteru, mające pomóc ci znaleźć przyjaciół, uwieść płeć przeciwną, przekonać inwestorów. Wystarczy już, że wszyscy i tak zakładamy Gombrowiczowskie maski. Nie pozwólmy jeszcze innym wmawiać nam, że istnieje jedna idealna maska, która rozwiąże wszystkie nasze problemy – i którą, a jakże, oni nauczą nas kreować i wykorzystywać. Idealna, uniwersalna maska nie istnieje. Potrzebujemy się od siebie różnić, tak samo jak potrzebujemy w zestawie złotej rączki różnych narzędzi, a nie samych śrubokrętów czy młotków.

Tym wpisem chciałam też jasno określić swoje rozumienie samorozwoju, zgodnie z którym nie chodzi o dostosowywanie się do potrzeb otoczenia, ale dostrzeganie własnych potrzeb i umiejętność ich zaspokajania. Nie chodzi o to, aby poznać siebie i już – mówić "tak mam i się nie zmienię". Raczej zastanawiać się, dlaczego ktoś lub coś nie akceptuje w nas pewnych zachowań, skąd się one biorą i jaki jest ich efekt. Poznawać swój charakter – to, co wyróżnia nas spośród wszystkich dookoła. To, co sprawia, że jedni nas nienawidzą, ale inni kochają. Co pozwala nam być dobrymi strategami, ale fatalnymi mówcami.

______
photo: unsplash.com

Komentarze

Popularne