Granice.
Kościół w Polsce odgrywa ważną rolę – fakt. Ale dlaczego – co doprowadziło do tej sytuacji? Skąd, w skrajnych przypadkach, bierze się w Polakach przekonanie, że są narodem wybranym? Jaki wpływ ma wiara na społeczeństwo? Dlaczego Papież Franciszek uczestniczył w obchodach 60-lecia Traktatów Rzymskich w minionych dniach?
Zacznę cytatem z prof. Marii Janion, która w liście otwartym na jesienny Kongres Kultury Niezależnej napisała:
"Zaklęty krąg – czy też antynomiczny dryf – to jednak coś jeszcze, poza walką postępu z wstecznictwem. To zdobywanie i utrata, zwarcie szeregów wspólnoty i rozsypywanie się, niweczenie – więzi, marzeń, dokonań. Nie mam wątpliwości, że trwała nasza niezdolność do modernizacji ma źródło w sferze fantazmatycznej, w kulturze przywiązania zbiorowej nieświadomości do bólu, którego źródeł dotykamy z największym trudem, po omacku. Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać. Stąd płyną szokujące sadystyczne fantazje o zmuszaniu kobiet do rodzenia półmartwych dzieci, stąd rycie w grobach ofiar katastrofy lotniczej, zamach na zabytki przyrody, a nawet, proszę się nie zdziwić – uparte kultywowanie energetyki węglowej, zasnuwającej miasta dymem i grożącej nadchodzącą zapaścią cywilizacyjną."
całość tutaj: "Mesjanizm to przekleństwo" / wyborcza.pl
Między słowami prof. Janion rysuje się obraz Polski umęczonej, poszkodowanej, cierpiącej tak, jak cierpiał Jezus niosący na swych barkach krzyż. On cierpiał za grzechy wiernych, a za co dziś cierpią Polacy? I dlaczego właściwie cierpią? Kultura bólu zalewa wszystko od błahych spraw codzienności po kwestie zbiorowe; kulturę, sztukę, politykę, poglądy na życie codzienne, zasady moralne i etyczne. Powstaje własna percepcja chrześcijaństwa, odmienna od radosnego wychwalania boskiej energii i miłości do bliźniego. Religia zamykana jest w zimnych kościołach, czerpana od surowych księży, "nauczana" jest w sposób bezdyskusyjny, indoktrynujący. Zupełnie inny obraz chrześcijaństwa malowano podczas Światowych Dni Młodzieży, święta wspólnoty.
W jaki sposób uzależniliśmy Polskę od umęczenia?
Po II wojnie światowej Polska nie miała nawet chwili, by podnieść się z kolan po ciosach zadanych przez Hitlera, gdy do działania przystąpili sowieci. Schwytanym jak w pułapkę Polakom znów odebrano wolność, odzyskaną niespełna kilka 1-2 pokolenia wcześniej. Wojna zabrała to, co w narodzie jest najcenniejsze – tożsamość, którą wcześniej w Polsce tworzyły różne wierzenia i kultury. Polska przed wojną była miejscem spotkań odmiennych tradycji, które żyły nie tyle obok siebie, co ze sobą. Hitler podzielił ludzi na rasy i wskazał gorszych. Nie było już wtedy równości, nie było wspólnoty – była wojna. Po wojnie Związek Radziecki narzucił swoje własne zasady, którym Polacy musieli się podporządkować (choćby formalnie). ZSRR wyznaczył granice, których zakazał przekraczać (choćby legalnie).
Jeśli Yuval Noah Hararii ma rację stwierdzając, że ludzie nie mogą być jednocześnie równi i wolni, to gdy Polakom wolność odebrano – powinna im się ostać choćby równość, co zresztą wpisane jest w ideologię komunizmu. Lecz komunizm pozostaje wyłącznie ideą, a w praktyce jego założenia są nierealne. Narastające poczucie niesprawiedliwości podlewane jest do dziś nieprzerobioną przez Polaków żałobą po wojnie, w której stracono nie tylko członków rodzin, ale również sąsiadów i przyjaciół. Odeszła wcześniejsza wspólnota, a Polacy zostali sami, lecz wciąż poszukiwali ośrodków dających poczucie zjednoczenia. Potrzeby te w niepewnym świecie okazały się spełniać niedzielne msze, łącząc wiernych wspólnym celem, zestawem wartości oraz poglądami.
Religia ma nieść uzasadnienie dla niewytłumaczalnego, przez co ma dawać nadzieję i sens, lecz czy w powojennej Polsce łatwo było wielbić i wyznawać Boga-stwórcę dającego życie, gdy to odebrano właśnie 11 milionom ludzi? Nie można od tak zapomnieć 6 lat ludobójstwa i przejść obok holokausty obojętnie; to traumatyczne przeżycie, które do dziś przypomina ludziom na całym świecie, że nic nie jest dane na zawsze. W surowych barwach maluje się obraz Polski poszkodowanej masową zbrodnią dokonaną na Żydach, której naród po wojnie szukał pocieszenia w naukach Żyda Jezusa jednocześnie szukając w Żydach powodu przeżytej traumy. Czy nie to ma na myśli prof. Janion w swym liście, określając polskie dzieje "antynomicznym dryfem"?
Religia wspomogła Polaków w poszukiwaniu tradycji, ale i przekształcając optykę narodu – warto zauważyć, że wiele z praktykowanych do dziś w Polsce świąt ma korzenie w tradycjach niegdyś sąsiadujących z obrzędem chrześcijańskim. Najprostszym przykładem jest tradycyjna polska kuchnia, inaczej rozumiana w zależności od regionu i kształtujących go obyczajów.
Mimo to religia łączyła, a kościół stał się miejscem spotkań Polaków, w którym choć przez chwilę można było zaznać pewnego wrażenia wspólnoty, pewnej ucieczki od przykazanej władzy. Można było jednoczyć się w Kościele i to nie tylko ku czemuś, lecz również przeciw; a już szczególnie przeciw Partii.
Choć Związek Radziecki początkowo Kościół tolerował, np. zezwalając na naukę religii w szkołach, reaktywowanie KUL-u czy odbudowę struktur Caritasu, już w 1947 roku (a więc po "wygranych" przez siebie wyborach) stosunki między władzą a episkopatem przybrały ostrzejszą formę. Partia doskonale rozumiała społeczną funkcję religii – nie tylko umiejętność spajania, scalania ludzi, ale i ich kontrolowania. Przystąpiła więc do walki nazywając Kościół zagrożeniem dla reform.
W latach 50. rozpoczęła się walka Partii z Caritasem, który zagrażał wizerunkowi ZSSR jako "ojców narodu" mających wyciągnąć lud z biedy. Zlikwidowano wiele wydziałów teologicznych, wykreślano religię z nauki w szkołach, a także internowano prymasa Wyszyńskiego. Im większa była przewaga Partii nad Kościołem, tym bardziej władza radziecka czuła się zmotywowana.
Gdy w 1978 r. Karol Wojtyłła został wybrany Papieżem, dla polskiego Kościoła pojawiła się nowa nadzieja. Papieska pielgrzymka w '79 i sławne do dziś słowa "Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi" dodały Kościołowi mocy, a ludziom nomen omen wiary, w dużej mierze przyczyniając się do powstania Solidarności, bez której nie byłoby przecież wydarzeń roku 1989.
Również semiotyka chrześcijańskich symboli wykorzystywanych w Polsce określa percepcję wiary – prym wiodą krzyż łaciński (wywodzący się z wierzeń pogańskich) oraz ichtys (pochodzący z Grecji, a dziś kojarzony szerzej z naklejką na Matizach) – symbole oznaczające śmierć (krzyż) i życie (ichtys). Ale dlaczego nieczęsto spotykana jest np. gołębica symbolizująca uwolnienie duszy od ciała? Albo Alfa i Omega?
Warto rozumieć, jak i dlaczego Kościół jest ważny dla Polaków, bo uświadomienie sobie tego rzuca światło na zapadające w kraju decyzje; pozwala lepiej zrozumieć otaczającą rzeczywistość. Ten artykuł nie jest oceną tej ani żadnej innej religii; jego celem jest wyłącznie próba zrozumienia zależności i sytuacji, które doprowadziły do obecnego stanu rzeczy, bo ta rzeczywistość nie zrodziła się sama – to ludzie taką ją ukształtowali. Od blisko 30 lat Polacy mogą projektować swoją teraźniejszość i przyszłość – to od Polaków zależy, czy jaki będzie ich kraj. Dlaczego więc dążą do smutku i bólu, a radość, motywację i pasję do życia uznają za coś niestosownego? Związek religii z polskim społeczeństwem jest niemal namacalny. Religii, która po wojnie dawała poczucie jedności, która dodała ruchom oporu siły, której wszechobecność stała się swoistym dowodem na odzyskanie wolności. Ale i religii, która nierozerwalnie kojarzy się dziś z cierpieniem, której martyrologia zbyt duży ma wpływ na kondycję psychiczną i tożsamość narodu. W połączeniu z przeszło 40 latami wpływów komunistycznych, daje to naprawdę wybuchową mieszankę.
Poprzez słowa prof. Janion łatwiej jest pojąć, dlaczego w obecnej Polsce słabości przekuwane są w cnoty, a cierpienie jest Polaków drugą naturą. Jest częścią polskiej tożsamości, a bez niego powstaje wrażenie niepełności. Polacy gloryfikują Schadenfreude jak chyba żaden inny naród – jest lżej, gdy inni mają ciężej; jest dobrze, gdy jest źle; jest źle, gdy jest dobrze. Żyjąc w strachu, nieufności, rzadko między sąsiadami tworzą się wspólnoty, czy choćby znajomości. Rzadko poznajemy siebie samych. Próbując przeskoczyć kilkadziesiąt lat swojej historii, Polacy starają się zapomnieć, że na ziemiach, które dziś zamieszkują, umierali ludzie z rąk innych ludzi. Milczą, by nie przyznać również przed sobą, że zostali sami – zewnętrznie i wewnętrznie. Że nie walczono o nich – nie walczono o nas. Zewsząd uderzają w nas podziały i granice, gdzie "my", gdzie "oni" – to umacnia poczucie niepewności w świecie. Już raz postawiono między ludźmi długi i wysoki mur, już raz ludzie go zburzyli.
Dlaczego, mimo to, w świecie nadal widać te same błędy? Dlaczego mimo zaawansowanych społeczeństw nie potrafimy współpracować i nadal wisi nad nami widmo zagrożenia czy nawet wojny? Dlaczego, po raz kolejny, do głosu dochodzą fanatycy już wyznaczający, którędy przebiegnie nowy mur, nowa granica? Fanatyzm jest ideologicznie największym zagrożeniem dla relacji międzyludzkich, a więc podwalin społeczeństwa. Jest niczym pasożyt, którego pożywką jest nienawiść. Chcąc go zrozumieć, powodów należy szukać w psychice osób mu ulegających, w ich niepewnościach i lękach – bardzo często w czymś, czego ego fanatyka nie może zaakceptować w nim samym. Nie chodzi o to, w co wierzysz, lecz jak w to wierzyć – nie to myślisz, lecz jak myślisz – nie to, co mówisz, ale jak. Fanatyzm to również skuteczne narzędzie w rękach przebiegłych strategów do manipulacji słabymi jednostkami, które w potrzebie przynależności do grupy gotowe są fałszować własne potrzeby czy lęki. Jeśli teorie konspiracyjne to współczesne legendy, w nich również znajduje się ziarno prawdy. Sęk w tym, że przebiegli stratedzy mają w swych działaniach korzyść, o której zwykle nie mówią głośno.
Wobec wszystkich tych przemyśleń najbardziej nurtuje mnie łatwość, z jaką Polacy przyjmują narrację partii rządzącej odwołującej się bezustannie do Polski wstającej z kolan, Polski walczącej. Polska, jak każde inne państwo, jest wytworem zbiorowej wyobraźni. Bo czy Polskę możesz dotknąć? Możesz jej posmakować? Możesz Polskę namalować? To nie kamień czy pień wyciętego drzewa – to idea i jak każda inna idea podlega kształtowaniu. Obecna władza wykorzystuje niemal wszystko, o czym piszę powyżej, do formowania w umysłach Polaków obrazu Polski, której ta władza potrzebuje, by się realizować. Gdy PiS mówi, że PE atakuje Polskę ma na myśli, że PE atakuje zachowanie i poczynania PiS. Gdy PiS mówi "Polska w ruinie" usiłuje wpływać na zbiorową wyobraźnię wyborców i namalować im w głowach obraz… no właśnie, czego? Opustoszałych, zrujnowanych miast, bezdomności, chorób i głodu? Wystarczy wyjrzeć przez okno, by zauważyć, że nasze percepcje rzekomo tej samej idei są zupełnie inne. Gorzej, gdy wizja zaczyna nabierać kształtów i idea Polski naprawdę może niebawem legnąć w ruinę. Trybunał, wojsko, edukacja, handel w niedzielę – wisienką na torcie jest absolutna kompromitacja Broszki, uwieńczona powitalnym ceremoniałem na lotnisku. Jednocześnie w swych przekonaniach umacniają się obydwa obozy – popierający i negujący. Już teraz zaczynamy inaczej widzieć Polskę – wystarczy spytać, czy nadal łączy nas ta sama historia, gdy dla jednych Wałęsa jest symbolem odrodzenia wolności, a dla innych największym zdrajcą narodu.
Podczas obchodzonej w ten weekend 60. rocznicy Traktatów Rzymskich obecny był Papież Franciszek – osoba, która może wydawać się nieco nie na miejscu w kontekście rozmów o polityce czy gospodarce. Jego obecność nie wynikała jednak z samej bliskości Watykanu, a raczej z roli chrześcijaństwa we współczesnej Europie. Słowa Papieża wypowiedziane do przywódców europejskich państw są warte przeczytania (tutaj), ale ja przytoczę jego jedno zdanie – "Solidarity gives rise to openness towards others", "Solidarność prowadzi do otwartości wobec innych".
Spójrz na religię chrześcijańską z nieco innej perspektywy, zbliżonej do tej przedstawionej w "Adwokacie Diabła". Niewielu pewnie odczytuje rolę Diabła jako personifikacji ludzkich egoistycznych zachowań i spełniania własnych potrzeb, często pozostających w sprzeczności z dobrem ogółu, społeczeństwa, rodziny, czy wręcz je wyniszczających. Ten, kto widzi tylko dobro siebie samego nigdy nie dostrzeże dobra ogółu. Być może znaczeniem chrześcijańskiego Boga jest wspólnota i stawianie właśnie jej na pierwszym miejscu? Kochaj bliźniego, jak siebie samego – naucz się kochać siebie, by potem miłość okazać drugiemu, abyście mogli zbudować coś wspólnie? Zamiast wyznaczać granice między "my" i "oni", nauczmy się budować mosty między "ja" i "my".
Tekst ten nie bez powodu pisałam z perspektywy zewnętrznego narratora, rzadko sięgając po "my", a częściej po "Polacy" – dziś nie mam pewności, czy istnieje coś takiego jak "my, Polacy".
___
photo: unsplash.com
Zacznę cytatem z prof. Marii Janion, która w liście otwartym na jesienny Kongres Kultury Niezależnej napisała:
"Zaklęty krąg – czy też antynomiczny dryf – to jednak coś jeszcze, poza walką postępu z wstecznictwem. To zdobywanie i utrata, zwarcie szeregów wspólnoty i rozsypywanie się, niweczenie – więzi, marzeń, dokonań. Nie mam wątpliwości, że trwała nasza niezdolność do modernizacji ma źródło w sferze fantazmatycznej, w kulturze przywiązania zbiorowej nieświadomości do bólu, którego źródeł dotykamy z największym trudem, po omacku. Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać. Stąd płyną szokujące sadystyczne fantazje o zmuszaniu kobiet do rodzenia półmartwych dzieci, stąd rycie w grobach ofiar katastrofy lotniczej, zamach na zabytki przyrody, a nawet, proszę się nie zdziwić – uparte kultywowanie energetyki węglowej, zasnuwającej miasta dymem i grożącej nadchodzącą zapaścią cywilizacyjną."
całość tutaj: "Mesjanizm to przekleństwo" / wyborcza.pl
Między słowami prof. Janion rysuje się obraz Polski umęczonej, poszkodowanej, cierpiącej tak, jak cierpiał Jezus niosący na swych barkach krzyż. On cierpiał za grzechy wiernych, a za co dziś cierpią Polacy? I dlaczego właściwie cierpią? Kultura bólu zalewa wszystko od błahych spraw codzienności po kwestie zbiorowe; kulturę, sztukę, politykę, poglądy na życie codzienne, zasady moralne i etyczne. Powstaje własna percepcja chrześcijaństwa, odmienna od radosnego wychwalania boskiej energii i miłości do bliźniego. Religia zamykana jest w zimnych kościołach, czerpana od surowych księży, "nauczana" jest w sposób bezdyskusyjny, indoktrynujący. Zupełnie inny obraz chrześcijaństwa malowano podczas Światowych Dni Młodzieży, święta wspólnoty.
W jaki sposób uzależniliśmy Polskę od umęczenia?
Po II wojnie światowej Polska nie miała nawet chwili, by podnieść się z kolan po ciosach zadanych przez Hitlera, gdy do działania przystąpili sowieci. Schwytanym jak w pułapkę Polakom znów odebrano wolność, odzyskaną niespełna kilka 1-2 pokolenia wcześniej. Wojna zabrała to, co w narodzie jest najcenniejsze – tożsamość, którą wcześniej w Polsce tworzyły różne wierzenia i kultury. Polska przed wojną była miejscem spotkań odmiennych tradycji, które żyły nie tyle obok siebie, co ze sobą. Hitler podzielił ludzi na rasy i wskazał gorszych. Nie było już wtedy równości, nie było wspólnoty – była wojna. Po wojnie Związek Radziecki narzucił swoje własne zasady, którym Polacy musieli się podporządkować (choćby formalnie). ZSRR wyznaczył granice, których zakazał przekraczać (choćby legalnie).
Jeśli Yuval Noah Hararii ma rację stwierdzając, że ludzie nie mogą być jednocześnie równi i wolni, to gdy Polakom wolność odebrano – powinna im się ostać choćby równość, co zresztą wpisane jest w ideologię komunizmu. Lecz komunizm pozostaje wyłącznie ideą, a w praktyce jego założenia są nierealne. Narastające poczucie niesprawiedliwości podlewane jest do dziś nieprzerobioną przez Polaków żałobą po wojnie, w której stracono nie tylko członków rodzin, ale również sąsiadów i przyjaciół. Odeszła wcześniejsza wspólnota, a Polacy zostali sami, lecz wciąż poszukiwali ośrodków dających poczucie zjednoczenia. Potrzeby te w niepewnym świecie okazały się spełniać niedzielne msze, łącząc wiernych wspólnym celem, zestawem wartości oraz poglądami.
Religia ma nieść uzasadnienie dla niewytłumaczalnego, przez co ma dawać nadzieję i sens, lecz czy w powojennej Polsce łatwo było wielbić i wyznawać Boga-stwórcę dającego życie, gdy to odebrano właśnie 11 milionom ludzi? Nie można od tak zapomnieć 6 lat ludobójstwa i przejść obok holokausty obojętnie; to traumatyczne przeżycie, które do dziś przypomina ludziom na całym świecie, że nic nie jest dane na zawsze. W surowych barwach maluje się obraz Polski poszkodowanej masową zbrodnią dokonaną na Żydach, której naród po wojnie szukał pocieszenia w naukach Żyda Jezusa jednocześnie szukając w Żydach powodu przeżytej traumy. Czy nie to ma na myśli prof. Janion w swym liście, określając polskie dzieje "antynomicznym dryfem"?
Religia wspomogła Polaków w poszukiwaniu tradycji, ale i przekształcając optykę narodu – warto zauważyć, że wiele z praktykowanych do dziś w Polsce świąt ma korzenie w tradycjach niegdyś sąsiadujących z obrzędem chrześcijańskim. Najprostszym przykładem jest tradycyjna polska kuchnia, inaczej rozumiana w zależności od regionu i kształtujących go obyczajów.
Mimo to religia łączyła, a kościół stał się miejscem spotkań Polaków, w którym choć przez chwilę można było zaznać pewnego wrażenia wspólnoty, pewnej ucieczki od przykazanej władzy. Można było jednoczyć się w Kościele i to nie tylko ku czemuś, lecz również przeciw; a już szczególnie przeciw Partii.
Choć Związek Radziecki początkowo Kościół tolerował, np. zezwalając na naukę religii w szkołach, reaktywowanie KUL-u czy odbudowę struktur Caritasu, już w 1947 roku (a więc po "wygranych" przez siebie wyborach) stosunki między władzą a episkopatem przybrały ostrzejszą formę. Partia doskonale rozumiała społeczną funkcję religii – nie tylko umiejętność spajania, scalania ludzi, ale i ich kontrolowania. Przystąpiła więc do walki nazywając Kościół zagrożeniem dla reform.
W latach 50. rozpoczęła się walka Partii z Caritasem, który zagrażał wizerunkowi ZSSR jako "ojców narodu" mających wyciągnąć lud z biedy. Zlikwidowano wiele wydziałów teologicznych, wykreślano religię z nauki w szkołach, a także internowano prymasa Wyszyńskiego. Im większa była przewaga Partii nad Kościołem, tym bardziej władza radziecka czuła się zmotywowana.
Gdy w 1978 r. Karol Wojtyłła został wybrany Papieżem, dla polskiego Kościoła pojawiła się nowa nadzieja. Papieska pielgrzymka w '79 i sławne do dziś słowa "Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi" dodały Kościołowi mocy, a ludziom nomen omen wiary, w dużej mierze przyczyniając się do powstania Solidarności, bez której nie byłoby przecież wydarzeń roku 1989.
Również semiotyka chrześcijańskich symboli wykorzystywanych w Polsce określa percepcję wiary – prym wiodą krzyż łaciński (wywodzący się z wierzeń pogańskich) oraz ichtys (pochodzący z Grecji, a dziś kojarzony szerzej z naklejką na Matizach) – symbole oznaczające śmierć (krzyż) i życie (ichtys). Ale dlaczego nieczęsto spotykana jest np. gołębica symbolizująca uwolnienie duszy od ciała? Albo Alfa i Omega?
Warto rozumieć, jak i dlaczego Kościół jest ważny dla Polaków, bo uświadomienie sobie tego rzuca światło na zapadające w kraju decyzje; pozwala lepiej zrozumieć otaczającą rzeczywistość. Ten artykuł nie jest oceną tej ani żadnej innej religii; jego celem jest wyłącznie próba zrozumienia zależności i sytuacji, które doprowadziły do obecnego stanu rzeczy, bo ta rzeczywistość nie zrodziła się sama – to ludzie taką ją ukształtowali. Od blisko 30 lat Polacy mogą projektować swoją teraźniejszość i przyszłość – to od Polaków zależy, czy jaki będzie ich kraj. Dlaczego więc dążą do smutku i bólu, a radość, motywację i pasję do życia uznają za coś niestosownego? Związek religii z polskim społeczeństwem jest niemal namacalny. Religii, która po wojnie dawała poczucie jedności, która dodała ruchom oporu siły, której wszechobecność stała się swoistym dowodem na odzyskanie wolności. Ale i religii, która nierozerwalnie kojarzy się dziś z cierpieniem, której martyrologia zbyt duży ma wpływ na kondycję psychiczną i tożsamość narodu. W połączeniu z przeszło 40 latami wpływów komunistycznych, daje to naprawdę wybuchową mieszankę.
Poprzez słowa prof. Janion łatwiej jest pojąć, dlaczego w obecnej Polsce słabości przekuwane są w cnoty, a cierpienie jest Polaków drugą naturą. Jest częścią polskiej tożsamości, a bez niego powstaje wrażenie niepełności. Polacy gloryfikują Schadenfreude jak chyba żaden inny naród – jest lżej, gdy inni mają ciężej; jest dobrze, gdy jest źle; jest źle, gdy jest dobrze. Żyjąc w strachu, nieufności, rzadko między sąsiadami tworzą się wspólnoty, czy choćby znajomości. Rzadko poznajemy siebie samych. Próbując przeskoczyć kilkadziesiąt lat swojej historii, Polacy starają się zapomnieć, że na ziemiach, które dziś zamieszkują, umierali ludzie z rąk innych ludzi. Milczą, by nie przyznać również przed sobą, że zostali sami – zewnętrznie i wewnętrznie. Że nie walczono o nich – nie walczono o nas. Zewsząd uderzają w nas podziały i granice, gdzie "my", gdzie "oni" – to umacnia poczucie niepewności w świecie. Już raz postawiono między ludźmi długi i wysoki mur, już raz ludzie go zburzyli.
Dlaczego, mimo to, w świecie nadal widać te same błędy? Dlaczego mimo zaawansowanych społeczeństw nie potrafimy współpracować i nadal wisi nad nami widmo zagrożenia czy nawet wojny? Dlaczego, po raz kolejny, do głosu dochodzą fanatycy już wyznaczający, którędy przebiegnie nowy mur, nowa granica? Fanatyzm jest ideologicznie największym zagrożeniem dla relacji międzyludzkich, a więc podwalin społeczeństwa. Jest niczym pasożyt, którego pożywką jest nienawiść. Chcąc go zrozumieć, powodów należy szukać w psychice osób mu ulegających, w ich niepewnościach i lękach – bardzo często w czymś, czego ego fanatyka nie może zaakceptować w nim samym. Nie chodzi o to, w co wierzysz, lecz jak w to wierzyć – nie to myślisz, lecz jak myślisz – nie to, co mówisz, ale jak. Fanatyzm to również skuteczne narzędzie w rękach przebiegłych strategów do manipulacji słabymi jednostkami, które w potrzebie przynależności do grupy gotowe są fałszować własne potrzeby czy lęki. Jeśli teorie konspiracyjne to współczesne legendy, w nich również znajduje się ziarno prawdy. Sęk w tym, że przebiegli stratedzy mają w swych działaniach korzyść, o której zwykle nie mówią głośno.
Wobec wszystkich tych przemyśleń najbardziej nurtuje mnie łatwość, z jaką Polacy przyjmują narrację partii rządzącej odwołującej się bezustannie do Polski wstającej z kolan, Polski walczącej. Polska, jak każde inne państwo, jest wytworem zbiorowej wyobraźni. Bo czy Polskę możesz dotknąć? Możesz jej posmakować? Możesz Polskę namalować? To nie kamień czy pień wyciętego drzewa – to idea i jak każda inna idea podlega kształtowaniu. Obecna władza wykorzystuje niemal wszystko, o czym piszę powyżej, do formowania w umysłach Polaków obrazu Polski, której ta władza potrzebuje, by się realizować. Gdy PiS mówi, że PE atakuje Polskę ma na myśli, że PE atakuje zachowanie i poczynania PiS. Gdy PiS mówi "Polska w ruinie" usiłuje wpływać na zbiorową wyobraźnię wyborców i namalować im w głowach obraz… no właśnie, czego? Opustoszałych, zrujnowanych miast, bezdomności, chorób i głodu? Wystarczy wyjrzeć przez okno, by zauważyć, że nasze percepcje rzekomo tej samej idei są zupełnie inne. Gorzej, gdy wizja zaczyna nabierać kształtów i idea Polski naprawdę może niebawem legnąć w ruinę. Trybunał, wojsko, edukacja, handel w niedzielę – wisienką na torcie jest absolutna kompromitacja Broszki, uwieńczona powitalnym ceremoniałem na lotnisku. Jednocześnie w swych przekonaniach umacniają się obydwa obozy – popierający i negujący. Już teraz zaczynamy inaczej widzieć Polskę – wystarczy spytać, czy nadal łączy nas ta sama historia, gdy dla jednych Wałęsa jest symbolem odrodzenia wolności, a dla innych największym zdrajcą narodu.
Podczas obchodzonej w ten weekend 60. rocznicy Traktatów Rzymskich obecny był Papież Franciszek – osoba, która może wydawać się nieco nie na miejscu w kontekście rozmów o polityce czy gospodarce. Jego obecność nie wynikała jednak z samej bliskości Watykanu, a raczej z roli chrześcijaństwa we współczesnej Europie. Słowa Papieża wypowiedziane do przywódców europejskich państw są warte przeczytania (tutaj), ale ja przytoczę jego jedno zdanie – "Solidarity gives rise to openness towards others", "Solidarność prowadzi do otwartości wobec innych".
Spójrz na religię chrześcijańską z nieco innej perspektywy, zbliżonej do tej przedstawionej w "Adwokacie Diabła". Niewielu pewnie odczytuje rolę Diabła jako personifikacji ludzkich egoistycznych zachowań i spełniania własnych potrzeb, często pozostających w sprzeczności z dobrem ogółu, społeczeństwa, rodziny, czy wręcz je wyniszczających. Ten, kto widzi tylko dobro siebie samego nigdy nie dostrzeże dobra ogółu. Być może znaczeniem chrześcijańskiego Boga jest wspólnota i stawianie właśnie jej na pierwszym miejscu? Kochaj bliźniego, jak siebie samego – naucz się kochać siebie, by potem miłość okazać drugiemu, abyście mogli zbudować coś wspólnie? Zamiast wyznaczać granice między "my" i "oni", nauczmy się budować mosty między "ja" i "my".
Tekst ten nie bez powodu pisałam z perspektywy zewnętrznego narratora, rzadko sięgając po "my", a częściej po "Polacy" – dziś nie mam pewności, czy istnieje coś takiego jak "my, Polacy".
___
photo: unsplash.com
Komentarze
Prześlij komentarz