Babcia.
Gdy zauważasz u siebie pierwsze zmarszczki, pierwsze siwe włosy, mniej energii – co robisz? Panikujesz? Spokojnie akceptujesz nadchodzące z wiekiem zmiany? Dziś Dzień Babci, więc to idealny moment, aby porozmawiać o dojrzałości; bo na pewno nie będzie tu mowy o starości – nie w kontekście mojej Babci.
Zacznę od tego, że moja Babcia stara nie jest. Przyszłam na świat, gdy ona miała 41 lat, była jeszcze matką 10-letniego wówczas chłopca (mojego wujka). Za dwa miesiące obchodzić będzie swoje 69 urodziny. Jest więc młoda metryką, ale w naszej rodzinie wiek to naprawdę tylko liczba – przyzwyczailiśmy się już, że można u nas zostać ojcem w wieku 15 lat, zdawać maturę w wieku lat 21, blisko 60. kupić nowy dom, a u schyłku 70. latać po świecie poznając nowe kultury. Nie mówimy więc, że czegoś nie przystoi robić ze względu na wiek.
Lecz gdyby spojrzeć codzienność mojej Babci i tak można by jej dać góra 60 wiosen.
Babcia zaczyna dzień od kawy, cieniutkiego papierosa i makijażu. Nigdy nie wychodzi z domu niepomalowana, nawet w chorobie. To ona, bardziej niż mama, pokazała mi ten element żeński codzienności - ploteczki, szmineczki, ciasteczka. W latach 90. uwielbiała nosić zielone i niebieskie cienie, które dopełniały różowiutkie usteczka. Wyglądałaby jak laleczka, ale Babcia jest postacią korpulentną, malutką i okrąglutką, więc wyglądała raczej jak wesoły kolorowy bączek.
Babcia, z całego grona bliskich przyjaciół, pierwsza owdowiała. Miała wtedy 43 lata. Gdy pomyślę, że ja mogłabym stracić Szanownego za circa 15 lat, serce mi zamiera. Dziadek odszedł na zawał – zjawisko popularne po przekształceniu ustroju Polski (tę korelację uświadomiła mi dopiero lektura "Naszego małego PRL"). Jestem przekonana, że tamtego dnia nieodwracalnie pękło także serce Babci. Wiele lat później dowiedziałam się, że ratowały ją leki psychotropowe, które w końcu odstawiła. Poza tym, miała dla kogo żyć – miała nastoletniego syna, córkę wchodzącą dopiero w dorosłość, miała mnie, miała swoją pracę. Bo Babcia do dziś jest aktywna zawodowo. Co więcej – jej pokój to jedyne miejsce na terenie całej fabryki, gdzie można palić papierosy. Tak się ustawiła!
Babcia zawsze była swoistym capo di tutti capi. Gdy moja mama zaszła ze mną w ciążę, nie miała odwagi powiedzieć o tym Babci. Pomogła jej przyjaciółka (która później została moją matką chrzestną), gdy, wychodząc z domu rodzinnego mojej mamy, rzuciła do Babci "Pani Haniu, pani się nie martwi. Wszystko będzie dobrze". I nie było już odwrotu; trzeba było Babci wyznać prawdę. Dziadek uznał wtedy, że to idealny moment, by wyrzucić śmieci i jestem pewna, że było to najdłuższe opróżnianie w historii ludzkości :D
Babcia opiekowała się mną, gdy rodzice latem wyjeżdżali za granicę pracować. Wakacje z nią, jak nic innego w życiu, rozwijały we mnie pasje plastyczne – co rozumiem dopiero dziś, po dwóch dekadach. Nie mogło się obejść bez plasteliny, kredek, kartek, nożyczek, kleju. Babcia była moim pierwszym widzem, czytelnikiem i krytykiem. Jak na nią, niesamowicie przychylnym młodemu artyście! Być może gdyby nie chwaliła się moimi różnymi pracami pokazując je wszystkim naszym gościom, nie rozwinęłabym w sobie tej bezustannej potrzeby tworzenia? Była moją pierwszą fanką.
To do Babci przyszłam się wypłakać, gdy jeszcze w liceum mój przyszły Szanowny podjął głupią decyzję o naszym rozstaniu. Powiedziałam jej wtedy "Babciu, ja go jeszcze odzyskam" i nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo te słowa staną się swojego rodzaju przysięgą. Babcia przytaczała mi je później wielokrotnie, motywując mnie do działania. Być może gdyby wtedy zbagatelizowała ten związek, dziś nie byłabym Panią Szanowną?
Moja Babcia nigdy nie straciła pogody ducha. Zawsze ubierała się modnie, dbała o wygląd (z różnym skutkiem, gdyby przypomnieć sobie kurczęcy blond czy te żabio-zielone cienie do powiek) i zawsze pielęgnowała swoje potrzeby. Gdy po latach wreszcie otrząsnęła się po utracie męża, zaczęła podróżować. Do dziś zwiedziła już połowę świata. W jej ostatnich planach był Mauritius, ale po rezygnacji ulubionej w podróży koleżanki postanowiła nie jechać, bo "nie będzie chrapać w pokoju komuś obcemu", gdy ekipa znalazła zastępstwo dla tamtej.
Po Babci odziedziczyłam swoje najsztywniejsze cechy – upór, determinację, bezkompromisowość. Walenie swoją prawdą między oczy. Nerwowość. Nasze nieliczne kłótnie zawsze przypominały walki baranów (Babcia jest zresztą zodiakalnym barankiem). Ale dzięki nim nauczyłam się świetnie kontrować rywala.
Idąc jej śladem, nigdy nie będę stara. Babcia każdego dnia pokazuje mi, że starość to stan umysłu i to Ty sama decydujesz, czy stanie się ona wiodącą barwą w krajobrazie Twojego życia. Dlatego też tak ciężko mi słuchać kobiet w podeszłym wieku narzekających na starość, mówiących "przychodzi taki czas, że jest się dla innych przeszkodą". Nie wdaję się z nimi w dyskusje, szczególnie, gdy ewidentnie są młodsze od mojej seniorki, bo wiem, że to nie ma żadnego sensu. Ale zawsze wtedy myślę o mojej Babci i w sercu posyłam jej mnóstwo miłości i szacunku, dziękując, że jest rasową Silną Babką.
Zacznę od tego, że moja Babcia stara nie jest. Przyszłam na świat, gdy ona miała 41 lat, była jeszcze matką 10-letniego wówczas chłopca (mojego wujka). Za dwa miesiące obchodzić będzie swoje 69 urodziny. Jest więc młoda metryką, ale w naszej rodzinie wiek to naprawdę tylko liczba – przyzwyczailiśmy się już, że można u nas zostać ojcem w wieku 15 lat, zdawać maturę w wieku lat 21, blisko 60. kupić nowy dom, a u schyłku 70. latać po świecie poznając nowe kultury. Nie mówimy więc, że czegoś nie przystoi robić ze względu na wiek.
Lecz gdyby spojrzeć codzienność mojej Babci i tak można by jej dać góra 60 wiosen.
Babcia zaczyna dzień od kawy, cieniutkiego papierosa i makijażu. Nigdy nie wychodzi z domu niepomalowana, nawet w chorobie. To ona, bardziej niż mama, pokazała mi ten element żeński codzienności - ploteczki, szmineczki, ciasteczka. W latach 90. uwielbiała nosić zielone i niebieskie cienie, które dopełniały różowiutkie usteczka. Wyglądałaby jak laleczka, ale Babcia jest postacią korpulentną, malutką i okrąglutką, więc wyglądała raczej jak wesoły kolorowy bączek.
Babcia, z całego grona bliskich przyjaciół, pierwsza owdowiała. Miała wtedy 43 lata. Gdy pomyślę, że ja mogłabym stracić Szanownego za circa 15 lat, serce mi zamiera. Dziadek odszedł na zawał – zjawisko popularne po przekształceniu ustroju Polski (tę korelację uświadomiła mi dopiero lektura "Naszego małego PRL"). Jestem przekonana, że tamtego dnia nieodwracalnie pękło także serce Babci. Wiele lat później dowiedziałam się, że ratowały ją leki psychotropowe, które w końcu odstawiła. Poza tym, miała dla kogo żyć – miała nastoletniego syna, córkę wchodzącą dopiero w dorosłość, miała mnie, miała swoją pracę. Bo Babcia do dziś jest aktywna zawodowo. Co więcej – jej pokój to jedyne miejsce na terenie całej fabryki, gdzie można palić papierosy. Tak się ustawiła!
Babcia zawsze była swoistym capo di tutti capi. Gdy moja mama zaszła ze mną w ciążę, nie miała odwagi powiedzieć o tym Babci. Pomogła jej przyjaciółka (która później została moją matką chrzestną), gdy, wychodząc z domu rodzinnego mojej mamy, rzuciła do Babci "Pani Haniu, pani się nie martwi. Wszystko będzie dobrze". I nie było już odwrotu; trzeba było Babci wyznać prawdę. Dziadek uznał wtedy, że to idealny moment, by wyrzucić śmieci i jestem pewna, że było to najdłuższe opróżnianie w historii ludzkości :D
Babcia opiekowała się mną, gdy rodzice latem wyjeżdżali za granicę pracować. Wakacje z nią, jak nic innego w życiu, rozwijały we mnie pasje plastyczne – co rozumiem dopiero dziś, po dwóch dekadach. Nie mogło się obejść bez plasteliny, kredek, kartek, nożyczek, kleju. Babcia była moim pierwszym widzem, czytelnikiem i krytykiem. Jak na nią, niesamowicie przychylnym młodemu artyście! Być może gdyby nie chwaliła się moimi różnymi pracami pokazując je wszystkim naszym gościom, nie rozwinęłabym w sobie tej bezustannej potrzeby tworzenia? Była moją pierwszą fanką.
To do Babci przyszłam się wypłakać, gdy jeszcze w liceum mój przyszły Szanowny podjął głupią decyzję o naszym rozstaniu. Powiedziałam jej wtedy "Babciu, ja go jeszcze odzyskam" i nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo te słowa staną się swojego rodzaju przysięgą. Babcia przytaczała mi je później wielokrotnie, motywując mnie do działania. Być może gdyby wtedy zbagatelizowała ten związek, dziś nie byłabym Panią Szanowną?
Moja Babcia nigdy nie straciła pogody ducha. Zawsze ubierała się modnie, dbała o wygląd (z różnym skutkiem, gdyby przypomnieć sobie kurczęcy blond czy te żabio-zielone cienie do powiek) i zawsze pielęgnowała swoje potrzeby. Gdy po latach wreszcie otrząsnęła się po utracie męża, zaczęła podróżować. Do dziś zwiedziła już połowę świata. W jej ostatnich planach był Mauritius, ale po rezygnacji ulubionej w podróży koleżanki postanowiła nie jechać, bo "nie będzie chrapać w pokoju komuś obcemu", gdy ekipa znalazła zastępstwo dla tamtej.
Po Babci odziedziczyłam swoje najsztywniejsze cechy – upór, determinację, bezkompromisowość. Walenie swoją prawdą między oczy. Nerwowość. Nasze nieliczne kłótnie zawsze przypominały walki baranów (Babcia jest zresztą zodiakalnym barankiem). Ale dzięki nim nauczyłam się świetnie kontrować rywala.
Idąc jej śladem, nigdy nie będę stara. Babcia każdego dnia pokazuje mi, że starość to stan umysłu i to Ty sama decydujesz, czy stanie się ona wiodącą barwą w krajobrazie Twojego życia. Dlatego też tak ciężko mi słuchać kobiet w podeszłym wieku narzekających na starość, mówiących "przychodzi taki czas, że jest się dla innych przeszkodą". Nie wdaję się z nimi w dyskusje, szczególnie, gdy ewidentnie są młodsze od mojej seniorki, bo wiem, że to nie ma żadnego sensu. Ale zawsze wtedy myślę o mojej Babci i w sercu posyłam jej mnóstwo miłości i szacunku, dziękując, że jest rasową Silną Babką.
Komentarze
Prześlij komentarz