Zmienić wszystko w jeden rok.
Dziś mija dokładnie rok. 11 listopada 2015 roku spędzałam w piżamie na kanapach w domu rodzinnym, sama, oglądając TVN24 i czekając na okolicznościowe zamieszki. Tamtego dnia zebrałam się na odwagę, by napisać pewnego krótkiego maila o treści "a ja nadal chciałabym wierzyć, że kiedyś się do mnie odezwiesz". I odezwał się. Kilka dni później.
Rok temu za oknem było szaro, a w domu było cicho. Kilka dni wcześniej dopisałam do swojego życiorysu pewną głupotę, z której wtedy zaczynałam się powoli podnosić. Takie podważające ego debilizmy, oprócz tego, że skłaniają do przemyśleń, otrzeźwiają najlepiej na świecie. Dostrzegam wtedy rzeczy, które wcześniej próbowałam ukryć, zamaskować. To zwykle są brutalne prawdy o sobie samym, albo o ważnych bliskich wokół, albo po prostu czas analizy swojego życia i swoich życiowych wyborów, decyzji i czynów.
Dopiero będąc zmuszoną do spojrzenia sobie w twarz i przełknięcia tej przysłowiowej żaby zobaczyłam, kim stałam się próbując wmówić sobie, że jest okej, kiedy było chujowo. To całe zdarzenie było nieuniknioną konsekwencją decyzji podejmowanych kolejno na przestrzeni wcześniejszych 18 miesięcy. Trochę na zasadzie powiedziałaś A, teraz musisz powiedzieć B – B jak błędy, C jak cierpienie, D jak dno i E jak ego. Ale gdy Twoje ego trafia na dno, a Ty nieznośnie cierpisz, jeśli tylko uświadomisz sobie, co się dzieje i przestaniesz się oszukiwać, masz szansę przeżyć oczyszczające katharsis.
Nazywam te decyzje błędami, ale bez nich nie byłabym tu, gdzie jestem, nie wiedziałabym tyle, ile wiem dziś. Błędy są dobrą rzeczą, jeśli niosą w sobie naukę, zmieniają dotychczasowe mechanizmy, usprawniają działanie albo po prostu otwierają oczy. Bywa, a w sumie tak jest najczęściej, że odwrotu już nie ma i nie da cofnąć się czasu, że nie da się zmienić biegu rzeki. Rok temu wiedziałam, że bieg tamtej rzeki to przeszłość, ale może w nowych okolicznościach znajdzie się miejsce i dla mnie.
Kolejne tygodnie obfitowały w maile, a potem w podróże – również w głąb siebie. Zrozumiałam, nie tylko gdzie i z kim chcę być, ale przede wszystkim dlaczego. W ciągu ostatnich 12 miesięcy zmieniłam stan cywilny, nazwisko, miasto i pracę. Nie obeszło się bez wyzwań i obaw, ale czułam, że to, do czego dążę, jest dla mnie dobre. Nie żałuję niczego, choć kilka mostów z premedytacją spaliłam. Być może jest we mnie coś masochistycznego, co czasem domaga się bólu, ale podobno gdy nie boli to może znaczy, że już nie żyjesz.
W Dzień Niepodległości można wywiesić polską flagę, wyjść na marsz i zjeść na obiad gęsinę, można to święto traktować narodowościowo, ale można też zastanowić się nad swoją własną niepodległością. Można dostrzec swoje szanse i podjąć działania. Można zmienić w swoim życiu wszystko, skoczyć na głęboką wodę, zmienić Odrę na Wisłę i patrzeć, co będzie dalej, bo jeśli nie tego dnia, to kiedy, powinno do nas docierać, że możemy sami sobą rządzić.
Rok temu za oknem było szaro, a w domu było cicho. Kilka dni wcześniej dopisałam do swojego życiorysu pewną głupotę, z której wtedy zaczynałam się powoli podnosić. Takie podważające ego debilizmy, oprócz tego, że skłaniają do przemyśleń, otrzeźwiają najlepiej na świecie. Dostrzegam wtedy rzeczy, które wcześniej próbowałam ukryć, zamaskować. To zwykle są brutalne prawdy o sobie samym, albo o ważnych bliskich wokół, albo po prostu czas analizy swojego życia i swoich życiowych wyborów, decyzji i czynów.
11.11.15 |
Nazywam te decyzje błędami, ale bez nich nie byłabym tu, gdzie jestem, nie wiedziałabym tyle, ile wiem dziś. Błędy są dobrą rzeczą, jeśli niosą w sobie naukę, zmieniają dotychczasowe mechanizmy, usprawniają działanie albo po prostu otwierają oczy. Bywa, a w sumie tak jest najczęściej, że odwrotu już nie ma i nie da cofnąć się czasu, że nie da się zmienić biegu rzeki. Rok temu wiedziałam, że bieg tamtej rzeki to przeszłość, ale może w nowych okolicznościach znajdzie się miejsce i dla mnie.
Kolejne tygodnie obfitowały w maile, a potem w podróże – również w głąb siebie. Zrozumiałam, nie tylko gdzie i z kim chcę być, ale przede wszystkim dlaczego. W ciągu ostatnich 12 miesięcy zmieniłam stan cywilny, nazwisko, miasto i pracę. Nie obeszło się bez wyzwań i obaw, ale czułam, że to, do czego dążę, jest dla mnie dobre. Nie żałuję niczego, choć kilka mostów z premedytacją spaliłam. Być może jest we mnie coś masochistycznego, co czasem domaga się bólu, ale podobno gdy nie boli to może znaczy, że już nie żyjesz.
W Dzień Niepodległości można wywiesić polską flagę, wyjść na marsz i zjeść na obiad gęsinę, można to święto traktować narodowościowo, ale można też zastanowić się nad swoją własną niepodległością. Można dostrzec swoje szanse i podjąć działania. Można zmienić w swoim życiu wszystko, skoczyć na głęboką wodę, zmienić Odrę na Wisłę i patrzeć, co będzie dalej, bo jeśli nie tego dnia, to kiedy, powinno do nas docierać, że możemy sami sobą rządzić.
"Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. (...) Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze. Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z bączkiem, będziemy sami sobą rządzili."
(J. Moraczewski)
Komentarze
Prześlij komentarz