Mąż nie robi mi masaży.
Istnieje wśród kobiet dziwne przekonanie, że mężowie robią masaże. Widzę to gdzieś w internetach, gdy ktoś szuka masażysty ("a mąż nie może ci zrobić masażu?"), tak mi też zawsze odpowiada koleżanka, gdy na treningu złapie mnie skurcz ("mąż ci wymasuje"). Prawda jest taka, że mój mąż masaży nie robi ani mi, ani nikomu innemu. On nie od tego! Ale od początku…
Też kiedyś wierzyłam, że to moje szczęście w postaci męża / chłopaka / partnera będzie mi robić masaże. Więc kiedyś, lata temu, nadszedł taki dzień, gdy poprosiłam ukochanego "kochany, wymasuj mi plecki". Pełna nadziei na chwile błogiego rozbijania moich spiętych mięśni uwaliłam się na kanapie niczym świeżo wyrzucona morską falą na brzeg foka. I jak ta foka bardzo szybko chciałam powrócić do strefy komfortu, bo okazało się, że dłonie ukochanego potrafią sunąć, a i owczem, lecz tylko po strunach gitary basowej, a do tej mojej skórze było niezmiernie daleko.
Po kilku chwilach ściskania skóry i wygniatania pleców powiedziałam "dość". Szybko znalazłam najbliższy salon masażu i od razu wykupiłam karnet kilkuwejściowy, tłumacząc mężowi, że tak będzie lepiej. Ale przez chwilę było mi przykro; chłopcy koleżanek umieli masaże, to czemu mój nie?
Przez pierwsze lata naszego związku samoczynnie upadały kolejne mity o tym, jaki to mężczyzna idealny, ten poszukiwany i wymarzony przez młode dziewczęce serce i głowę, być powinien. Jego obraz malowały w mojej wyobraźni inne kobiety, telewizja, słowa piosenek i książki. Podprogowo przekaz szedł od najważniejszego mężczyzny w życiu dziewczynki, czyli taty. Ten przyszły ukochany miał przecież być mistrzem męskich prac domowych, okazem zdolnym do noszenia na zmianę mnie na rękach albo moich zakupów, IQ jego miało plasować go na top liście MENSY, a do tego miał być zniewalająco przystojny. Tylko co ja bym z takim panem robiła?
Konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością, czyli etap związku, na którym ściągamy maski i pokazujemy się partnerowi takimi, jacy jesteśmy – ze wszystkimi wadami, nałogami, nawykami – u nas nastał dość szybko. Nam nigdy nie było na rękę udawanie, więc ściągając różowe okulary nie tyle odkryliśmy w sobie jakieś nowe cechy, co zmieniło się nasze nastawienie względem niektórych z nich, już znanych, tyle że to, co wcześniej bawiło czy imponowało czasem okazywało się być nieznośne. To chyba moment, w którym wiele par się rozstaje, nie mogąc zrozumieć, dlaczego ten chłopak, ta dziewczyna nie jest już tą samą osobą, co na początku.
I u nas nie obeszło się bez dramatów (ale dzięki nim nasza historia przypomina dobrą wenezuelską telenowelę). W tych chwilach milczenia docierało do nas, że choć swoimi postaciami nie wyrażamy swoich wzajemnych wyobrażeń, choć on nie robi mi boskich masaży a ja czasem nie potrafię zamknąć choleryckiej jadaczki, to, co nas łączy, co jest między nami, nie ma nam dostarczać najlepszych masaży czy bezustannych pochwał.
Powody, dla których ludzie wiążą się w pary są zawsze kwestią indywidualną. Dobrze jest mieć własną, wolną od kulturowych uwarunkowań świadomość, czego oczekujemy. Nikt nikomu nie może narzucać, czego powinno się pragnąć – ani w życiu, ani w miłości, ani w pracy, ani nawet w domu. Jasne – czasem w każdym z nas odzywa się krytyk, który innym zarzuca, że kupili rasowego kota zamiast zaadoptować porzuconego dachowca, który przyjaciółkę po 30-stce będzie przekonywać, że macierzyństwo jest super i że jest w błędzie nie chcąc mieć dzieci, że ślub w gronie samych świadków to egoizm i brak szacunku dla rodziny. Tylko od nas zależy, czy te opinie ujawnimy. Warto zadać sobie pytanie, co nimi osiągniemy. Jeśli na szali jest sprawienie przykrości, może nie ma potrzeby wymawiać tych myśli na głos?
Mój mąż nie robi mi masaży. Nadal muszę dawać mu hasło "śmieci wyrzuć", bo bez tego będzie dopychał kopkę w worku układając śmieciowego tetrisa. Bywa, że czuję się, jakbym go wychowywała. Ale poza tym jest inteligentnym, bystrym i przezabawnym facetem, który przejmuje się swoim wyglądem, dba o siebie i o mnie (i o kota też). Dzięki niemu nigdy nie będziemy starzy, a co najwyżej dojrzali. Dzięki niemu nasze dzieci będą miały najlepsze przebrania i riposty. To są cechy, o których nie mówiła żadna z koleżanek, żadna z telewizji, żadna piosenka ani książka. To jest ten wyjątkowy, tylko jemu przypisany zestaw cech, które sprawiają, że on to on. A od masaży są specjaliści ;-)
Też kiedyś wierzyłam, że to moje szczęście w postaci męża / chłopaka / partnera będzie mi robić masaże. Więc kiedyś, lata temu, nadszedł taki dzień, gdy poprosiłam ukochanego "kochany, wymasuj mi plecki". Pełna nadziei na chwile błogiego rozbijania moich spiętych mięśni uwaliłam się na kanapie niczym świeżo wyrzucona morską falą na brzeg foka. I jak ta foka bardzo szybko chciałam powrócić do strefy komfortu, bo okazało się, że dłonie ukochanego potrafią sunąć, a i owczem, lecz tylko po strunach gitary basowej, a do tej mojej skórze było niezmiernie daleko.
Po kilku chwilach ściskania skóry i wygniatania pleców powiedziałam "dość". Szybko znalazłam najbliższy salon masażu i od razu wykupiłam karnet kilkuwejściowy, tłumacząc mężowi, że tak będzie lepiej. Ale przez chwilę było mi przykro; chłopcy koleżanek umieli masaże, to czemu mój nie?
Przez pierwsze lata naszego związku samoczynnie upadały kolejne mity o tym, jaki to mężczyzna idealny, ten poszukiwany i wymarzony przez młode dziewczęce serce i głowę, być powinien. Jego obraz malowały w mojej wyobraźni inne kobiety, telewizja, słowa piosenek i książki. Podprogowo przekaz szedł od najważniejszego mężczyzny w życiu dziewczynki, czyli taty. Ten przyszły ukochany miał przecież być mistrzem męskich prac domowych, okazem zdolnym do noszenia na zmianę mnie na rękach albo moich zakupów, IQ jego miało plasować go na top liście MENSY, a do tego miał być zniewalająco przystojny. Tylko co ja bym z takim panem robiła?
Konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością, czyli etap związku, na którym ściągamy maski i pokazujemy się partnerowi takimi, jacy jesteśmy – ze wszystkimi wadami, nałogami, nawykami – u nas nastał dość szybko. Nam nigdy nie było na rękę udawanie, więc ściągając różowe okulary nie tyle odkryliśmy w sobie jakieś nowe cechy, co zmieniło się nasze nastawienie względem niektórych z nich, już znanych, tyle że to, co wcześniej bawiło czy imponowało czasem okazywało się być nieznośne. To chyba moment, w którym wiele par się rozstaje, nie mogąc zrozumieć, dlaczego ten chłopak, ta dziewczyna nie jest już tą samą osobą, co na początku.
I u nas nie obeszło się bez dramatów (ale dzięki nim nasza historia przypomina dobrą wenezuelską telenowelę). W tych chwilach milczenia docierało do nas, że choć swoimi postaciami nie wyrażamy swoich wzajemnych wyobrażeń, choć on nie robi mi boskich masaży a ja czasem nie potrafię zamknąć choleryckiej jadaczki, to, co nas łączy, co jest między nami, nie ma nam dostarczać najlepszych masaży czy bezustannych pochwał.
Powody, dla których ludzie wiążą się w pary są zawsze kwestią indywidualną. Dobrze jest mieć własną, wolną od kulturowych uwarunkowań świadomość, czego oczekujemy. Nikt nikomu nie może narzucać, czego powinno się pragnąć – ani w życiu, ani w miłości, ani w pracy, ani nawet w domu. Jasne – czasem w każdym z nas odzywa się krytyk, który innym zarzuca, że kupili rasowego kota zamiast zaadoptować porzuconego dachowca, który przyjaciółkę po 30-stce będzie przekonywać, że macierzyństwo jest super i że jest w błędzie nie chcąc mieć dzieci, że ślub w gronie samych świadków to egoizm i brak szacunku dla rodziny. Tylko od nas zależy, czy te opinie ujawnimy. Warto zadać sobie pytanie, co nimi osiągniemy. Jeśli na szali jest sprawienie przykrości, może nie ma potrzeby wymawiać tych myśli na głos?
Mój mąż nie robi mi masaży. Nadal muszę dawać mu hasło "śmieci wyrzuć", bo bez tego będzie dopychał kopkę w worku układając śmieciowego tetrisa. Bywa, że czuję się, jakbym go wychowywała. Ale poza tym jest inteligentnym, bystrym i przezabawnym facetem, który przejmuje się swoim wyglądem, dba o siebie i o mnie (i o kota też). Dzięki niemu nigdy nie będziemy starzy, a co najwyżej dojrzali. Dzięki niemu nasze dzieci będą miały najlepsze przebrania i riposty. To są cechy, o których nie mówiła żadna z koleżanek, żadna z telewizji, żadna piosenka ani książka. To jest ten wyjątkowy, tylko jemu przypisany zestaw cech, które sprawiają, że on to on. A od masaży są specjaliści ;-)
Komentarze
Prześlij komentarz