Co zrobić, kiedy jednak zachorujemy…
Okres jesienno-zimowy kojarzy mi się przede wszystkim z okresem chorobowym. Niedawno pisałam, co robić, żeby nie chorować, ale dziś napiszę, co zrobić, kiedy już damy się wirusom zaprosić na kilkudniowe rendez vous.
Dopiero co pisałam, że przestałam chorować… Dopiero co w swoim wyobrażonym liczniku, niczym wprawny manager BHP, przestawiałam na większą liczbę dni od ostatniej choroby… A potem przyszedł Szanowny. Kichnął, kaszlnął i rozsiał nam w domu wiruski.
Warto dodać, że Szanowny ma odporność niedźwiedzią. Choruje rzadko, a jak już go coś dorwie to góra jeden dzień zalega na kanapie, a potem wraca do swoich codziennych obowiązków. Kiedyś złapał anginę i wyleczył ją bez antybiotyków. Za taką odporność odpowiada z pewnością postawa jego matki, która bagatelizowała wszelkie jego choroby i przeziębienia, mimo że jest lekarzem – do tego lekarzem pediatrą :D Już mnie nie dziwią opowieści o tym, jak młody Szanowny mówi matce, że strasznie go boli brzuch, a matka mu odpowiada, żeby to poszedł wybiegać. Dopiero kiedy zemdlał i okazało się, że to wyrostek, kobieta jakoś się przejęła ;-)
Moje wspomnienia chorób to z kolei większa niż na co dzień troska ze strony rodziców. Nacieranie plecków Vaporubem, inhalacje, herbatki, syropki, "a teraz odpoczywaj". Choć fizycznie i psychicznie choroby mnie wykańczały, niecodzienna opieka ze strony rodziców była pewnym zadośćuczynieniem. Dlatego dziś najgorszą dla mnie opcją na chorowanie jest chorowanie w samotności. Tak, to egoistyczne, ale z natury rzadko domagam się atencji otoczenia i wyjątkiem są te dni słabości.
Gdy więc we wtorkowy poranek obudziłam się z bolącym gardłem, z powodu spływających po nim glutkach, od razu oberwało się Szanownemu za zarażenie mnie. Nie pomogły moje prośby o trzymanie dystansu – nie umiem nie przytulić mojego mężczyzny cierpiącego, gdy się tego (i tylko tego) domaga. Zawsze mu ulegnę, tak jak z pewnością będę ulegać moim dzieciom w przyszłości. Ale we wtorek Szanowny miał się już dobrze, a ja witałam się z gąską w postaci wirusa.
Wiedziałam, że u mnie przebieg będzie o wiele gorszy, bo ja chorować nienawidzę, a samopoczucie ma ogromne znaczenie. Choć suplementy i witaminy, które codziennie przyjmuję rzeczywiście ułatwiają mi przebrnięcie przez to cholerstwo i od wtorku czuję się jakbym była na progu załamania zdrowia, dziś jest zdecydowanie lepiej, więc po 4 dniach wychodzę na prostą. Zwykle takie przeziębienia od razu sprowadzały się do stanów depresyjnych i myśli samobójczych – tak bardzo nienawidzę chorować. Tym razem miałam wrażenie, że ciągle tylko czekam na apogeum, lecz ono nie nastało.
Idąc w ślad za Szanownym, wzięłam Gripex. Przez dwie noce nie mogłam po nim spać, choć brałam tylko 2 tabletki dziennie – o 16:00 i 22:00. Budziłam się w nocy z dziwnymi myślami "dokąd zmierza moje życie? po co to wszystko robimy? czy to ma sens?". Widocznie pochodne efedryny i morfiny mi nie służą.
Zdecydowałam się ograniczyć do domowej terapii – inhalacji z soli emskiej, nacierania klatki piersiowej i pleców Vaporubem i syropu z cebuli. Do tego oczywiście przyjmuję codzienne dawki witaminy C1000, witaminę D, tran norweski – tak pro-odporność. Choć wiem, że jeszcze kilka dni będę się czuć jak wypluta przez morskiego potwora, jest lepiej. Więc mogę dziś podzielić się kilkoma faktami o chorobach.
1. Przeziębienie i grypa to choroby wirusowe – nie wolno ich leczyć antybiotykami, bo te działają tylko na bakterie. Jeśli lekarz przepisuje Ci na przeziębienie/grypę antybiotyk to pewnie oznacza, że rozpoczął się między medykami konkurs, w którym można wygrać wakacje w ciepłych krajach sponsorowane przez lobby farmaceutyczne. Ja takiemu lekarzowi dziękuję i więcej z jego usług nie korzystam. Bywa, że wirusy zagnieżdżając się w naszych organizmach doprowadzają do stanów bakteryjnych, co najłatwiej rozpoznać po kolorze i strukturze wydzieliny. Jeśli smarki są żółtawe to jest duża szansa, że jednak do czynienia mamy z bakteriami. Wtedy rzeczywiście może się bez antybiotyków nie obejść, ale mimo to apeluję o zdrowy rozsądek. Antybiotyki, poza tym że potrafią skutecznie pokonywać szkodliwe bakterie, wybijają też te korzystne dla nas i naszych jelit. Jeśli już je łykamy, pamiętajmy o osłonie. Balans drobnoustrojów w jelitach musi być zachowany, żeby się nie dobić grzybicą.
2. Witaminy i suplementy same w sobie nie przeciwdziałają chorobom, ale ich niedobory odbijają się na naszej odporności, więc jeśli ich nam brakuje, o choroby łatwiej. Przyjmowanie witaminy C już w trakcie choroby na niewiele się zda – może skrócić czas choroby o jakieś pół dnia.
3. Przeziębienie to choroba trwająca zwykle ok. tygodnia. Główne jej objawy to katar, ból gardła, kaszel i uczucie rozbicia. O grypie jest mowa, gdy chorobie towarzyszy gorączka. Zbijanie niewielkiej gorączki od kilku lat jest bojkotowane przez lekarzy – pamiętajmy, że podnoszenie temperatury ciała to naturalny system obronny organizmu, który w ten sposób samodzielnie podejmuje działanie. Oznacza to, że niewielka gorączka – do 38 st. C – jest właściwie dla nas korzystna. Nie przeszkadzajmy swojemu ciału walczyć, nie utrudniajmy mu. Uważam, że organizm wie najlepiej, co jest mu potrzebne.
4. Nie da się wyleczyć przeziębienia, można tylko łagodzić jego objawy. Wobec tego przyjmowane leki w sumie nie pomagają nam wyzdrowieć, ale pomagają przejść przez chorobę. Futrowanie wieloskładnikowych specyfików to domena ludzi, którzy "nie mają czasu chorować". Warto dodać, że przynajmniej na 2 dni trzeba się wyłączyć z życia codziennego, szkoły lub pracy, żeby móc właściwie chorobę przebyć. Trzeba wtedy odpocząć, wrzucić na luz, nie obciążać organizmu dodatkowymi bodźcami w postaci stresu czy obowiązków. Wystarczy mu ten chaos od środka.
5. Wietrzenie mieszkania jest niezwykle istotne szczególnie w okresie grzewczym. To pozwala czyścić mieszkanie z syfków i nawilża powietrze. Odpowiedni stopień nawilżenia wpływa korzystnie na układ odpornościowy, pozwala więc unikać chorób lub szybciej się z nich podnosić. Jeśli jesteście szczególnie wrażliwe na suche powietrze, kupcie nawilżacz. To niedrogi wydatek, który naprawdę robi różnicę. Ewentualnie, można zarzucić na kaloryfer wilgotny ręcznik, żeby przez noc parował i tym samym nawilżał powietrze. Jednak najskuteczniejsze będą profesjonalne nawilżacze, które mogą przy okazji oczyszczać powietrze, jonizować je czy umożliwiać aromaterapię.
6. Świeże powietrze pomaga. Mówi się, że w chorobie trzeba siedzieć w domu. A jednak świeże powietrze udrażnia drogi oddechowe. O ile pozwala na to pogoda (nie leje, nie wieje), warto się odpowiednio ubrać i wybrać na krótki spacer. W tym czasie można też wywietrzyć mieszkanie.
7. Niezwykle istotne jest nawodnienie organizmu. Kichając, kaszląc i pocąc się tracimy więcej wody niż zwykle, więc uzupełnianie płynów pozwala nam uniknąć dehydracji. Poza tym woda oczyszcza z toksyn, więc pozwala szybciej filtrować organizm z pokonanych wirusów. Pijmy więc dużo wody.
8. Inhalacje, domowe syropy i dary natury – moim zdaniem w przeziębieniu są skuteczniejsze od wieloskładnikowych produktów z aptek. Na kaszel świetny jest też syrop chiński – ziołowa kompozycja przypominająca konsystencją melasę. Moja znajoma z Brazylii z azjatyckimi korzeniami pokazała mi kiedyś ichniejszy sposób na przeziębienie – całą cytrynę (ze skórką, więc dobrze żeby była niewoskowana lub też wcześniej wyparzona wrzątkiem), obrany imbir wielkości kciuka i dużą łyżkę syropu chińskiego wrzucamy do blendera i miksujemy na jednolity shake. Pamiętam, że za pierwszym razem przyniosło mi to dużą ulgę :) Syrop z cebuli można łatwo zrobić samemu w domu. Niektórzy jedzą też surowy czosnek – odradzam picie go w mleku z masłem, bo ten zestaw jest śluzotwórczy i może zwiększyć ilość produkowanej wydzieliny.
9. Dieta też ma znaczenie. Dobrze unikać w tym czasie ciężkostrawnych potraw, żeby nie obciążać dodatkowo organizmu obowiązkiem trawienia tłustych mięs czy słodkich dań. Najlepiej jeść wtedy kasze, warzywa i owoce, chude mięso, ryby.
Mam nadzieję, że tych kilka sugestii pomoże Wam przejść przez pierwsze jesienne choroby jak najlepiej. Pamiętajcie też o zachowaniu higieny, żeby wirusów nie roznosić. Często myjmy ręce, chusteczki higieniczne nie bez powodu noszą miano jednorazowych, starajmy się nie kaszleć w powietrze itd.
Dopiero co pisałam, że przestałam chorować… Dopiero co w swoim wyobrażonym liczniku, niczym wprawny manager BHP, przestawiałam na większą liczbę dni od ostatniej choroby… A potem przyszedł Szanowny. Kichnął, kaszlnął i rozsiał nam w domu wiruski.
Warto dodać, że Szanowny ma odporność niedźwiedzią. Choruje rzadko, a jak już go coś dorwie to góra jeden dzień zalega na kanapie, a potem wraca do swoich codziennych obowiązków. Kiedyś złapał anginę i wyleczył ją bez antybiotyków. Za taką odporność odpowiada z pewnością postawa jego matki, która bagatelizowała wszelkie jego choroby i przeziębienia, mimo że jest lekarzem – do tego lekarzem pediatrą :D Już mnie nie dziwią opowieści o tym, jak młody Szanowny mówi matce, że strasznie go boli brzuch, a matka mu odpowiada, żeby to poszedł wybiegać. Dopiero kiedy zemdlał i okazało się, że to wyrostek, kobieta jakoś się przejęła ;-)
Moje wspomnienia chorób to z kolei większa niż na co dzień troska ze strony rodziców. Nacieranie plecków Vaporubem, inhalacje, herbatki, syropki, "a teraz odpoczywaj". Choć fizycznie i psychicznie choroby mnie wykańczały, niecodzienna opieka ze strony rodziców była pewnym zadośćuczynieniem. Dlatego dziś najgorszą dla mnie opcją na chorowanie jest chorowanie w samotności. Tak, to egoistyczne, ale z natury rzadko domagam się atencji otoczenia i wyjątkiem są te dni słabości.
Gdy więc we wtorkowy poranek obudziłam się z bolącym gardłem, z powodu spływających po nim glutkach, od razu oberwało się Szanownemu za zarażenie mnie. Nie pomogły moje prośby o trzymanie dystansu – nie umiem nie przytulić mojego mężczyzny cierpiącego, gdy się tego (i tylko tego) domaga. Zawsze mu ulegnę, tak jak z pewnością będę ulegać moim dzieciom w przyszłości. Ale we wtorek Szanowny miał się już dobrze, a ja witałam się z gąską w postaci wirusa.
Wiedziałam, że u mnie przebieg będzie o wiele gorszy, bo ja chorować nienawidzę, a samopoczucie ma ogromne znaczenie. Choć suplementy i witaminy, które codziennie przyjmuję rzeczywiście ułatwiają mi przebrnięcie przez to cholerstwo i od wtorku czuję się jakbym była na progu załamania zdrowia, dziś jest zdecydowanie lepiej, więc po 4 dniach wychodzę na prostą. Zwykle takie przeziębienia od razu sprowadzały się do stanów depresyjnych i myśli samobójczych – tak bardzo nienawidzę chorować. Tym razem miałam wrażenie, że ciągle tylko czekam na apogeum, lecz ono nie nastało.
Idąc w ślad za Szanownym, wzięłam Gripex. Przez dwie noce nie mogłam po nim spać, choć brałam tylko 2 tabletki dziennie – o 16:00 i 22:00. Budziłam się w nocy z dziwnymi myślami "dokąd zmierza moje życie? po co to wszystko robimy? czy to ma sens?". Widocznie pochodne efedryny i morfiny mi nie służą.
Zdecydowałam się ograniczyć do domowej terapii – inhalacji z soli emskiej, nacierania klatki piersiowej i pleców Vaporubem i syropu z cebuli. Do tego oczywiście przyjmuję codzienne dawki witaminy C1000, witaminę D, tran norweski – tak pro-odporność. Choć wiem, że jeszcze kilka dni będę się czuć jak wypluta przez morskiego potwora, jest lepiej. Więc mogę dziś podzielić się kilkoma faktami o chorobach.
1. Przeziębienie i grypa to choroby wirusowe – nie wolno ich leczyć antybiotykami, bo te działają tylko na bakterie. Jeśli lekarz przepisuje Ci na przeziębienie/grypę antybiotyk to pewnie oznacza, że rozpoczął się między medykami konkurs, w którym można wygrać wakacje w ciepłych krajach sponsorowane przez lobby farmaceutyczne. Ja takiemu lekarzowi dziękuję i więcej z jego usług nie korzystam. Bywa, że wirusy zagnieżdżając się w naszych organizmach doprowadzają do stanów bakteryjnych, co najłatwiej rozpoznać po kolorze i strukturze wydzieliny. Jeśli smarki są żółtawe to jest duża szansa, że jednak do czynienia mamy z bakteriami. Wtedy rzeczywiście może się bez antybiotyków nie obejść, ale mimo to apeluję o zdrowy rozsądek. Antybiotyki, poza tym że potrafią skutecznie pokonywać szkodliwe bakterie, wybijają też te korzystne dla nas i naszych jelit. Jeśli już je łykamy, pamiętajmy o osłonie. Balans drobnoustrojów w jelitach musi być zachowany, żeby się nie dobić grzybicą.
2. Witaminy i suplementy same w sobie nie przeciwdziałają chorobom, ale ich niedobory odbijają się na naszej odporności, więc jeśli ich nam brakuje, o choroby łatwiej. Przyjmowanie witaminy C już w trakcie choroby na niewiele się zda – może skrócić czas choroby o jakieś pół dnia.
3. Przeziębienie to choroba trwająca zwykle ok. tygodnia. Główne jej objawy to katar, ból gardła, kaszel i uczucie rozbicia. O grypie jest mowa, gdy chorobie towarzyszy gorączka. Zbijanie niewielkiej gorączki od kilku lat jest bojkotowane przez lekarzy – pamiętajmy, że podnoszenie temperatury ciała to naturalny system obronny organizmu, który w ten sposób samodzielnie podejmuje działanie. Oznacza to, że niewielka gorączka – do 38 st. C – jest właściwie dla nas korzystna. Nie przeszkadzajmy swojemu ciału walczyć, nie utrudniajmy mu. Uważam, że organizm wie najlepiej, co jest mu potrzebne.
4. Nie da się wyleczyć przeziębienia, można tylko łagodzić jego objawy. Wobec tego przyjmowane leki w sumie nie pomagają nam wyzdrowieć, ale pomagają przejść przez chorobę. Futrowanie wieloskładnikowych specyfików to domena ludzi, którzy "nie mają czasu chorować". Warto dodać, że przynajmniej na 2 dni trzeba się wyłączyć z życia codziennego, szkoły lub pracy, żeby móc właściwie chorobę przebyć. Trzeba wtedy odpocząć, wrzucić na luz, nie obciążać organizmu dodatkowymi bodźcami w postaci stresu czy obowiązków. Wystarczy mu ten chaos od środka.
5. Wietrzenie mieszkania jest niezwykle istotne szczególnie w okresie grzewczym. To pozwala czyścić mieszkanie z syfków i nawilża powietrze. Odpowiedni stopień nawilżenia wpływa korzystnie na układ odpornościowy, pozwala więc unikać chorób lub szybciej się z nich podnosić. Jeśli jesteście szczególnie wrażliwe na suche powietrze, kupcie nawilżacz. To niedrogi wydatek, który naprawdę robi różnicę. Ewentualnie, można zarzucić na kaloryfer wilgotny ręcznik, żeby przez noc parował i tym samym nawilżał powietrze. Jednak najskuteczniejsze będą profesjonalne nawilżacze, które mogą przy okazji oczyszczać powietrze, jonizować je czy umożliwiać aromaterapię.
6. Świeże powietrze pomaga. Mówi się, że w chorobie trzeba siedzieć w domu. A jednak świeże powietrze udrażnia drogi oddechowe. O ile pozwala na to pogoda (nie leje, nie wieje), warto się odpowiednio ubrać i wybrać na krótki spacer. W tym czasie można też wywietrzyć mieszkanie.
7. Niezwykle istotne jest nawodnienie organizmu. Kichając, kaszląc i pocąc się tracimy więcej wody niż zwykle, więc uzupełnianie płynów pozwala nam uniknąć dehydracji. Poza tym woda oczyszcza z toksyn, więc pozwala szybciej filtrować organizm z pokonanych wirusów. Pijmy więc dużo wody.
8. Inhalacje, domowe syropy i dary natury – moim zdaniem w przeziębieniu są skuteczniejsze od wieloskładnikowych produktów z aptek. Na kaszel świetny jest też syrop chiński – ziołowa kompozycja przypominająca konsystencją melasę. Moja znajoma z Brazylii z azjatyckimi korzeniami pokazała mi kiedyś ichniejszy sposób na przeziębienie – całą cytrynę (ze skórką, więc dobrze żeby była niewoskowana lub też wcześniej wyparzona wrzątkiem), obrany imbir wielkości kciuka i dużą łyżkę syropu chińskiego wrzucamy do blendera i miksujemy na jednolity shake. Pamiętam, że za pierwszym razem przyniosło mi to dużą ulgę :) Syrop z cebuli można łatwo zrobić samemu w domu. Niektórzy jedzą też surowy czosnek – odradzam picie go w mleku z masłem, bo ten zestaw jest śluzotwórczy i może zwiększyć ilość produkowanej wydzieliny.
9. Dieta też ma znaczenie. Dobrze unikać w tym czasie ciężkostrawnych potraw, żeby nie obciążać dodatkowo organizmu obowiązkiem trawienia tłustych mięs czy słodkich dań. Najlepiej jeść wtedy kasze, warzywa i owoce, chude mięso, ryby.
Mam nadzieję, że tych kilka sugestii pomoże Wam przejść przez pierwsze jesienne choroby jak najlepiej. Pamiętajcie też o zachowaniu higieny, żeby wirusów nie roznosić. Często myjmy ręce, chusteczki higieniczne nie bez powodu noszą miano jednorazowych, starajmy się nie kaszleć w powietrze itd.
Komentarze
Prześlij komentarz