Zmienna miłość.

Ile trwał Twój najdłuższy związek? Statystycznie, stan zakochania to okres od kilku miesięcy do 2 lat, a potem motyle w brzuchu i miękkie kolana zamieniają się w szarą codzienność.

Udało Ci się przejść ten etap i zaakceptować nieuniknione zmiany?


Co przychodzi później – związek kompletny, a później przyjacielski – dla wielu może być błędnie odczytywany jako koniec miłości i powód do rozstania. Niekażdy potrafi zrozumieć przemijalność zakochania i przygotować się na kolejny etap. Popkultura nie ułatwia – większość romantycznych filmów i książek kończy się słowami "i żyli długo i szczęśliwie", a przecież tak się nie da!

Zakochanie działa jak narkotyk. To, co dzieje się wtedy w głowie otumania i obezwładnia. Wtedy wydaje nam się, że chwyciliśmy pana boga za nogi. Nasz partner jest idealny, ta relacja jest genialna, nie potrafimy bez siebie żyć, a miłość sprawia, że nasze życie jest po prostu piękne. Łapiemy wiatr w żagle, możemy góry przenosić, nie ma rzeczy niemożliwych, bo ot – zakochaliśmy się i na świat patrzymy przez różowe okulary. Tak działa dopamina, która ogarnia nasz mózg, gdy jesteśmy zakochani – hormon szczęścia i motywacji. Nie można się więc dziwić, że gdy jej poziomy spadają, czujemy się jak kokainiści na odwyku. 

A przecież wszystko, co żyje, przemija. Śmierć daje miejsce nowemu – to nowe jest inne, ale nie można oceniać go w kategoriach lepsze czy gorsze. Jest po prostu inne!

Niewielu potrafi przemijalność zakochania zaakceptować. Cholera, myślę że większość w ogóle nie spodziewa się, że ten stan kiedykolwiek przeminie! Tyle razy słyszałam, że ktoś się odkochał i że to już nie to samo, że dziś mogę stwierdzić – większość z nas wciąż wierzy w wieczną miłość rozumiejąc przez to wieczne zakochanie.

Niewielu jest gotowych, by wypuścić na wolność swoje motyle i polubić ten nowy "smak" związku. No i to zrozumiałe, bo przecież gdyby romantyczne filmy kończyły się nie sceną namiętnego pocałunku, ale ujęciem szarej, zwykłej codzienności, kłótni i różnicy zdań, wszyscy stracilibyśmy sens w poszukiwaniu miłości.  

Gdy pożądanie i namiętność odchodzą, ustępują miejsca przywiązaniu, zaufaniu, wsparciu, zrozumieniu. Ale kłamałabym mówiąc, że tak dzieje się zawsze. Widziałam wiele związków, których fundamentem były nie wartości pomiędzy dwojgiem ludzi, ale seks, niemożliwość bycia razem czy np. inspiracja do artystycznego tworzenia. Gdy przeminęło zakochanie, tych zabrakło. Tym samym nie było już fundamentów, ale łyse pole.

W fazie zakochania stawiamy podwaliny związku. To ważne, by w tym okresie poznawać się wzajemnie i poznawać siebie w tym związku. Nie stworzymy silnego związku opierając go na seksie. Trzeba czegoś więcej, czegoś naprawdę istotnego i zalążek TEGO musimy wysiewać w fazie zakochania. Inaczej biada nam i naszej miłości.

Gdy zakochanie przemija, zmienia się nasze postrzeganie partnera. Zaczynamy dostrzegać jego wady, wkurzające nas zakochania i tendencje. Widzimy różnice zdań, inne priorytety. Może wtedy pytamy "gdzie ja miałam oczy?". No, miałaś je pewnie zamknięte w namiętnym pocałunku czy łóżkowych uniesieniach. A gdy tych, z biegiem czasu, zaczęło być coraz mniej, Ty zaczęłaś mieć więcej okazji do przyglądania się swojemu ukochanemu. Wtedy się okazuje, że to straszny bałaganiarz, że strzela Ci fochy bez powodu, obraża się, prowokuje głupie kłótnie, nie rozumie i nie reaguje na Twoje prośby o niewrzucanie mokrych ciuchów z siłowni do kosza z praniem, o sprzątanie po jedzeniu, o spędzanie z Tobą, a nie grami czy kolegami, więcej czasu. Zastanawiasz się, co się stało. Czy przestałaś już go pociągać? Czy ma kogoś innego? Czy przestałaś być dla niego ciekawa, ważna? Co się, cholera, stało?!

A to tylko zwykłe życie z Wami zamieszkało.

Nikt nie jest w stanie w nieskończoność pokazywać swojego idealnego "ja", czyli maski, którą zakładamy w okresie zakochania. Nie chce nam się ciągle być na diecie, codziennie się malować, być zawsze elokwentną i interesującą. W końcu każdy się męczy. Prawdziwy test pojawia się, gdy widzimy swojego partnera w jego najgorszej odsłonie – marudnej, zrezygnowanej, ale przecież odsłonie, którą każdy z nas czasem pokazuje. Wtedy sprawdzamy swoją tolerancję i odporność na tego drugiego człowieka. Czy on może na nas liczyć, gdy jest źle? Czy my możemy liczyć na jego wsparcie? Jego zachowanie może być dla nas niezrozumiałe i może zacząć przeszkadzać. Ale wtedy często nie dostrzegamy drugiej, lepszej strony medalu – nowy stan oznacza, że i my możemy wreszcie zrzucić maskę i pokazać prawdziwą siebie.

Nie musimy już udawać, kreować się na boginie miłości czy demony seksu. Jeśli Wasz związek rozwija się zdrowo, Twój partner nie powinien mieć problemu widząc Cię w dresie, z nieuczesanymi włosami i niepomalowaną twarzą. Nie powinien oczekiwać, że będziesz tak chętnie, jak wcześniej wskakiwać z nim do łóżka i spędzać całą noc na miłosnych uniesieniach. Masz prawo nie mieć zdania na jakiś temat, nie chcieć wyjść na imprezę czy nie gotować. Ważne, żebyście obydwoje rozumieli, do czego to prowadzi w Waszym związku. Ważne, żebyście w fazie zakochania mówili dużo o sobie w codzienności, żeby przygotować się na nieuchronne zmiany. Jeśli akceptujecie swoje wady, a nowopoznane "ja" partnera nie będzie powodem do kwestionowania całej relacji, powinniście ze spokojem zaakceptować to, że Wasz związek wszedł na kolejny etap, a stan zakochania – to se ne vrati. I co z tego! Walić ten chory stan :-)

Dla mnie wartości związku kompletnego są cenniejsze od miękkich kolan. Kłamałabym twierdząc, że nie tęskno mi do stanu boskiego zauroczenia i myśli "Czy już nigdy nie poczuję tej błogiej mieszanki szaleństwa, niepewności i uniesienia?". Wracam czasem do tych chwil piosenkami, filmami i zapachami perfum, które przenoszą mnie te 9 lat wstecz. Wspominam je z uśmiechem i kilkoma zagubionymi we mnie motylami, które pobudzają serce. Ale to, co dziś nas łączy, jest dla mnie najcenniejsze i nie zamieniłabym tego na tamten otumaniony stan. Pełna akceptacja i zrozumienie – to dla mnie priorytety w związku, bez których niemożliwe byłoby wsparcie, teamwork.

Moim zdaniem każdy związek – nie tylko ten romantyczny – powinien z nas czynić lepszego człowieka. Wchodząc w relacje z innymi powinniśmy stawać się lepszymi wersjami samego siebie. Powinniśmy poznawać siebie i móc być sobą w najlepszej odsłonie. To, co dał mi związek, a dziś już małżeństwo z S., nie byłoby możliwe z nikim innym. Choć bywały dni lepsze i gorsze, choć czasem było ciężko, były rozstania i powroty, wszystko to stworzyło nas ludźmi, którymi dziś jesteśmy. Razem możemy osiągnąć wszystko, o czym tylko zamarzymy. I każdego dnia uczymy się siebie nazwajem i siebie samych, stając się lepszymi ludźmi.

Być może nie każdy w życiu dąży do budowania dojrzałej relacji. Być może niektórzy nie chcą zaakceptować przemijalności zakochania. Niektórym wystarczy kilka tygodni czy miesięcy z jednym partnerem, a gdy stężenie dopaminy spada – przerzucają się na nową relację. Warto pamiętać, że z każdym dniem jesteśmy coraz starsi i mniej atrakcyjni. Coraz trudniej znaleźć odpowiedniego partnera. Coraz mniej chce nam się szukać, uwodzić. Dokąd prowadzi skakanie z kwiatka na kwiatek? W końcu przyjdzie zima i zabraknie kwiatków do zapylenia.

Komentarze

Popularne