Typy kobiet : kobieta róża.
Długo zbierałam się do opisania kobiety róży, bo to typ z jednej strony oczywisty i łatwy do wskazania, a z drugiej cholernie złożony. W końcu Newsweek opublikował cały artykuł o niemal już zapomnianej Magdalenie Ogórek, tym samym dając mi bodziec do sklasyfikowania Kobiety Róży.
Pani Ogórek jest świetnym przykładem próby wykorzystania Kobiety Róży w polityce. Świetnym, bo pierwszym w Polsce – nikt wcześniej w kraju nad Wisłą nie próbował zając gabinetu prezydenta dzięki uwodzicielskim gestom i zabawie z mediami w kotka i myszkę. Świetnym również dlatego, że nikt nie wierzył w zwycięstwo Pani Ogórek – wystawienie jej w wyborach miało jedynie pokazać, że SLD gotowe jest przyjmować świeżą krew, młodych ludzi, jednocześnie promując partię, bo przecież nasze prostackie społeczeństwo na ładną panią zawsze zwróci uwagę. Sęk w tym, że Kobieta Róża zawsze pozostanie największym beneficjentem swych wdzięków. Gdy Leszek Miller widział w niej skuteczne narzędzie marketingowe dla swojej partii, zupełnie nie dostrzegał, że to partia Leszka Millera była narzędziem marketingowym dla Pani Ogórek. Dlatego dziś Pani Magda może nadal realizować się w tym, co robi (odzyskuje dla naszego kraju dzieła sztuki zza granicy), a Leszek Miller już jakoś niekoniecznie (czasem zaproszą go do "Faktów po Faktach" i mam wtedy zagwozdkę, co on właściwie chce mi przekazać).
Na tym przykładzie dobrze widać główne cechy tego typu: samoświadomość, determinację i ogromną motywację. Nie można wszak takiej Pani Ogórek zarzucić bezczynności – wykorzystywała każdą okazję, którą rzucał jej los; przedzierała się przez kolejne biura i gabinety, działała, odbębiała staże, budowała kontakty i relacje. Dziś będzie pisać w "Do Rzeczy" o odzyskiwaniu polskich dzieł sztuki zza granicy. Po co? Pewnie dlatego, że może.
Kobiety w polityce patrzą na nią z niedowierzaniem. Pewnie wkurza je, że mająca niewiele do powiedzenia młoda kobieta dzięki swym wdziękom stała się w pewnym momencie medialną hieną (jej rozpoznawalność urosła w dobie wyborów do 85%). Pani Ogórek nie musiała, jak większość znanych nam z sejmowych ław pań, przez lata walczyć o promocję swojego nazwiska nieźle się przy tym gimnastykując. Nie musiała czekać, aż zmiany w polityce doprowadzą ją na intratne stanowisko. Wystarczyło, że pojawiła się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i jakoś to poszło.
Gdyby przyszło mi krytykować Panią Ogórek jako rywalkę w politycznym wyścigu po władzę, z pewnością zwracałabym uwagę wyborców na jej niewielkie kompetencje do rządzenia krajem. Na pewno wytykałabym jej oderwanie od rzeczywistości młodych ludzi, do których głównie adresowała swój przekaz. Pokazywałabym, że taka pani ubrana w kieckę jak na mszę nie powinna mówić młodym, jak mają żyć, bo nie rozumie ich potrzeb. Krytykowałabym też SLD, że posługuje się wizerunkiem atrakcyjnej kobiety do promowania siebie, co jest dość prostackie i słabe. W tym wszystkim jednak starałabym się wytłumaczyć odbiorcom, że Pani Ogórek jako Kobieta Róża zawsze będzie skupiona najbardziej na sobie. Podobno w toku kampanii nie chciała udzielać wywiadów i unikała mediów. Podobno wolała jechać na imieniny znajomych niż aktywnie promować swoją kandydaturę. Dziś już na szczęście nikt nie każe jej się wdzięczyć przed obiektywami. Dziś Pani Ogórek skupia się na opisywaniu ciekawych wątków w dobie odzyskiwania polskich dzieł sztuki.
Kobiety Róże przewijały się w moim życiu kilkukrotnie. Jedną z nich określałam swego czasu mianem przyjaciółki. Później, gdy nasze drogi nieco się rozeszły w związku z liceum, ona zaczęła wreszcie wykorzystywać swoje wdzięki do rozkochiwania chłopców. Udało jej się rozkochać chłopca, w którym od lat podkochiwała się inna nasza wspólna przyjaciółka. To był cios poniżej pasa, który zabolał dopiero, gdy Kobieta Róża znudziła się zabaweczką i rzuciła ją w kąt. Chłopcu było przykro, tamta nieszczęśliwie zakochana pocieszała go, ale ostatecznie i tak została u boku Kobiety Róży, a nie swojej niespełnionej miłości.
Kobieta Róża, jeśli chce przetrwać, musi nauczyć się wprawnie manipulować nie tylko męskimi umysłami, ale i damskimi. W kobietach ma przecież największego rywala. Ja jestem uczulona na takie zagrywki i od razu stawiam jasno granice, ale Ciche Myszki to co innego. One podpinają się do Róży licząc chyba na okruchy z ich sukcesów.
Kobieta Róża to typ najbardziej mściwy. Jeśli raz jej zajdziesz za skórę, masz przechlapane. Jeśli uzna, że nie jesteś jej w niczym potrzebna, odetnie się od Ciebie i nic nie zmieni jej nastawienia, choćbyś na kolanach błagała o przebaczenie (serio, można tak nisko upaść?). Kobieta Róża nienawidzi rywali, ale lubi mieć wrogów. Wróg pozwala jej stadu (zawsze ma jakichś sprzymierzeńców) określać, kto jest dobry, a kto jest przeciwko nam. Mimo to jest społecznym jedynakiem o zapędach narcystycznych w papierowej zbroi lidera, który zawsze widzi najpierw siebie. Ale jeśli z jakichś powodów okażesz się dla niej przydatna, będzie Cię uwodzić, śmiać się z Twoich nieśmiesznych żartów i prawić Ci komplementy, nawet gdy masz haluksy, tłuste włosy i cierpisz na halitozę.
Pani Ogórek jest świetnym przykładem próby wykorzystania Kobiety Róży w polityce. Świetnym, bo pierwszym w Polsce – nikt wcześniej w kraju nad Wisłą nie próbował zając gabinetu prezydenta dzięki uwodzicielskim gestom i zabawie z mediami w kotka i myszkę. Świetnym również dlatego, że nikt nie wierzył w zwycięstwo Pani Ogórek – wystawienie jej w wyborach miało jedynie pokazać, że SLD gotowe jest przyjmować świeżą krew, młodych ludzi, jednocześnie promując partię, bo przecież nasze prostackie społeczeństwo na ładną panią zawsze zwróci uwagę. Sęk w tym, że Kobieta Róża zawsze pozostanie największym beneficjentem swych wdzięków. Gdy Leszek Miller widział w niej skuteczne narzędzie marketingowe dla swojej partii, zupełnie nie dostrzegał, że to partia Leszka Millera była narzędziem marketingowym dla Pani Ogórek. Dlatego dziś Pani Magda może nadal realizować się w tym, co robi (odzyskuje dla naszego kraju dzieła sztuki zza granicy), a Leszek Miller już jakoś niekoniecznie (czasem zaproszą go do "Faktów po Faktach" i mam wtedy zagwozdkę, co on właściwie chce mi przekazać).
Na tym przykładzie dobrze widać główne cechy tego typu: samoświadomość, determinację i ogromną motywację. Nie można wszak takiej Pani Ogórek zarzucić bezczynności – wykorzystywała każdą okazję, którą rzucał jej los; przedzierała się przez kolejne biura i gabinety, działała, odbębiała staże, budowała kontakty i relacje. Dziś będzie pisać w "Do Rzeczy" o odzyskiwaniu polskich dzieł sztuki zza granicy. Po co? Pewnie dlatego, że może.
Kobiety w polityce patrzą na nią z niedowierzaniem. Pewnie wkurza je, że mająca niewiele do powiedzenia młoda kobieta dzięki swym wdziękom stała się w pewnym momencie medialną hieną (jej rozpoznawalność urosła w dobie wyborów do 85%). Pani Ogórek nie musiała, jak większość znanych nam z sejmowych ław pań, przez lata walczyć o promocję swojego nazwiska nieźle się przy tym gimnastykując. Nie musiała czekać, aż zmiany w polityce doprowadzą ją na intratne stanowisko. Wystarczyło, że pojawiła się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i jakoś to poszło.
Gdyby przyszło mi krytykować Panią Ogórek jako rywalkę w politycznym wyścigu po władzę, z pewnością zwracałabym uwagę wyborców na jej niewielkie kompetencje do rządzenia krajem. Na pewno wytykałabym jej oderwanie od rzeczywistości młodych ludzi, do których głównie adresowała swój przekaz. Pokazywałabym, że taka pani ubrana w kieckę jak na mszę nie powinna mówić młodym, jak mają żyć, bo nie rozumie ich potrzeb. Krytykowałabym też SLD, że posługuje się wizerunkiem atrakcyjnej kobiety do promowania siebie, co jest dość prostackie i słabe. W tym wszystkim jednak starałabym się wytłumaczyć odbiorcom, że Pani Ogórek jako Kobieta Róża zawsze będzie skupiona najbardziej na sobie. Podobno w toku kampanii nie chciała udzielać wywiadów i unikała mediów. Podobno wolała jechać na imieniny znajomych niż aktywnie promować swoją kandydaturę. Dziś już na szczęście nikt nie każe jej się wdzięczyć przed obiektywami. Dziś Pani Ogórek skupia się na opisywaniu ciekawych wątków w dobie odzyskiwania polskich dzieł sztuki.
Kobiety Róże przewijały się w moim życiu kilkukrotnie. Jedną z nich określałam swego czasu mianem przyjaciółki. Później, gdy nasze drogi nieco się rozeszły w związku z liceum, ona zaczęła wreszcie wykorzystywać swoje wdzięki do rozkochiwania chłopców. Udało jej się rozkochać chłopca, w którym od lat podkochiwała się inna nasza wspólna przyjaciółka. To był cios poniżej pasa, który zabolał dopiero, gdy Kobieta Róża znudziła się zabaweczką i rzuciła ją w kąt. Chłopcu było przykro, tamta nieszczęśliwie zakochana pocieszała go, ale ostatecznie i tak została u boku Kobiety Róży, a nie swojej niespełnionej miłości.
Kobieta Róża, jeśli chce przetrwać, musi nauczyć się wprawnie manipulować nie tylko męskimi umysłami, ale i damskimi. W kobietach ma przecież największego rywala. Ja jestem uczulona na takie zagrywki i od razu stawiam jasno granice, ale Ciche Myszki to co innego. One podpinają się do Róży licząc chyba na okruchy z ich sukcesów.
Kobieta Róża to typ najbardziej mściwy. Jeśli raz jej zajdziesz za skórę, masz przechlapane. Jeśli uzna, że nie jesteś jej w niczym potrzebna, odetnie się od Ciebie i nic nie zmieni jej nastawienia, choćbyś na kolanach błagała o przebaczenie (serio, można tak nisko upaść?). Kobieta Róża nienawidzi rywali, ale lubi mieć wrogów. Wróg pozwala jej stadu (zawsze ma jakichś sprzymierzeńców) określać, kto jest dobry, a kto jest przeciwko nam. Mimo to jest społecznym jedynakiem o zapędach narcystycznych w papierowej zbroi lidera, który zawsze widzi najpierw siebie. Ale jeśli z jakichś powodów okażesz się dla niej przydatna, będzie Cię uwodzić, śmiać się z Twoich nieśmiesznych żartów i prawić Ci komplementy, nawet gdy masz haluksy, tłuste włosy i cierpisz na halitozę.
Komentarze
Prześlij komentarz