Czy Czarny Protest stanie się czarnym charakterem w rządach PiS?
Oprócz macic mamy mózgi, dlatego nie będziemy tolerować odbierania nam wolności wyboru. Dlatego w poniedziałek 3.10.2016 musimy pokazać, że nie można nas i naszych potrzeb ignorować. Ale czy to coś zmieni? Czy nie zostaniemy wyśmiane przez rząd, który od miesięcy ignoruje kwestie ważne dla setek tysięcy, a nawet milionów Polaków?
wersja do posłuchania ---> tu.
Zacznijmy od porównania posła z Kukiz '15, któremu czarny prost kojarzy się z marszem faszystów, czy raczej: feminizm kojarzy mu się z Czarnymi Koszulami Mussoliniego. Feminizm. To słowo tu w ogóle nie pasuje. Nie lubię go, bo przez lata przypisano mu wiele negatywnych konotacji. Feminizm kojarzy się z egoistycznymi, zbuntowanymi kobietami, które nie chcą być przepuszczane w drzwiach, którym nie zależy na rodzinie ani społeczeństwie, dla których liczy się tylko możliwość noszenia spodni, krótkich włosów etc. A przecież nie chodzi ujmowanie mężczyznom męskości. Nie chodzi o przypisywanie kobietom cech męskich. Nie chodzi o antyrządową postawę, która jest domeną wspomnianego faszyzmu. U podwalin feminizmu leży prosta idea – kobiety i mężczyźni mają równe prawa. I właśnie tego obecny rząd nie potrafi zaakceptować.
Po tylu latach walki o suwerenność i równouprawnienie kobiet nie powinniśmy w ogóle mówić o zjawisku feminizmu. Już dawno kobiety i mężczyźni powinni być tak samo szanowani i traktowani – poważnie.
Najważniejszym założeniem Czarnego Protestu jest w skrócie dawanie pierwszeństwa matce, a nie płodowi. Od razu myślę od instrukcji na wypadek awarii w samolocie – najpierw maskę z tlenem załóż sobie, później dziecku. To TY odpowiadasz za dziecko, więc żeby ono mogło bezpiecznie przetrwać, najpierw musisz zapewnić przetrwanie sobie.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której kobieta mająca już dwójkę dzieci i ułożone życie dowiaduje się, że jej trzecie dziecko, z którym aktualnie jest w ciąży, ma wadę genetyczną, która zrewolucjonizuje cały jej świat. I nie tylko jej! Także jej pozostałych dzieci, partnera, sąsiadów, innych dzieci w szkole. Kobieta dowiaduje się, że dziecko nigdy nie będzie samodzielne, że już zawsze będzie potrzebować jej pomocy, opieki. Kobieta będzie musiała zrezygnować z pracy, by zająć się tym dzieckiem. Wszystkie oszczędności przeznaczą na rehabilitacje i leczenie. Kobieta poświęci całe swoje życie mając świadomość, że jej syn czy córka nigdy nie będzie mieć normalnego życia. Zacznie obwiniać siebie za ten stan, szukać powodów, dla których "to właśnie na nią trafiło". Z państwem będzie toczyć walkę z wiatrakami, bo wiele miejsc nadal nie jest przystosowanych do wózków inwalidzkich – o ile w ogóle dziecko będzie można na takim wózku przemieszczać.
Ale to wcale nie oznacza, że każda kobieta miałaby wątpliwości i chciała taką ciążę usuwać. Są matki, które przyjmują taki stan i akceptują go. Dla niemal wszystkich te decyzje są trudne – nawet jeśli wybór istnieje. Kobiety decydujące się urodzić niepełnosprawne dziecko walczą każdego dnia o dobre życie dla niego i nikt, żaden Kowalski ani żaden Premier, nie ma prawa ich oceniać. Bo tu nie chodzi o przymusowe usuwanie każdej wątpliwej ciąży, czy nakaz rodzenia każdego dziecka, ale o dawanie matkom wyboru decydowania o swoim i swojej rodziny dalszym losie.
Przymus rodzenia chorych dzieci to tylko jedna z kwestii podlegających zaostrzeniu ustawy aborcyjnej. Jeśli nowe regulacje przejdą dalej, do porodu zmuszane będą także kobiety, którym ciąża zagraża życiu, zapłodnione w wyniku gwałtu, zapłodnione przez członków rodziny, a nawet 11-letnie dziewczynki. To największe zmiany w obowiązującej od 1997 r. ustawie, w myśl której wspomniane okoliczności pozwalały usuwać ciąże. Dlaczego teraz Państwo chce odebrać te i tak szczątkowe prawa i nakazać rodzić wszystkim, bez względu na kondycje zdrowotne czy okoliczności zajścia w ciążę?
Odwołania przy okazji Czarnego Protestu do ruchów feministycznych udowadniają, że media, politycy i konserwatyści nie odrobili lekcji z WOS-u. A może te lekcje, pod wpływem partii rządzącej, będą teraz wykładać o uprzedmiotowieniu kobiet? Może jednak 27 lat wolnej Polski pójdzie na marne za sprawą kilku ludzi na Wiejskiej? Od miesięcy widzimy wykorzystywanie ruchów narodowościowych do prowokacji, manipulacji i swoistej propagandy. Skoro są one tak ważnym elementem politycznych rozgrywek, partia rządząca musi brać pod uwagę wyznawane przez nich wartości przy planowaniu "dobrej zmiany" – w przeciwnym wypadku naraziłaby się na niechęć jeszcze z ich strony. Już w 2010 roku manifestację z okazji Dnia Kobiet bandy z Falangą porównywały do działań Hitlera. Wtedy były feminazistki, dziś są femifaszystki, nagłośniej krzyczą mężczyźni, którzy naprawdę powinni mieć najmniej do powiedzenia.
Kolejnym narzędziem promocji i komunikacji jest dla PiS Kościół Katolicki. Nie trzeba specjalnie angażować się w życie społeczności religijnych, by postulaty Kościoła znać: ciąża jest błogosławieństwem, a każde dziecko jest barankiem bożym. Ortodoksyjnie rzecz ujmując: rodzić trzeba i to na skalę masową. Dzięki temu stado baranków będzie coraz liczniejsze, a wiadomo, że w ilości siła. Z antykoncepcją też Kościół walczy, więc pewnie za chwilę będziemy protestować przeciwko możliwościom zapobiegania ciąży w ogóle. Bo rząd musi swoich zwolenników zadowolić.
Dla przeciwników Czarnego Protestu, dostępność aborcji jest chyba wyobrażeniem, w którym kobiety zaczynają masowo usuwać ciąże. To jakby myśleć, że kobiety ogólnie nie chcą zostawać matkami i gdyby mogły – usuwałyby z siebie wszystko, jak leci. Idąc dalej, to jakby uważać, że kobieta tak ogólnie nie myśli, tylko puszcza się na prawo i lewo, bo co innego ma robić, nie zabezpiecza się (bo nie myśli, również o tym), a potem zachodzi w ciążę i ma problem.
Jasna cholera! Przecież tak samo, jak są i zawsze były kobiety niechcące mieć dzieci, tak zawsze w społeczeństwie będą kobiety pragnące zostać matkami. Nie zmienią tego żadne zakazy aborcji ani programy typu 500+. Te, które chcą rodzić dzieci będą to robić. Te które zajdą w niechcianą ciążę i zechcą ją usunąć – zrobią to, bez względu na prohibicje. Podejmując taką decyzję o sobie i swoim życiu złamią prawo i grozić im będzie więzienie, ale dla nich urodzenie dziecka byłoby z tym więzieniem tożsame.
Jest jeszcze wizja szczegółowych inspekcji każdego poronienia, mających sprawdzać rzeczywisty przebieg wydarzeń. Czy ta kobieta, ten przedmiot społeczny, naprawdę straciła dziecko i przeżywa teraz najgorszy dramat swojego życia odbijający się traumą na jej psychice, czy jest denatką pozbawioną wartości społecznych, która kazała się koleżance kopać po niechcianym ciążowym brzuchu? Przecież to trzeba dokładnie zbadać. Jeśli będzie trzeba, powołamy komisję.
Zakazy aborcji powstawały już w średniowieczu. Do dziś są tematem debat, ruchów społecznościowych i rozpraw sądowych. Dziwi mnie ignorowanie sygnałów płynących z całego świata, uwydatniających negatywny wpływ zakazu aborcji na społeczeństwo. Chyba naprawdę żyjemy w ciemnogrodzie.
Jeśli rządowi zależy na pokonaniu niżu demograficznego, żeby za kilka lat było komu pracować na ówczesnych emerytów, ministrowie i posłowie powinni zacząć słuchać ludzi. Powinni spytać kobiet, czego brakuje im w dzisiejszej strukturze państwa, co rodzi w nich obawy do posiadania dzieci, co utrudnia decyzję o zostaniu rodzicem. Wolałabym, aby politycy skupili się na projektowaniu planów gwarantujących kobietom właściwą opiekę zdrowotną, dostosowaną do potrzeb matki i dziecka politykę pracy i urlopów, żeby myśleli o podnoszeniu poziomu edukacji, planowaniu lepszych warunków życia rodzin nie dziś, gdy rzucają im 500+, ale dziś i jutro, gdy tworzą warunki pozwalające rodzinom takie 500+ zarabiać samodzielnie, bo wędka jest lepsza niż rybka. Powinni też spytać mężczyzn, dowiedzieć się od nich, dlaczego coraz więcej kobiet obawia się zakładania rodzin.
Powinni szukać przyczyn problemu zdroworozsądkowo, a nie radykalnie. Powinni rozmawiać z ludźmi, zachęcać ich do debat. Powinni dawać ludziom prawo głosu i wolnego wyboru. Przecież Polska uważa się za demokrację. U jej podstaw leży założenie, że większość decyzuje o ogóle. Kiedy więc kobiety i mężczyźni masowo deklarują protest przeciwko decyzjom podejmowanym przez kilku ludzi na Wiejskiej, nie ma mowy o demokracji.
Ale Czarny Protest i jego postulaty nie są na rękę partii rządzącej. To czarny charakter obecnych rządów, nie jedyny zresztą. To kuzyn tych wszystkich złych zdemoralizowanych KOD-ów, pielęgniarek i nauczycieli, którzy wychodzą na ulice i wieszczą swoje potrzeby. A kogo to właściwie obchodzi? Tylko przeszkadzają PiSowi w robieniu sobie i swoim ludziom dobrze. Kilku ludzi zasiadło w sejmowych ławach i gra sobie naszym kosztem w SimCity edycja Polska.
wersja do posłuchania ---> tu.
Zacznijmy od porównania posła z Kukiz '15, któremu czarny prost kojarzy się z marszem faszystów, czy raczej: feminizm kojarzy mu się z Czarnymi Koszulami Mussoliniego. Feminizm. To słowo tu w ogóle nie pasuje. Nie lubię go, bo przez lata przypisano mu wiele negatywnych konotacji. Feminizm kojarzy się z egoistycznymi, zbuntowanymi kobietami, które nie chcą być przepuszczane w drzwiach, którym nie zależy na rodzinie ani społeczeństwie, dla których liczy się tylko możliwość noszenia spodni, krótkich włosów etc. A przecież nie chodzi ujmowanie mężczyznom męskości. Nie chodzi o przypisywanie kobietom cech męskich. Nie chodzi o antyrządową postawę, która jest domeną wspomnianego faszyzmu. U podwalin feminizmu leży prosta idea – kobiety i mężczyźni mają równe prawa. I właśnie tego obecny rząd nie potrafi zaakceptować.
Po tylu latach walki o suwerenność i równouprawnienie kobiet nie powinniśmy w ogóle mówić o zjawisku feminizmu. Już dawno kobiety i mężczyźni powinni być tak samo szanowani i traktowani – poważnie.
Najważniejszym założeniem Czarnego Protestu jest w skrócie dawanie pierwszeństwa matce, a nie płodowi. Od razu myślę od instrukcji na wypadek awarii w samolocie – najpierw maskę z tlenem załóż sobie, później dziecku. To TY odpowiadasz za dziecko, więc żeby ono mogło bezpiecznie przetrwać, najpierw musisz zapewnić przetrwanie sobie.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której kobieta mająca już dwójkę dzieci i ułożone życie dowiaduje się, że jej trzecie dziecko, z którym aktualnie jest w ciąży, ma wadę genetyczną, która zrewolucjonizuje cały jej świat. I nie tylko jej! Także jej pozostałych dzieci, partnera, sąsiadów, innych dzieci w szkole. Kobieta dowiaduje się, że dziecko nigdy nie będzie samodzielne, że już zawsze będzie potrzebować jej pomocy, opieki. Kobieta będzie musiała zrezygnować z pracy, by zająć się tym dzieckiem. Wszystkie oszczędności przeznaczą na rehabilitacje i leczenie. Kobieta poświęci całe swoje życie mając świadomość, że jej syn czy córka nigdy nie będzie mieć normalnego życia. Zacznie obwiniać siebie za ten stan, szukać powodów, dla których "to właśnie na nią trafiło". Z państwem będzie toczyć walkę z wiatrakami, bo wiele miejsc nadal nie jest przystosowanych do wózków inwalidzkich – o ile w ogóle dziecko będzie można na takim wózku przemieszczać.
Ale to wcale nie oznacza, że każda kobieta miałaby wątpliwości i chciała taką ciążę usuwać. Są matki, które przyjmują taki stan i akceptują go. Dla niemal wszystkich te decyzje są trudne – nawet jeśli wybór istnieje. Kobiety decydujące się urodzić niepełnosprawne dziecko walczą każdego dnia o dobre życie dla niego i nikt, żaden Kowalski ani żaden Premier, nie ma prawa ich oceniać. Bo tu nie chodzi o przymusowe usuwanie każdej wątpliwej ciąży, czy nakaz rodzenia każdego dziecka, ale o dawanie matkom wyboru decydowania o swoim i swojej rodziny dalszym losie.
Przymus rodzenia chorych dzieci to tylko jedna z kwestii podlegających zaostrzeniu ustawy aborcyjnej. Jeśli nowe regulacje przejdą dalej, do porodu zmuszane będą także kobiety, którym ciąża zagraża życiu, zapłodnione w wyniku gwałtu, zapłodnione przez członków rodziny, a nawet 11-letnie dziewczynki. To największe zmiany w obowiązującej od 1997 r. ustawie, w myśl której wspomniane okoliczności pozwalały usuwać ciąże. Dlaczego teraz Państwo chce odebrać te i tak szczątkowe prawa i nakazać rodzić wszystkim, bez względu na kondycje zdrowotne czy okoliczności zajścia w ciążę?
Odwołania przy okazji Czarnego Protestu do ruchów feministycznych udowadniają, że media, politycy i konserwatyści nie odrobili lekcji z WOS-u. A może te lekcje, pod wpływem partii rządzącej, będą teraz wykładać o uprzedmiotowieniu kobiet? Może jednak 27 lat wolnej Polski pójdzie na marne za sprawą kilku ludzi na Wiejskiej? Od miesięcy widzimy wykorzystywanie ruchów narodowościowych do prowokacji, manipulacji i swoistej propagandy. Skoro są one tak ważnym elementem politycznych rozgrywek, partia rządząca musi brać pod uwagę wyznawane przez nich wartości przy planowaniu "dobrej zmiany" – w przeciwnym wypadku naraziłaby się na niechęć jeszcze z ich strony. Już w 2010 roku manifestację z okazji Dnia Kobiet bandy z Falangą porównywały do działań Hitlera. Wtedy były feminazistki, dziś są femifaszystki, nagłośniej krzyczą mężczyźni, którzy naprawdę powinni mieć najmniej do powiedzenia.
Kolejnym narzędziem promocji i komunikacji jest dla PiS Kościół Katolicki. Nie trzeba specjalnie angażować się w życie społeczności religijnych, by postulaty Kościoła znać: ciąża jest błogosławieństwem, a każde dziecko jest barankiem bożym. Ortodoksyjnie rzecz ujmując: rodzić trzeba i to na skalę masową. Dzięki temu stado baranków będzie coraz liczniejsze, a wiadomo, że w ilości siła. Z antykoncepcją też Kościół walczy, więc pewnie za chwilę będziemy protestować przeciwko możliwościom zapobiegania ciąży w ogóle. Bo rząd musi swoich zwolenników zadowolić.
Dla przeciwników Czarnego Protestu, dostępność aborcji jest chyba wyobrażeniem, w którym kobiety zaczynają masowo usuwać ciąże. To jakby myśleć, że kobiety ogólnie nie chcą zostawać matkami i gdyby mogły – usuwałyby z siebie wszystko, jak leci. Idąc dalej, to jakby uważać, że kobieta tak ogólnie nie myśli, tylko puszcza się na prawo i lewo, bo co innego ma robić, nie zabezpiecza się (bo nie myśli, również o tym), a potem zachodzi w ciążę i ma problem.
Jasna cholera! Przecież tak samo, jak są i zawsze były kobiety niechcące mieć dzieci, tak zawsze w społeczeństwie będą kobiety pragnące zostać matkami. Nie zmienią tego żadne zakazy aborcji ani programy typu 500+. Te, które chcą rodzić dzieci będą to robić. Te które zajdą w niechcianą ciążę i zechcą ją usunąć – zrobią to, bez względu na prohibicje. Podejmując taką decyzję o sobie i swoim życiu złamią prawo i grozić im będzie więzienie, ale dla nich urodzenie dziecka byłoby z tym więzieniem tożsame.
Jest jeszcze wizja szczegółowych inspekcji każdego poronienia, mających sprawdzać rzeczywisty przebieg wydarzeń. Czy ta kobieta, ten przedmiot społeczny, naprawdę straciła dziecko i przeżywa teraz najgorszy dramat swojego życia odbijający się traumą na jej psychice, czy jest denatką pozbawioną wartości społecznych, która kazała się koleżance kopać po niechcianym ciążowym brzuchu? Przecież to trzeba dokładnie zbadać. Jeśli będzie trzeba, powołamy komisję.
Zakazy aborcji powstawały już w średniowieczu. Do dziś są tematem debat, ruchów społecznościowych i rozpraw sądowych. Dziwi mnie ignorowanie sygnałów płynących z całego świata, uwydatniających negatywny wpływ zakazu aborcji na społeczeństwo. Chyba naprawdę żyjemy w ciemnogrodzie.
Jeśli rządowi zależy na pokonaniu niżu demograficznego, żeby za kilka lat było komu pracować na ówczesnych emerytów, ministrowie i posłowie powinni zacząć słuchać ludzi. Powinni spytać kobiet, czego brakuje im w dzisiejszej strukturze państwa, co rodzi w nich obawy do posiadania dzieci, co utrudnia decyzję o zostaniu rodzicem. Wolałabym, aby politycy skupili się na projektowaniu planów gwarantujących kobietom właściwą opiekę zdrowotną, dostosowaną do potrzeb matki i dziecka politykę pracy i urlopów, żeby myśleli o podnoszeniu poziomu edukacji, planowaniu lepszych warunków życia rodzin nie dziś, gdy rzucają im 500+, ale dziś i jutro, gdy tworzą warunki pozwalające rodzinom takie 500+ zarabiać samodzielnie, bo wędka jest lepsza niż rybka. Powinni też spytać mężczyzn, dowiedzieć się od nich, dlaczego coraz więcej kobiet obawia się zakładania rodzin.
Powinni szukać przyczyn problemu zdroworozsądkowo, a nie radykalnie. Powinni rozmawiać z ludźmi, zachęcać ich do debat. Powinni dawać ludziom prawo głosu i wolnego wyboru. Przecież Polska uważa się za demokrację. U jej podstaw leży założenie, że większość decyzuje o ogóle. Kiedy więc kobiety i mężczyźni masowo deklarują protest przeciwko decyzjom podejmowanym przez kilku ludzi na Wiejskiej, nie ma mowy o demokracji.
Ale Czarny Protest i jego postulaty nie są na rękę partii rządzącej. To czarny charakter obecnych rządów, nie jedyny zresztą. To kuzyn tych wszystkich złych zdemoralizowanych KOD-ów, pielęgniarek i nauczycieli, którzy wychodzą na ulice i wieszczą swoje potrzeby. A kogo to właściwie obchodzi? Tylko przeszkadzają PiSowi w robieniu sobie i swoim ludziom dobrze. Kilku ludzi zasiadło w sejmowych ławach i gra sobie naszym kosztem w SimCity edycja Polska.
STOP !!!
OdpowiedzUsuńhttps://wojowniczka-dobra.blogspot.com/2016/04/pozbawianiu-zycia.html
"Za wszelka cenę chciałabym mieć dziecko i nigdy nie pozwoliłabym Je zabić. Dla Niego mogłabym wszystko zrobić. A przede wszystkim bardzo bym Je kochała bez znaczenia czy było by zdrowe czy nawet chore, kocha się każde bez względu na to jakie jest".
https://wojowniczka-dobra.blogspot.com/2016/09/czarny-protest.html
Pani komentarz mogłabym wykorzystać jako przykład tego ogólnego niezrozumienia, o którym piszę. Pani chce mieć dziecko – OK. Ale proszę sobie wyobrazić sytuację kobiety, która dzieci mieć nie chce (ma do tego prawo), odpowiednio się zabezpiecza i dzięki temu unika zajścia w ciążę. Ale zostaje zgwałcona i zapłodniona. Ma nie mieć wyboru, ponieważ Pani chce mieć dziecko i Pani jest, cytując przytoczony wpis na Pani blogu, "zdecydowanie przeciwna"?
UsuńNigdzie, w żadnym zdaniu mojego posta nie znajdzie Pani przekazu zachęcającego kobiety do aborcji. Szczerze? To jest ich sprawa czy usuwają czy nie. Problemem jest ograniczanie wolności wyboru – z tym walczę. Pani, jako Wojowniczka Dobra, powinna te założenia pojmować zwinnie. Chyba, że chodzi wyłącznie o Pani dobro?