Typ kobiety : cicha myszka.

Ciche myszki są wokół nas. Sztuką jest je zauważyć.

Wybraliśmy się z Szanownym do Gdańska na 30-godzinne wakacje (na dłuższe nie mieliśmy czasu). Nasz planowany pociąg spóźniał się 75 minut, więc wymieniliśmy miejscówki u konduktora, który akurat pomagał kobiecie w sytuacji podobnej do naszej. Nowe miejscówki wręczył nam na jednym bilecie tym samym uwiązując naszą trójkę na resztę podróży.

Postanowiliśmy z Szanownym iść do Warsa, bo to były godziny okołopołudniowe, w sam raz na kolejną kawę i piwo dla Szanownego, który niczym prawdziwy gentleman nie pija przed południem. Uwiązani do nowej koleżanki narzuciliśmy jej wspólną z nami podróż przy restauracyjnym stole. Dało to pretekst do wymiany kilku zdań, myśli, opowiedzenia czegoś o sobie.

Koleżanka okazała się swoistym białym krukiem.
Jak często zdarza ci się spotkać imienniczkę urodzoną dokładnie tego samego dnia i roku, co ty?
To była ciekawostka, ale i niestety jedyny emocjonujący element postaci.
Jej bycie białym krukiem zaczynało się na przerażająco podobnych do moich danych osobowych, a kończyło na niesamowitej przeciętności.

CICHA MYSZKA
Pisałam o tym typie już rok temu słowami:
Są jeszcze kobiety słabe i ciche myszki. Te nie stanowią żadnego zagrożenia dla silnych babek ani kobiet-róż, z tym ze kobiety-róże w ogóle ich nie dostrzegają, a silne babki im współczują.

Nadal, cholera, podtrzymuję tę definicję.

Ciche myszki ciężko dostrzec, ciężko zauważyć. Siedzą sobie w kącie, nie rzucają się w oczy, nie zwracają na siebie uwagi. Ale mnie za bardzo ciekawiła jej historia, żebym pozwoliła jej kontemplować w jej strefie komfortu; rzadko mam okazję na wywiad środowiskowy z Cichą Myszką, więc kułam żelazo póki gorące.

Warszawska odsłona Cichej to dziewczyna, która przyjechała do miasta z okolic Lublina. Przyjechała na studia (cliche 1 – silna potrzeba zdobycia wyższego wykształcenia) prawnicze (cliche 2 – wykształcenie nie może być byle jakie, musi być wymagające) i została tu, by zrobić aplikację radcowską (cliche 3 – specyfika zawodu wymagająca ogromnej fachowej wiedzy, ale niekoniecznie umiejętności społecznych). Pracowała wcześniej w kancelarii, ale niedawno przerzuciła się na firmę ubezpieczeniową. Siedziała więc całymi dniami w papierach, w stertach papierów, pilnując, by dokumentacja była formalnie poprawna. Idealny ekosystem dla Cichej Myszki – biuro, w którym można się zaszyć (cliche 4 – pozostawanie w strefie komfortu), z nikim nie trzeba rozmawiać (cliche 5 – pożywka dla introwertyzmu). Nie trzeba być, gdy można egzystować, dryfować na falach codziennych obowiązków spływających z innych działów (cliche 6 – brak potrzeby podejmowania inicjatywy); wystarczy nos trzymać w swoich sprawach i wszystko będzie dobrze.

Warszawska Cicha Myszka do pracy w Mordorze na Domaniewskiej codziennie dojeżdżała tramwajem, a podróż zajmowała jej godzinę w jedną stronę. Nie przeszkadzało jej to, jak mówiła – przyzwyczaiła się (cliche 7 – oportunizm). Mieszkała poza Centrum pewnie ze względu na pieniądze (o te raczej nigdy nie pytam wprost). Do Gdańska jechała na ślub, jak to określiła, brata stryjecznego (cliche 8 – utrzymywanie silnych więzi z rodziną).

Cicha Myszka nas wzięła za rodowitych warszawiaków. Być może uznała nasze gadulstwo i bezpośredniość za cechy wielkomiejskich hien? Oboje z Szanownym ważne lata gimnazjalnego rozwoju społecznego przeżyliśmy w mieścinach poniżej 10K mieszkańców, a nasze dzisiejsze wcielenia to naturalne następstwo adaptowania się do kolejnych zmian. Może nasze wybujałe charaktery skojarzyły się Cichej z ludźmi, których "zna" z Warszafki. Może błędnie oceniała postronnych przypisując im warszawskie pochodzenie, choć nigdy nie podjęła próby weryfikacji tych domysłów? A może miała w dupie wszystkich wokół dopóki nie stanowili dla niej zagrożenia.

To typowe dla Cichych – trzymanie innych na dystans, introwertyzm. Zrobią wszystko, żeby nie rzucić ci się w oczy. Ubiorą się tak, by zlać się z tłem. Nie zrobią niczego, co zwróciłoby twój wzrok na ich osobę. Dlatego, gdy my wreszcie zamilkliśmy, ona nie odezwała się ani słowem. 

Drażnią mnie Ciche Myszki. Najbardziej drażnią tą swoją słabością, bezsilnością, oportunizmem. I tym, że kiedyś sama byłam Cichą – nie rzucałam się w oczy, nie zaczynałam pierwsza rozmowy. Trzymałam się w cieniu, w strefie komfortu, bo tak było mi łatwiej. Paraliżował mnie strach przed oceną innych, przez zranieniem, może. Wolałam nie angażować się w żadne relacje, nie stawać na scenie w obawie przed byciem wyśmianą.

Aż w pewnym momencie życie samo wyrzuciło mnie ze strefy komfortu – przeprowadzka numero uno. Musiałam się dostosować do nowego środowiska, żeby przetrwać. Kolejne szkoły, miejsca zamieszkania, prace były już tylko kolejnymi lekcjami hartującymi charakter. Przełamałam się, bo zrozumiałam, że to jedyna metoda. 


Dziś patrzę na Ciche Myszki i choć rozumiem ich lęki, nie mogę nadziwić się ich bezsilności. Ja swoją wstydliwość pokonałam w wieku 13 lat. Dorosła kobieta, która boi się być sobą? Coś ewidentnie jest na rzeczy. A to nie są kobiety głupie. Są wykształcone, raczej zadbane. Nadążają za trendami, wiedzą gdzie i co się jada, na co się chodzi do kina, co się czyta. Jasne, brakuje im własnego zdania. Nie mają swojego stylu. Są modne, ale podążają za tą modą. Jednocześnie, pewnych granic nie przekroczą – Ciche Myszki to nie były te dziewczyny, które goliły pół głowy, gdy przyszła na to moda. Im brakuje dystansu do siebie, brakuje doświadczenia w upadaniu i wstawaniu. Wolą trzymać się na uboczu, zlać z tłem. Chciałyby wiele osiągać, ale ich własne słabości biorą górę. Paraliżuje je strach przed oceną otoczenia, przed byciem odrzuconą, zranioną. Wolą nie ryzykować. Nie potrzebują pić tego szampana. Potrafią o siebie zadbać, ale nie potrafią o siebie zawalczyć. Brak im odwagi, choć nie brak motywacji. Brak inicjatywy, choć nie brak pomysłów. Na studiach na pewno siedziały gdzieś na sali, ale pewnie ich nie zauważyliście. Gdy przyszło im prezentować swoje projekty okazywało się, że taki ktoś istnieje. Okazywało się, że ma łeb na karku. Zawsze były przygotowane, ale nigdy nie zgłaszały się pierwsze do odpowiedzi. Nie zadawały pytań. Nie podnosiły ręki. Nie chodziły na imprezy integracyjne. Ciche Myszki najchętniej otaczają się innymi Cichymi, bo one się wzajemnie rozumieją, ale się nie deprymują. I tak koło się zamyka.

Mam dla Cichych Myszek jedno zdanie – poza strefą komfortu jest o wiele ciekawiej!
Tam jest życie! Pełne wrażeń, ludzi z pasjami, przyjaciół i wrogów.
Tam są smaki, zapachy, widoki, doznania, wrażenia, emocje.
W strefie komfortu nie dzieje się nic.

Wystarczy wyjść z tej zasranej strefy komfortu, przeżyć coś, upaść i wstać. Mamy jedno życie, a ty naprawdę chcesz zmarnować je siedząc w kącie? Przecież wcale nie jest ci z tym dobrze. Przecież wcale nie jesteś szczęśliwa. Nie brak ci wiedzy, obycia. Jest wiele tematów, o których mogłabyś rozmawiać godzinami. Masz swoje przemyślenia, które warto wreszcie komuś przedstawić. Masz pasje, którymi możesz inspirować innych. Masz swoje wady i zalety – ma je każdy. Nie bój się śmiać ze swoich słabości – te również ma każdy! Zamykając się w swoim pokoju, zamykasz się na życie. Piszesz najnudniejszy film świata. Chciałabyś poznać kogoś, kto cię rozbudzi, zmotywuje – on jest tam, w prawdziwym świecie pełnym szans i zagrożeń. Nie w twoim pokoju. Wyjdź ze swojej strefy komfortu i sama się przekonaj. Boisz się, że ktoś cię skrzywdzi? To będzie dla ciebie lekcja. Nie jesteś kretynką, nie wpakujesz się w jakieś naprawdę poważne gówno. Masz głowę na karku, tylko boisz się nią ruszać. Boisz się podskoczyć, żeby zerknąć za horyzont, ale ty zbyt długo twardo stąpałaś po ziemi, żeby tym jednym podskokiem odlecieć. Spróbuj, a zobaczysz. Nie grozi ci nic.

Komentarze

Popularne