Kobieto, kim właściwie jesteś?
Mąż mój jest niespecjalnie piłkarskim typem, więc ja ze swoją i tak niewielką wiedzą o piłce, za to z dużym w jej kierunku zainteresowaniem, w domu mogę na tym samym poziomie dyskutować o piłce tak z własnym Mężem, jak i z własnym Kotem – obydwoje patrzą wtedy na mnie wielkimi oczami z niewielkim zrozumieniem. Na oglądanie niedzielnego finału Euro 2016 zaprosiliśmy więc Przyjaciela Męża – w skrócie nazwijmy go PM. Mecz był nudny i mało emocjonujący, więc rozmowy często odbiegały od sytuacji na murawie. Gdy w kontekście jednego z wątków powiedziałam "ja z facetami nie mam problemu się dogadać, za to z babkami… jezu, droga przez mękę" dążyłam do przeskoczenia na inny wybrany przez siebie temat rozmowy, lecz PM tu się zatrzymał, na tym się skupił i odpowiedział mi "nie ujmując tobie niczego, muszę zauważyć, że wszystkie laski, z którymi gadam mówią to samo – że z innymi kobietami nie potrafią się dogadać". I tak powstał temat dzisiejszego posta.
Wracając więc do podwalin tego wpisu – tak, nam kobietom na wczesnych etapach znajomości ciężko jest znaleźć wspólny język. Wolimy dmuchać na zimne, węszyć i sprawdzać drugą stronę nim pokażemy swoje "ja". Nie ufamy, nie jesteśmy otwarte, wiele zachowujemy dla siebie, nie przekraczamy swoich granic, bo wiemy, że poza strefą komfortu tak łatwo jest zostać zranioną. Doskonale wiemy, że nie stworzymy z nikim wartościowej relacji nie ufając mu – a nie zaufamy nie mając pewności co do jego intencji. Lecz gdy już stworzymy z drugim człowiekiem więź, nigdy jej nie zapominamy. Nawet jeśli palimy mosty i mówimy sobie "nie będę spoglądać wstecz, nie warto", wspomnienia dawnych przyjaźni wracają rozsiewając w nas smutek, tęsknotę i żal. Tęsknimy często nie do tych ludzi, ale do poczucia bezpieczeństwa, zaufania i zrozumienia, które między nami kiedyś istniały. Do tych małych społeczności, które kiedyś tworzyliśmy. W świetle dalszego przebiegu spraw, okoliczności w jakich te melancholijnie wspominane związki się rozpadały, boimy się, że nigdy nie osiągniemy biologicznego celu swojego istnienia, jakim dla kobiet jest budowanie relacji. Dlatego do każdej kolejnej okazji podchodzimy roztropnie i uważnie. W ten sposób nasze koło nieufności i bezgranicznego zaufania zamyka się i toczy w ślad za społeczną potrzebą przynależności.
W dobie rozmowy próbowałam PM wytłumaczyć różnice między przyjaźnią kobiet a mężczyzn i odmienność tych relacji. Mówiłam, że kobiety genetycznie predysponowane są do budowania więzi społecznych, współpracy, kolektywistycznego podejścia do przetrwania, a mężczyźni skupieni są na sobie, na przetrwaniu swoim i swoich genów. Wysnułam wnioski, że kobiety ostrożniej podchodzą do nowych relacji wyczuwając wzajemne uprzedzenia w układzie kobieta-kobieta, co jest zgoła inne w sytuacji kobieta-mężczyzna czy mężczyzna-mężczyzna, bo kobiety patrzą na relacje w dłuższej perspektywie; nie chcą wchodzić w coś, co wyrządzi im jakąkolwiek szkodę. Jeśli też coś nam kobietom nie odpowiada w drugiej kobiecie, staramy się do czasu trzymać to dla siebie niż od razu uciekać się do agresji i przemocy. Jeśli nic się nie zmienia to w końcu i tak pewnie wybuchniemy ;)
Być może to moja nadinterpretacja i poniższe stwierdzenia są bzdurne (jeśli tak jest – czekam na Wasze zdanie w komentarzach ;)), ale wydaje mi się, że kobiety z natury nie lubią płytkich i sztucznych relacji, nie tolerują kłamstwa, zdrady i fałszu z innych powodów niż mężczyźni. W chwili zdrady facet czuje, że on został zdradzony, że on został oszukany, jego ego cierpi. Kobieta widzi natomiast rozpad relacji – więzi, którą chciała zbudować, a poprzez fakt rozłamu w tej więzi dopiero cierpi ego. Dla kobiety fałsz nie tyle rzutuje w jej osobiste dobre imię, co w jej związek z drugim człowiekiem. Jednocześnie, kobiety są bardziej świadome swoich obaw i oczekiwań wchodząc w relacje z drugim człowiekiem, o wiele częściej analizują swoje związki z innymi (rodziną, przyjaciółmi, ludźmi z pracy).
Mąż mój, gdy ma w pracy spinę na tle komunikacyjnym czy interpersonalnym, widzi siebie – swój punkt widzenia. Gdy skończy się żalić, zawsze dążę do pokazania mu perspektywy drugiej strony. Pokazuję mu, skąd mogą wynikać takie okoliczności, czego ten inny ktoś może oczekiwać, czego może się bać, co może go denerwować. Ponieważ jako kobieta postrzegam kondycję relacji Męża z innymi ludźmi (szczególnie ze współpracownikami) jako ważniejszą niż jego dobre samopoczucie (sorry, husband, you knew what you were taking) nie przebieram w słowach; nie chodzi o to, żeby on poczuł się dobrze – wtedy często musiałabym kłamać mówiąc, że jest idealny, a przecież w życiu chodzi o ciągle doskonalenie się; w ideale z definicji już nie ma co poprawiać. Dość ostentacyjnie stawiam sprawy jasno, przyjmując pozycję i jego, i drugiej strony – wskazując mu cele, obawy i metody wszystkich zaangażowanych. Kobiety nie bez kozery mają wyższy poziom empatii. Ona pozwala nam spojrzeć na sytuację oczami drugiej, trzeciej i każdej kolejnej strony, żebyśmy mogły oceniać nie jednostki, ale zachodzące między nimi relacje. Jednocześnie, mamy przez to o wiele większą potrzebę dawania rad, wygłaszania swoich opinii i mówienia innym, co powinni (OK, co MUSZĄ) zrobić ;)
Wystarczy spojrzeć na karty historii, by zauważyć miejsce kobiet podczas wojen. Niewiele z z nich zakładało mundury i szło walczyć w armii. Zostawały w domach, by bronić tego, co już osiągnęły, co już wypracowały. Ktoś musiał dbać o to, co zaślepieni potrzebą kolejnych podbojów mężczyźni zostawiali niemalże na pastwę losu. Ile znacie wojen rozpoczętych przez kobiety? Ja nie znam żadnej. Nie przychodzi mi do głowy żadna sytuacja, w której kobiety podrzynają gardła, projektują machinerię wojskową czy grożą innym krajom, by przejąć ich tereny i zasoby. My tak nie działamy!
Nie znaczy to, że w armii nie ma miejsca dla kobiet. Jest. Jak w każdej innej dziedzinie życia i pracy. Lecz babka w mundurze nigdy nie będzie zachowywać się i myśleć, jak facet w mundurze. Przy okazji minionego szczytu NATO w Warszawie, TVP zorganizowała kolejną edycję swojego "Wielkiego Testu O…". Tym razem motywem przewodnim było NATO, a wątkami wspierającymi tematyka militarna. Do studia zaproszono gwiazdy, celebrytów, sportowców i wojskowych właśnie. Kobiety-żołnierze utworzyły w ramach zabawy swoją własną drużynę. Pomiędzy pytaniami quizowymi z obecnymi w studiu przeprowadzano krótkie wywiady. Gdy w końcu do głosu doszły kobiety-żołnierze, ich reprezentantka pytana o doświadczenia z pracy i szkoleń w jednej z jednostek w Polsce swoją odpowiedź skupiła na… przyjaźni. Opowiadała o tym, jak wiele osób poznała, jak wiele relacji zbudowała z żołnierzami z innych krajów. Nie mówiła o wojnie, o jej brutalności ani o rygorze wojska. Mówiła o przyjaźni, bo (jak to kobieta) wartość dostrzegła w relacji z innymi.
PS: Właśnie ta zespołowość urzeka mnie w piłce najbardziej.
Komentarze
Prześlij komentarz