Wolność a równość.

Yuvel Noah Harari pisze w "Od zwierząt do bogów" o odwiecznej walce między wolnością a równością. Wyraźnie podkreśla, że posiadanie obydwu tych wartości w społeczeństwie nie jest możliwe. Trzeba wybrać między jednym a drugim i temu wyborowi podporządkować swoje rządy.


Jak jest w Polsce? Dążymy do równości – cierpi na tym nasza wolność. Dajemy wszystkim równe szanse, wszystkich obowiązują te same zasady gry. Bezrobotnych opłacamy z pieniędzy wpłacanych przez robotnych. Inwalidom i schorowanym opiekę finansują pełnosprawni obywatele. W opozycji do takich założeń można by postawić niegdysiejsze Stany Zjednoczone (ostatnie lata z Obama Care na czele pokazują ich tendencję do uspójniania społeczeństwa). W USA wolność była kiedyś najważniejszą wartością. W pewnych stanach mogłeś bez konsekwencji odstrzelić intruza wchodzącego na twoją posiadłość. Jeszcze wcześniej mogłeś kupić z Afryki czarnoskórego niewolnika i "zatrudnić" go na swojej plantacji. Wydawać by się mogło, że jaka to wolność, skoro w kadrze stoi niewolnictwo! Ale dla ówczesnych Amerykanów Murzyn nie był człowiekiem – nie miał takich samych praw; nie był równy swojemu Panu. Równości nie było, ale była wolność. Dla wybranych. Bo o to chodzi w idei wolności stającej kontrą do równości.

Nawet żyjąc w społeczeństwie ukierunkowanym na jedną wartość, w ujęciu jednostkowym możemy mieć zakodowaną tę drugą. I tak, mimo całej polityczno-socjokulturowej schedy socjalizmu, który zakorzenił w nas wrażenie, że nam się należy (opieka zdrowotna, zatrudnienie, dach nad głową), mnie osobiście to kompletnie nie przekonuje. Jestem pieprzonym liberałem. Moje zapatrzenie w tę ideologię jest tak mocne, że gdybym nie kierowała tego bloga do kobiet, nazwałabym się pieprzonyliberał.pl (liberałka brzmi źle, po prostu brzmi jak przekomarzanie się, jak słaby żart). Uważam, że aparat państwowy powinien w minimalnym stopniu ingerować w moją codzienność, moją wolność wyboru i moje losy. Uważam, że powinnam móc całkowicie decydować o sobie i ponosić wszelkie konsekwencje tych decyzji. Tego samego oczekiwałabym od swoich koleżanek i kolegów. Nigdy nie sięgnęłabym po jakiekolwiek dofinansowanie. Jeśli miałabym genialny pomysł i chciałabym go zrealizować, szukałabym inwestora mogącego wesprzeć mnie w realizacji moich projektów. Brzydzi mnie branie pieniędzy od Państwa i państwa – czyli Was; tych, co to czytają i tych wszystkich wokół Was. Kim ja jestem, żebyście mieli ze swoich podatków opłacać moje komputery? Że z Unii to można? A w kasie unijnej niby skąd wzięła się kwota na koncie? Wyczarowali je? Dopisali kilka zer? Ktoś na to zapracował, ktoś te pieniądze tam włożył w jakimś celu, a teraz, chcąc budować imperium europejskie, ktoś inny daje potrzebującym, bo zespół jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo.

Jeśli masowo trwonimy pieniądze przyznawane nam z Unii, oznacza to, że nie nadajemy na tych samych falach, co Unia. Czy już jesteśmy czarną owcą? Nie wiem; pewnie tak, bo odstajemy ideowo i strategicznie od pozostałych Państw członkowskich. Ale przystąpiliśmy do Unii, bo chcieliśmy być równi – dorównać zachodnim, dobrze prosperującym krajom. Czy "keine grenzen" nie uwodziło nas wizją końca podziałów? Obiecywanie wspólnej waluty, szans na lepszą pracę, szersze perspektywy dla młodych. Zawieszając obok polskiej flagi tę unijną podpisaliśmy się pod szeregiem zasad gry, które nie my ustalaliśmy – które inni nam narzucili. Tym samym ograniczyliśmy swoją wolność, po raz kolejny zresztą. Wydaje się, że Polacy nie chcą być wolni – ale chcą być równi. Boimy się wolności, bo boimy się, co inni mogliby nam w jej ramach zrobić. Boimy się być czujni i uważni, inteligentni, zaradni i przedsiębiorczy. Łatwiej jest powołać się na prawa spisane przez kogoś i nam wpojone. O wiele łatwiej jest nie myśleć, tylko ufać, jak te owce w pędzie.

Nie przekonuje mnie to. Nie przekonuje, bo nie chcę być równa z kimś, kto marnuje swoje życie, gdy ja zapierdalam. Nie chcę być równa z kimś, kto bije swoją żonę i dziecko, gdy ja płaczę na widok przemocy i wojny. Nie chcę być równa z kimś, kto nie szanuje innych, gdy ja zawsze staram się dojść do porozumienia. Wreszcie – nie chcę być i nie jestem równa z kimś, kto zabija. W moim świecie ludzie nie są równi – ale są wolni. Właśnie przez tę wolność wyboru i decydowania o sobie stajemy się wobec siebie nierówni. Jedni osiągają więcej, inni mniej. Ale wszyscy jesteśmy wolni. To od nas zależy, którą ścieżką pokierujemy swoje życie.

Komentarze

Popularne