Rodzina 3.0
Nazewnictwo zjawiska, o którym dziś
piszę, wynika z podkreślenia różnic dostrzegalnych w kontekście
rodziny na przestrzeni 3 pokoleń (nie biologicznych, ale raczej
społecznych). Warto opisać wszystkie trzy typy, bo dzięki temu
możliwe będzie zauważenie przemiany.
Zanim przejdę do meritum,
przytoczę kilka funkcji rodziny:
• prokreacja : zaspokojenie
emocjonalno-rodzicielskich potrzeb współmałżonków oraz
umożliwienie biologicznego przetrwania społeczeństwa;
• seksualność : społecznie
akceptowana forma współżycia płciowego;
• ekonomia : gwarancja bezpieczeństwa materialnego rodziny (podfunkcje: produkcyjna, zarobkowa, gospodarcza i usługowo-konsumpcyjna);
• opieka / bezpieczeństwo : zabezpieczanie środków niezbędnych do życia oraz sprawowanie opieki nad niepełnosprawnymi lub chorymi członkami rodziny;
• socjalizacja : realizowana w dwóch wymiarach: jako przygotowanie dzieci do samodzielnego życia i pełnienia ról społecznych oraz jako wzajemne dostosowanie swoich zachowań i cech osobowości przez współmałżonków;
• stratyfikacja : nadawanie przez rodzinę pozycji społecznej swoich członków (istotne w społeczeństwach kastowych, takich jak np. w Indiach);
• rekreacja : zaspokojenie potrzeb odpoczynku, relaksu, rozrywki;
• emocje : zaspokojenie potrzeb emocjonalnych;
• kultura : przekazywanie dzieciom dziedzictwa kulturowego poprzez zapoznawanie ich z dziełami sztuki, literatury, zabytkami i innymi cennymi reliktami przeszłości;
• ekonomia : gwarancja bezpieczeństwa materialnego rodziny (podfunkcje: produkcyjna, zarobkowa, gospodarcza i usługowo-konsumpcyjna);
• opieka / bezpieczeństwo : zabezpieczanie środków niezbędnych do życia oraz sprawowanie opieki nad niepełnosprawnymi lub chorymi członkami rodziny;
• socjalizacja : realizowana w dwóch wymiarach: jako przygotowanie dzieci do samodzielnego życia i pełnienia ról społecznych oraz jako wzajemne dostosowanie swoich zachowań i cech osobowości przez współmałżonków;
• stratyfikacja : nadawanie przez rodzinę pozycji społecznej swoich członków (istotne w społeczeństwach kastowych, takich jak np. w Indiach);
• rekreacja : zaspokojenie potrzeb odpoczynku, relaksu, rozrywki;
• emocje : zaspokojenie potrzeb emocjonalnych;
• kultura : przekazywanie dzieciom dziedzictwa kulturowego poprzez zapoznawanie ich z dziełami sztuki, literatury, zabytkami i innymi cennymi reliktami przeszłości;
(źródło: http://www.wos.net.pl/rodzina.html)
rodzina 1.0 – obecni dziadkowie
To tradycyjne ujęcie rodziny, w którym
małżonkowie zostawali ze sobą na dobre i złe. Nie było mowy o
rozwodach, rozejściach. Ludzie zostawali ze sobą do śmierci, bez
względu na to, czy i jak bardzo mogli być w związku nieszczęśliwi.
Rodzina 1.0 to twór mocno ingerujący w decyzje pozostałych
członków stada, nie tolerujący odmienności i postaw łamiących
utarte przekonania. Widoczny jest wyraźny podział obowiązków –
mężczyzna musi zarabiać pieniądze, kobieta musi dbać o ognisko
domowe. Kobieta nie musi pracować, nikt od niej tego nie oczekuje;
jej rolą nie jest rozwój osobisty czy kariera, ale opieka nad
rodziną – "rodzina jest najważniejsza", które to hasło
rozumiane jest w kontekście mężczyzny jako właściwa kwota
wpływająca co miesiąc do rodzinnego portfela. Zakładający takie
rodziny prezentują stereotypowe w ujęciu inteligencji emocjonalnej
zachowania, w ramach których kobieta jest sługą emocji, wsparcia,
empatii, dobra i ciepła, a mężczyzna dominuje nad nią i stadem,
walczy, konkuruje, rywalizuje (co przekazuje potomstwu tym samym
ucząc je odrębności). Więzi rodzinne są podtrzymywane, osoby
spokrewnione spotykają się przy wielu okazjach – na urodzinach,
imieninach, chrzcinach, komuniach świętych, bierzmowaniach,
ślubach, rocznicach, pogrzebach. Na śluby zapraszani są dalecy
krewni, imprezy te są huczne, w Polsce trwając po 2-3 dni. Między
przedstawicielami tej samej generacji (rodzeństwa, kuzyni) wyraźne
są zachowania rywalizujące. Rodzina jest nadrzędnym celem życia
jednostki – kto się z tego wyłamuje, postrzegany jest jako
nieudacznik, odmieniec.
rodzina 2.0 – obecni rodzice / młodzi
dziadkowie
To pokolenie, które rodziny zakładało
ze zmianą w tle – w przypadku Polski była to zmiana ustrojowa.
Musieli wypracować własny wzorzec współżycia, łączący dobro
rodziny z karierą / biznesem. Początek lat 90. w Polsce wskazuje na
chęć podtrzymywania tradycyjnych zachowań – jeśli kobieta
zachodziła w ciążę przed zamążpójściem, organizowano szybki
ślub, by dziecko przyszło na świat w rodzinie formalnie i
religijnie potwierdzonej. Śluby były nadal wydarzeniem głośnym,
zrzeszającym członków rodzin. W drugiej połowie lat 90. w Polsce
rozpoczęła się fala rozwodów, którym początkowo nadawano
wydźwięk kontrowersyjny. Starsze pokolenia nie akceptowały decyzji
swoich dzieci o rozstaniu, nie rozumiały go i nie wiedziały, jak
się do niego ustosunkować. Rozwody nie dotyczyły tylko relacji
między małżonkami, ale odchodzenie od rodziny w ogóle. Wcześniej
praktykowane wspólne mieszkanie rodzin wielopokoleniowych zaczęły
wypierać przeprowadzki za pracą. W Polsce zachowano pewne
bezpieczne odległości między miejscem zamieszkania młodej rodziny
a jej "starszyzną", ale w USA – gdzie indywidualizm
jednostki jest zdecydowanie wyższy – normą stało się
rzeczywiste zostawianie rodziny. Rozchwiana pozycja rodziny w
hierarchii wartości jednostki rodziła niepokój i smutek u
starszych pokoleń, ale w przypadku młodszych – wartość zyskała
praca i kariery; w rodzinie 2.0 sukces zawodowy zaczął wypierać
umiejętność budowania rodziny. Rozwój jednostki i jej osiągnięcia
zaczęto postrzegać jako bardziej wartościowe od rozwoju rodziny.
rodzina 3.0 – obecni 20- 30-latkowie
Pokolenie wychowywane przez samotnych
rodziców czy własnych dziadków, w rodzinach patchworkowych lub też
znające takie okoliczności z domów swoich rówieśników –
dzieci dorastające w rodzinie 2.0, wspominające dzieciństwo jako
okres niezaspokojonych potrzeb bliskości. Im rodzina kojarzy się z
czymś niestabilnym lub analitycznym, "nic nie jest dane na
zawsze". Wyrabiają własne wzorce małżeństwa i rodzicielstwa
bazując nie tylko na własnych doświadczeniach, ale i kulturze
masowej (filmie, serialu, książce). Szukają swojej tożsamości,
wielokrotnie zmieniając postawę wobec chęci posiadania potomstwa,
chęci formalizowania rodziny, wizji nie tylko małżeństwa, ale
związku w ogóle. Coraz powszechniejsze są głosy "nie nadaję
się do związków" czy "nie wiem, czego chcę".
Perspektywa rodziny jawi się jako wyidealizowany koncept, z jednej
strony utopijny i upragniony, z drugiej niemożliwy do osiągnięcia.
Widać konflikt między chęcią budowania czegoś wspólnie a
potrzebą zachowywania własnych granic, własnego "ja"
jednostki. Obowiązki w związkach dzieli się równo między
dwojgiem małżonków, praktykuje się oddzielne konta bankowe,
odrębne spędzanie czasu, własne pasje partnerów, własnych
przyjaciół jednostki.
W ostatnich "Charakterach"
jest bardzo ciekawy artykuł o przepisie na udany związek, zachęcam
do jego lektury.
Bez związku – więzi – nigdy nie
uda się stworzyć stabilnej rodziny. To, jak dwoje ludzi buduje
między sobą wyjątkową relację jest kwestią bardzo indywidualną,
dlatego niemożliwym jest spisanie listy przykazań wskazujących
właściwe zachowania. Jest jednak kilka cech, które przyczyniają
się do powstawania silnych i bezpiecznych relacji między ludźmi,
nie tylko małżonkami – ale ludźmi w ogóle. Wśród nich
wymienić można zaufanie, zrozumienie i dostępność emocjonalną
po obydwu stronach.
Zaufanie nie powinno sprowadzać się
do kwestii zdrady, odpowiedzi na pytanie "czy myślisz, że twój
partner/partnerka może cię zdradzić", bo zdrada nie jest
problemem samym w sobie, ale jego konsekwencją. Chodzi o zaufanie
równające się z pewnością, świadomością, że gracie do tej
samej bramki, że macie wspólne cele. Te cele muszą być zgodne z
indywidualnymi przekonaniami obydwu stron relacji. Musicie chcieć
tego samego, bo w przeciwnym wypadku jedno od drugiego odejdzie za
potrzebą spełniania własnych potrzeb, których zaspokojenie
związek wydaje się utrudniać czy wręcz uniemożliwiać. To nie
dotyczy tylko rodziny – można to spokojnie przełożyć na
przyjaźń czy nawet pracę.
Zrozumienie to umiejętność
porozumiewania się, komunikowania, ustalania wspólnych zasad,
granic i ich tolerowanie. To cecha zwalczająca domysły i
podejrzenia, a dostarczająca (znowu) pewności. Zrozumienie
dostarcza poczucia bezpieczeństwa, wpływa korzystnie na
samoakceptację, ale i rozwija empatię – spoiwo emocjonalne
działań społecznych. Zrozumienie to więc umiejętność
przeżywania w ten sam sposób – śmieszy, wzrusza, złości nas to
samo (albo przynajmniej umiemy przewidzieć reakcję naszego
partnera).
Dostępność emocjonalna jest
niezbędna do unikania nieporozumień. Trzeba umieć identyfikować,
nazywać i przeżywać swoje stany emocjonalne, rozumieć je u siebie
i u partnera. Umożliwia budowanie więzi emocjonalnych między
ludźmi, pozwala na tworzenie związków bezpiecznych i
zaspokajających potrzeby emocjonalne ich uczestników. Jest ważna
nie tylko w relacji rodzic-dziecko, ale w każdej emocjonalnej
relacji.
Problemy mojego pokolenia nawet nie tyle z zakładaniem rodziny, co tworzeniem związków w ogóle, motywują mnie do obserwacji zachowań rówieśników. Próbuję zrozumieć ich postrzeganie przyszłości ich samych oraz naszego wspólnego społeczeństwa. Wśród 20-, 30-latków dostrzegam 2 typy z wyżej wymienionych : 2.0 i 3.0. Oznacza to, że rodzina tradycyjna, rodzina 1.0 zaczyna odchodzić do lamusa. Wpływ na to na pewno mają rozwój gospodarczy państwa, różnice kulturowe oraz wzrastająca indywidualność jednostki. Ma to swoje zalety (większa niezależność i zdolność do przetrwania jednostki) i wady (słabnące więzi między ludźmi). Liczę na to, że uda nam się stworzyć społeczeństwo silne i rozwojowe, dostępne emocjonalnie, empatyczne i rozumiejące. Że skończymy z obłudą, lękiem przed zranieniem i wyścigiem szczurów. Że przestaniemy znać temat rodziny z blogów i filmów, że uwierzymy w nasze możliwości tworzenia własnych idealnych rodzin. Że nie damy się zaszufladkować, podporządkować już utartym wzorcom, że odnajdziemy się w świecie bezustannych przemian. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą dorastać w bezpiecznym, wspierającym i kochającym je środowisku i że stworzą lepszy świat niż my próbujemy każdego dnia, zamykając swoje serca na miłość.
dobry temat, też się jakiś czas temu przyglądałam, ale doszłam do innych wniosków - podział nie jest poziomy (pokolenia), ale pionowy. mam na myśli tu kalki historii swoich dziadków, rodziców. osoba wychowana w pełnej rodzinie, z kilkorgiem rodzeństwa z dużo większą łatwością zbuduje swoją rodzinę i nie będzie szukać rozwiązań problemów w pierwszej kolejności w rozstaniach. a osobie wychowanej tylko przez jednego rodzica będzie trudniej zaangażować się w pełni w związek na stałe ( przez lęk przed stratą, albo przez postrzeganie straty drugiej osoby jako coś oczywistego). sama jestem z takiej rodziny - moi rodzicie nie są razem i pamiętam (z czasów,gdy jeszcze uważałam, że te wzorce da się przepracować) komentarze rodziców moich kolegów "czy ona na pewno jest dla Ciebie? czy to na pewno dobry pomysł żebyście byli razem?". a potem obserwując swoje związki i mnie w nich zauważyłam, że łatwiej mi luźniejszych relacjach, choć moi partnerzy chcieli się bardziej angażować i budować silną relację - bo taki obraz wynieśli z domu. i choć byli w moim wieku byli mocno przekonani, że związek to na wieki, że związek się buduje latami, że to silne zaufanie, ale i oddanie.
OdpowiedzUsuńMasz rację, to nie jest poziomy wynikający z daty urodzenia podział, ale właśnie pionowy. Chyba że kontekst pochodzenia rozłożymy na płaszczyźnie płaskiej – niczym hierarchia, jak postęp, z którego wynika dokładnie to, o czym mówisz – to, jakie mamy nastawienie wywodzi się z naszych doświadczeń. Moi rodzice rozwiedli się dość późno, po niemal 20 latach małżeństwa, choć ja gdzieś w duchu wyczuwałam taki koniec od 8. roku życia, czyli od kiedy rodzice moich rówieśników zaczęli się rozwodzić. Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego im zajęło to tyle lat było nastawienie mojego ojca, wiernego tradycyjnym przekonaniom. Matka chciała się rozwijać, być wolna, często wydaje mi się, że w jej rozumieniu rodzina była utrudnieniem w realizacji celów zawodowych.
UsuńCholernie boję się powielania błędów swoich rodziców, dlatego takie tematu mnie intrygują i zastanawiają. Całe szczęście dzisiaj mogę kontynuować związek z moim najlepszym przyjacielem, z nim chcę tworzyć rodzinę, podziwiając w nim zalety i tolerując wady; zajęło mi trochę czasu zdefiniowanie naszych ról w związku, w którym obydwoje jesteśmy silnie zaangażowani, ale i spełniamy się poza nim – w pracy, zainteresowaniach, hobby. Nie jesteśmy jednością, bo ja w czymś takim bym się udusiła, a z drugiej strony – nie potrafię osaczać.
Dla mnie, dobieranie się w pary jest jak łamigłówka dla 3-latka, który musi dopasować kształt klocków do otworów – jeśli do siebie nie pasują to nic nie pomoże, po prostu się nie da. Otwory to potrzeby, klocki to możliwość ich zaspokajania. Tylko odpowiednio dopasowane stworzą spójną, jednolitą formę. Trzeba wiedzieć jakie się ma potrzeby, czego się oczekuje i umieć dostrzegać osoby potrafiące je zaspokajać. Tak sądzę.
I może być właśnie tak, że problemy z dobieraniem się w pary wynikają z jednej strony z wielu różnych wzorców i wizji rodziny, związków w ogóle, których niestety nie da się pogodzić. Nie można też na siłę zmuszać partnera do zmiany, bo przecież Twoja preferencja luźnej relacji nie jest Twoim widzimisię, nie wybrałaś takiej postawy tak, jak się wybiera koszulkę w sklepie – to siedzi głęboko w Tobie.